Nad ulicami Nowego Jorku zgromadziły się czarne chmury,
napływające z południowego wschodu. Uniosłem wzrok, przymykając powieki, kiedy
na niebie pojawiła się błyskawica. Chwilę potem usłyszałem cichy grzmot, a z
nieba opadły pierwsze krople deszczu. Zapiąłem do końca suwak bluzy, zarzucając
na głowę kaptur. Ostatnie o czym marzyłem w tamtej chwili, to nos zatkany przez
katar. Rozejrzałem się wokoło, ignorując kumpli, którzy o czymś wesoło
rozmawiali i śmiali się.
- Ej, Harry, zobacz jaka laska – szepnął do mnie Zayn,
szturchając w ramię. Od niechcenia powiodłem za jego wzrokiem, dostrzegając
wysoką blondynkę o ponętnych kształtach. Może i w moim typie, ale tego dnia nie
miałem ochoty patrzeć na te wszystkie cuda natury przewijające się przed
galerią handlową.
- Niezła jest. – Skomentowałem krótko, odwracając od niej
wzrok.
- Stary, gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że jesteś
prawiczkiem! – zawołał z głośnym śmiechem Zayn, a trzeci z naszej paczki, Liam,
tylko uśmiechnął się pod nosem.
Liam zawsze był tym spokojniejszym i z pewnością najbardziej
rozsądnym chłopakiem z naszej trójki. Nie interesowały go krótkie ani przelotne
znajomości. Potwierdzał to zresztą związek z Danielle. Byli ze sobą już dobre
cztery lata, a znali się od dziesięciu. Dokładnie od pierwszego dnia, kiedy ta
urocza i sympatyczna dziewczyna przeprowadziła się do Nowego Jorku.
- No stary, co jest? – zapytał Zayn, kiedy dostrzegł, że
jego jakże zabawne żarty ani trochę mnie nie śmieszą. Choć zwykle potrafiłem
się skręcać ze śmiechu.
- Ciebie też nie interesowałyby te wszystkie laski, gdybyś
wiedział, że całe trzy miesiące spędzisz na jakiejś zapyziałej, odciętej od
świata wsi z własnym dziadkiem! To koszmar…
- Oj, Hazza! Na pewno będzie tam nie jedna laska, a wtedy…
- Na takiej pipidówce, jak ta wiocha pod Londynem, to ja
mogę jedynie znaleźć kogoś, kto ze mną pokopie piłkę, bo dziewczyny, to szkoda
gadać – warknąłem pod nosem na samą myśl.
Nie rozumiałem, co dziadka trzymało w tej wsi. Doncaster? Coś
takiego chyba. No właśnie, nawet nazwa tej pipidówki żywcem wzięta z kosmosu.
Jak można żyć w małym miasteczku, mającym zaledwie coś ponad pięć tysięcy
mieszkańców? Zero przestrzeni, zero swobody, zero kobiet! Takich pięknych,
jakie tu się kręcą… Przeprowadziłby się do Nowego Jorku i byłby spokój, ale
nie! Dziadek woli wieś, co za żenada. Cieszę się, że chociaż rodzice byli na
tyle mądrzy, żeby w czasie kryzysu szukać pracy po drugiej stronie globu, bo
przysięgam – nie wytrzymałbym w tamtym miejscu długo.
- Muszę lecieć. Mam dość telefonów od matki z informacją, że
muszę się pakować. – Zmarszczyłem brwi, czując ponowne wibracje w kieszeni
spodni.
- Widzimy się na imprezie końcem sierpnia, prawda?
- No jasne! – Zawołałem ożywiony na samą myśl.
To było moją nadzieją do przetrwania. Impreza, na której będzie
cała moja klasa licealna, z którą, niestety, już się pożegnałem. I mnóstwo
przepięknych koleżanek z klasy, które tylko czekały, aż zwrócę na nie więcej
uwagi, niż tylko krótkie rozmowy. Zdecydowanie lubiłem to. Kręciła mnie ta
świadomość, że każda chciałaby sprawdzić, jak to jest ze mną w łóżku.
Pożegnałem się z Zaynem i Liamem kumplowskim uściskiem,
kierując się w stronę metra, którym dostałem się pod moją dzielnicę.
Wszedłem do niej, mijając po drodze sąsiadkę spod czwórki i zdziwaczałego
gościa, który przeprowadził się do nas niedawno. W ogóle sądziłem, że ostatnio
otaczają mnie sami dziwni ludzie. Każdy miał niewyobrażalne problemy,
obiegające od normy. Wczoraj na przykład, kiedy siedziałem przed wejściem na
klatkę schodową z Liamem i wysłuchiwałem o jego kłopotach z dziewczyną, można
powiedzieć, że przypadkowo podsłuchałem, o czym pani Dawson mówiła do swojej
córki. Że ciągle w nocy słyszy jakieś rytmiczne stukania w jej mieszkaniu. Raz
pod łóżkiem, raz w kuchni, raz w łazience o wannę… Stara babka ma coś z głową,
a nie stukanie słyszy.
Będąc już pod drzwiami mieszkania zorientowałem się, że jak
zwykle zapomniałem wziąć ze sobą kluczy, zanim mama wyszła do pracy.
Zadzwoniłem do niej i dostałem ochrzan za swoje nierozgarnięcie. Później
zaproponowała, abym przyjechał do niej do pracy, ale stanowczo odmówiłem. Cóż,
wyglądało na to, że musiałem odwiedzić panią Dawson i przejść z balkonu w jej
salonie na balkon w swojej sypialni. Na szczęście jestem na tyle
wspaniałomyślny, że zostawiłem uchylone drzwi, wsadzając między nie a futrynę
kapcia z korytarza. Geniusz, prawda? Zupełnie, jakbym przeczuwał, że coś
takiego może mi się przydarzyć.
Zadzwoniłem na dzwonek, a po chwili zza lekko uchylonych
drzwi wyjrzała staruszka.
- Tak?
*
Kolejny deszczowy dzień z rzędu dawał się we znaki. Wokół
panował ponury nastrój i wszędzie było szaro. Mało kogo było widać na ulicy z
parasolem i nie można było z nikim zamienić choćby słowa. Ludzie albo chowali
się w domach, albo woleli przemieszczać się samochodami.
Ja byłem inny. Każdy widział we mnie kogoś innego,
wyróżniającego się z tłumu. Nie wiem, czy na taki dobry sposób, ale nigdy w to
nie wnikałem. Miałem dwadzieścia lat; wiadomym było, że przeżyłem swoje. Choć
każdy starszy powie z ironią: „co taki dzieciak wie o życiu”?. Otóż bardzo
dużo. Ale nie lubię wracać wspomnieniami do przeszłości. To rozdział, który
chciałem raz na zawsze zamknąć. Wolałem się cieszyć życiem, póki mogłem.
Właśnie maszerowałem wolnym krokiem do pana Stylesa. To
miły, starszy pan po siedemdziesiątce. W każdej wolnej chwili odwiedzałem go,
gdyż był przyjacielem mojego dziadka. Znali się jeszcze z młodości. Naprawdę go
lubiłem.
Ostatnio pan Styles przeszedł zawał serca, co sprawiło, że
moja rodzina bardzo się tym przejęła i poprosili mnie, abym w wolnych chwilach
go odwiedzał. Nie miałem nic przeciw. Naprawdę lubiłem odwiedzać tego starszego
mężczyznę, który w końcu kazał nazywać się dziadkiem. Przyznaję, że
rozwiązywanie z nim krzyżówek i słuchanie jego opowieści z dzieciństwa było
ciekawszym zajęciem, niż spotykanie się z fałszywymi kumplami.
Tego dnia miałem dla dziadka przepyszne ciasto biszkoptowe,
które niosłem na tacy owinięte folią. Mama upiekła je wczoraj i został dość spory
kawałek, dlatego postanowiła podzielić się. Prosiłem w duchu tylko o to,
aby nie zaczęło padać, bo ciasto równie dobrze mógłbym wyrzucić do pojemnika na
śmieci. Jednak nie sądziłem, że zostanę aż tak zaskoczony przez los.
Usłyszawszy nadjeżdżający samochód, zsunąłem się bardziej na
pobocze. Wszedłem na małą klapkę studzienki i w chwili, kiedy stanąłem bokiem
do drogi, poczułem na sobie zimną, ubłoconą wodę z kałuży. Jakiś wariat
przejechał z taką prędkością, że o mało nie przewróciłem się!
- Zabiję – warknąłem pod nosem, przyspieszając tempa, żeby
jak najszybciej znaleźć się u dziadka
Będąc już po niewielkim domkiem o kolorze słonecznika,
zapukałem energicznie w drewniane drzwi, pomalowane na ciemnozielony kolor.
Drzwi otworzył mi starszy mężczyzna i ogromnie zdziwił się, dostrzegając mnie w
takim stanie.
- Chłopcze! Co ci się stało? – zapytał, przepuszczając mnie
w drzwiach. – Zdejmuj bluzę, przepłucz ją i połóż na kaloryfer, szybciej
uschnie. Nie pójdziesz przecież taki ubłocony do domu!
- Nie trzeba, dziadku. To nie jest konieczne – odparłem,
zdejmując szybko buty. Zostawiłem je w małym przedsionku, a następnie udałem
się do kuchni.
- Ale co takiego się stało? – zapytał mężczyzna, stawiając
powolne kroki za mną.
Zanim on dotarł do stołu i usiadł, ja zdążyłem powiesić
bluzę na oparciu krzesła i zabrałem się za wstawienie wody na herbatę dla niego
i dla mnie.
- Ach, daj spokój! Idę spokojnie drogą z nadzieją, że nie
będzie padać, bo całe ciasto się rozbabrze… - mruknąłem, zaglądając po
sreberko. Tak jak sądziłem, ciasto nie nadawało się do jedzenia. Po kąpieli z
błotnej kałuży na pewno nie. – I słyszę nadjeżdżający samochód – urwałem.
Obszedłem do łazienki po jakiś ręcznik w ciemnym kolorze i
zarzuciłem go na włosy. Znałem ten dom na pamięć, więc nie przeszkadzał mi
fakt, że wracałem do kuchni z zamkniętymi oczami, susząc choć trochę włosy.
Kiedy znalazłem się już w pomieszczeniu, powiesiłem ręcznik na kaloryferze i
podszedłem do stołu, siadając na krześle naprzeciw dziadka.
- Pewnie do Donnowanów ktoś z miasta przyjechał… Ale w
każdym razie sądziłem, że pojedzie wolno. Przecież widać, że idzie pieszy i są
kałuże, prawda? A ten wariat jedzie jak szalony, ochlapał mnie i nawet nie
zatrzymał się, nie wyjaśnił, nie przeprosił, po prostu nic! – zawołałem
oburzony takim zachowaniem nieznajomego, dopiero w tej chwili uświadamiając
sobie, że w mieszkaniu ktoś jest poza nami.
Zerknąłem w prawo w stronę salonu dziadka. W progu stał
chłopak, w moim wieku albo nawet młodszy, oparty ramieniem o framugę drzwi i
uśmiechał się krzywo. Tak, jakby właśnie ktoś wepchnął mu do ust cytrynę. Ale
nawet ten uśmiech nie sprawił, że chłopak przez chwilę wydał mi się okropny z
wyglądu.
- Obawiam się, że to właśnie ja jestem tym wariatem, o
którym mówisz – powiedział spokojnie, nieco ironizując swoją odpowiedź.
*
Byłem niezwykle rozbawiony, kiedy z takim oburzeniem
wkroczył do domku dziadka ten chłopaczek. Co prawda miałem wiele pytań; co tu
robił? Dlaczego do MOJEGO dziadka zwracał się „dziadku”? Skąd dziadek go w
ogóle zna? I czemu ten koleś czuje się w tym domu jak u siebie?!
Postanowiłem jednak poudawać trochę miłego, gdyż wyglądało
na to, że był strasznie wojowniczy, jeśli chodziło o sprawiedliwość. A czułem,
że nie odpuściłby mi prędko tego, że go ochlapałem i teraz zamiast jeść ciasto,
które wyglądało tak cholernie apetycznie, musimy wpieprzać sucharki do herbatki
na werandzie za domem dziadka.
- Jeszcze raz sorry za tamto. Nie znam tutaj okolicy i nie
zdawałem sobie sprawy, że całego cię ochlapię – powiedziałem skruszony, siląc
się na przepraszający uśmiech. Ale widocznie skrzywiłem się na tyle dziwnie, że
chłopak roześmiał się. Przepraszam bardzo, czy ja wyglądam na klauna? No nie
wydaje mi się.
- Jakoś przeżyję. Dobrze, że to nie przez Londyn będę musiał
wracać cały ubłocony – odparł, mocząc krakersa w malinowej herbacie.
Liam? Nie, nie… Tak ma na imię mój kumpel, a on nie nazywał
się jak mój kumpel. Luke? A może Larry? Rawr! Liam, Luke, Larry, Garry, Śmary,
nieważne. Chłopak wydawał mi się jedyną deską ratunku na tym oceanie pustki.
Poeta się ze mnie robi, nie ma co. Choć koleś wydawał się całkiem w porządku.
Pomijając kilka jego doprawdy dziwacznych zachować. A skoro jeszcze odwiedzał
mojego dziadka regularnie, z pewnością byłem skazany na jego towarzystwo.
Obiecałem sobie, że będę dla niego miły, żeby się z nim
zakumplować i żeby dziadek nie skarżył się za bardzo rodzicom, bo wtedy będę
miał przeje… echem, tak. Mam wystarczająco dużo kazań na temat tego, że nie
poszedłem na studia, bla, bla, bla. Wolę znaleźć pracę, niż siedzieć z nosem w
książkach, a co! Nie będę żył wiecznie!
- To mówisz, że odwiedzasz dziadka w weekendy, tak? –
zapytałem, co chłopak potwierdził skinieniem głowy. – A co poza tym robisz?
Och, tak, Harry. Teraz wykaż się swoim zainteresowaniem
wobec tego dziwnego chłopaczka. Kurde, jak on miał na imię? Nazwisko z
pewnością ma bardziej pokręcone. Ugh!
- Studiuję – odparł, milknąc momentalnie. Dopiero po chwili
dodał: - Dziennikarstwo.
Uniosłem wyżej drwi ze zdziwienia. Pierwsze słyszę, żeby
facet poszedł w takim kierunku. To trochę… babskie zajęcie i nie omieszkałem
się choć trochę pośmiać z niego, oczywiście tylko w moich cudownych i
kolorowych myślach. Miałem być przecież miły, prawda?
- Mówię ci, wnusiu, Louis naprawdę potrafi zainteresować
czytelnika swoimi artykułami. Czytałem parę jego prac, jakie przygotował i
byłem pod wrażeniem! Kiedyś będę dumny z tego, że taki wspaniały człowiek
poświęcał czas takiemu zgredowi jak ja. – Opowiadał z fascynacją, na koniec
śmiejąc się z tym… Lu… Le… Lewisem? Coś takiego chyba. Może w końcu zapamiętam.
Chłopaczek zaczął zaprzeczać tym słowom, nie pochwalając
swoich prac tak bardzo i, przede wszystkim, nie tak wylewnie jak mój dziadek.
Ten cały Luwis zaczął opowiadać mu o jakimś artykule na mało istotny temat, a
staruszek z taką pasją słuchał, co na temat wypracowania tego chłopaka powiedziała
nauczycielka, że to się po prostu w głowie nie mieści!
Czyli wychodzi na to, że czekając mnie nudne wakacje z
jakimś dziwakiem na czele, brawo.
- Przepraszam was, pójdę się położyć. Jestem strasznie
zmęczony podróżą – wtrąciłem nagle, przerywając na chwilę ich pasjonującą
wymianę zdań. Dwie pary oczu skupiły się na mnie na chwilę. – Gdzie mogę się
położyć dziadku?
- Przez salon, idź korytarzem prosto, ostatnie drzwi na
lewo.
Skinąłem głową, krótko żegnając się z Leuisem. Poszedłem do
pokoju, ciągnąć za sobą dwie walizki. Sądziłem, że nie może być nic gorszego,
niż mały domek, wyglądający jak nieproporcjonalny słonecznik pośród pola
tulipanów. A jednak pokój z tapetą na ścianie, na której znajdowały się statki
kosmiczne i poszwa na kołdrę z misiami sprawiły, że przez długą chwilę
wpatrywałem się w to pomieszczenie z szeroko otwartymi oczami. W końcu zakląłem
siarczyście pod nosem, zatrzaskując lekko drzwi i układając się na plecach w
łóżku z moją mp3.
Miałem ochotę zabić rodziców za to, że mnie tu wysłali. To
gorsze niż obóz przetrwania!
*
- Przepraszam cię za niego, to strasznie buntowniczy
chłopiec – powiedział dziadek, popijając herbatę malinową, którą zrobiłem.
- Zauważyłem. Już od pierwszego słowa usłyszałem w jego
głosie ten buntowniczy ton silący się na grzeczność. Bez urazy, nie chcę mówić
źle o twoim wnuku – dodałem natychmiast, widząc, że mężczyzna się nad czymś
zastanawia.
- Nie widziałem go od lat… - zaczął cicho, a ja już
wiedziałem, że zmierzał do jakichś wspomnień z młodości. – Wyjechał stąd mając
niecałe pięć lat razem z rodzicami. Brakowało mi jego i mojego syna z synową.
Żyłem tu w samotności przez tyle lat odkąd moja żona zmarła. Po prostu ciężko
mi znieść myśl, że przyjechał tutaj tylko ze względu na to, że rodzice chcąc go
odizolować od towarzystwa na trzy miesiące. Sądzą, że to go zmieni… Ja zaś
uważam, że dopiero prawdziwa miłość go zmieni.
- Po prostu musi się zakochać w kimś, kto będzie godzien
jego uwagi i dla kogo będzie w stanie poświęcić wszystko – dodałem za dziadka,
a ten przytaknął.
Oboje zamilkliśmy, analizując swoje słowa. Miał rację. I ja
też ją miałem. Choć nie wyobrażałem sobie tego zadufanego, egoistycznego
kolesia, który robi wszystko, żeby ukochana osoba nie odeszła od niego. Prędzej
jego duma by na to nie pozwoliła, a on do końca życia później by żałował, że
stracił to, co miał najcenniejsze w życiu.
Wróć.
Do końca życia zapewne odreagowałby to na wielu innych
jednorazowych nockach z kobietami, których kompletnie nie zna. Cóż, jakoś nie
sądzę, żeby do tej pory był inny. Przystojny – to trzeba przyznać – a co za tym
idzie, na pewno ma grono koleżanek, które tylko czekają na okazję, aby pójść z
nim do łóżka.
- Pójdę już. Mama na pewno będzie chciała, żebym pomógł jej
posprzątać – powiedziałem, wstając i zabierając z jego dłoni opróżnioną
szklankę. Zaniosłem je do kuchni, zaraz potem wracając na werandę. – Poradzisz sobie?
- Mam wnuka; chyba ma serce, żeby pomóc staremu dziadkowi –
roześmiał się pod nosem. Cóż, ja nie byłbym do końca tego taki pewien, ale
przemilczałem to. – Powiedz Keithowi, że jutro przyjadę go odwiedzić.
- Dobrze. Do widzenia! – zawołałem, okrążając dom i ruszając
na piechotę do swojego domu.
Gdzieś głęboko we mnie siedziało przeczucie, że te wakacje
zapamiętam na długo. I mimo wszystko mogą być one dla mnie niezapomniane.
Na sam początek chcemy podziękować za miłe opinie. Wpadając
na ten pomysł nie sądziłam, że takie coś w ogóle przejdzie. Chodzi mi nie tylko
o założenie bloga o Larrym, ale o samą fabułę opowiadania. Uwierzcie mi, samo opowiedzenie
mojego pomysłu Sabinie zajęło dobre… półtorej godziny? Ale skoro ona sama
przyznała, że pomysł jest dobry, mamy tylko nadzieję, że spodoba się Wam całość
opowiadania. I że będziecie wytrwale z nami od samego początku do końca. ;D
Ach, no i dziękujemy bardzo za miłe komentarze. Cieszymy
się, że wstęp – a raczej krótki opis – spodobał się i Was zainteresował.
Hehe zajebiste czekam na następny.Proszę dodawaj szybko.
OdpowiedzUsuńDopiero pierwszy rozdział, ale już mi się podoba to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Pinkusią :) bardzo fajny rozdział
OdpowiedzUsuńNo, no. Jestem pod wrażeniem. Rozdział niezmiernie mi się spodobał. Z chęcią będę tu zaglądać. Czekam na dwójkę! ;>
OdpowiedzUsuńbez zbednego przeciagania kiedy nastepny rozdzial i dlaczego dopiero wtedy? ;))
OdpowiedzUsuńRaczej w przyszły weekend. A dlatego, że nie chcemy zbyt często dodawać, bo później nie wyrobiłybyśmy z pisaniem nowych rozdziałów (a do przodu nie mamy wiepe napisanch). Choć nie ukrywam, że może pojawić się pod koniec tygodnia ;D
Usuńczekam na next, to jest genialne! Jak zwykle zajebiste :P i zapraszam na http://run-in-this-direction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, czekam na nn ;]
OdpowiedzUsuńhttp://nothing-seems-like-the-past-anymore.blogspot.com/ ----> `Larry`
Piszecie tak dobrze, że chce się czytać.. czytać, i czytać :). Ogólnie to super blog, trzymam kciuki żeby jak najwięcej osób was odwiedzało, czekam na następny rozdziały i zapraszam na swoje opowiadanie storyoffaless.blogspot.com/ .
OdpowiedzUsuńJest genialnie !!! Hehe <3 czekam a next :P nie mogę się doczekać co się dalej wydarzy <3
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam, dodaję do obserwowanych i będę wpadać częściej, bo po tym wstępie, bardzo zaciekawiła mnie fabuła, a po rozdziale styl, którym piszesz (piszecie?). Będę czekać na kolejny i może napiszę coś więcej, jest lekko po północy i jakoś niespecjalnie mam siłę się bardziej rozpisywać. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :D
OdpowiedzUsuńDużo weny! ^^
cudowne <3
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuńCudowne. Jestem już waszą fanką <3 Oczy mi się kleją, ale czytam dalej. Niech wena będzie z wami, directionerki : D
OdpowiedzUsuńsuper dopiero zaczynam ale jest exstra!!!!!
OdpowiedzUsuńgenialne zdjecie <3
OdpowiedzUsuńWitam. Bardzo milutkie to opowiadanie będzie... Tak myślę. Błędów nie robisz/robicie, interpunkcja też oki tylko jedno mi tak jakoś źle zabrzmiało ''Upiekła je wczoraj i został dość spory kawałek, dlatego mama postanowiła podzielić się.'' Nie było na początku podane kto i mogłabym pomyśleć, że nie wiem np. babcia to upiekła, ale jednak okazuje się, że mama upiekła. Osoba powinna być na początku. Według mnie oczywiście. Nie każdy musi się ze mną zgadzać. A poza tym jednym zdaniem to wszystko fajnie. Wydaje mi się, że będzie to naprawdę ciekawy projekt, więc mam nadzieję, że sie na nim nie zawiodę, ale to powiem przy następnych rozdziałach. Pozdrawiam. Yuu
OdpowiedzUsuńHey I am so thrilled I found your site, I really found you by mistake,
OdpowiedzUsuńwhile I was searching on Aol for something
else, Nonetheless I am here now and would just like to say thanks a lot for a marvelous post
and a all round exciting blog (I also love the theme/design), I don’t have time to look over it all at the minute
but I have bookmarked it and also included your RSS feeds, so when I have time I
will be back to read a great deal more, Please do
keep up the superb b.
Look into my blog ; portfele
No nie wiem nie mogę wyobrazić sobie Harry'ego z Louisem . Czytam Darka i mam już inne wyobrażenie o Harrym
OdpowiedzUsuńBardzo fajne, ale trochę błędów i przez to źle się czyta, a ogólnie bardzo ciekawe
OdpowiedzUsuńJeju, zaczyna sie swietnie, chyba to bedzie ff z seri przeczytanych w jeden dzien <3
OdpowiedzUsuńSuper blog zaczynam go czytac juz 4 raz i dalej mi sie podoba
OdpowiedzUsuń