piątek, 4 maja 2012

Should let you go - second.


Od samego rana czułem się totalnie spięty, kiedy tylko pomyślałem o tym, że ma dzisiaj przyjechać dziadek i to na dodatek z Harrym i jego wybujałym ego. Co prawda nie dawałem tego po sobie poznać, nie chcąc budzić w nikim podejrzeń, dlatego zachowywałem się tak jak zwykle. Choć było dla niezwykle trudne dla mnie tego dnia.

- Lou, Lou! – Usłyszałem płaczliwy krzyk Fizzy, mojej pięcioletniej siostry. Zaraz za nią przybiegły Daisy i Phoebe, moje młodsze siostry bliźniacze. Fizzy z krzykiem wpadła do jadalni. – Louuuu – pisnęła, wyciągając rączki ku mnie. Bez zastanowienia uniosłem ją, a wtedy ona oplotła mnie nogami w pasie i schowała głowę w moich ramionach.

- Hej, hej, spokojnie. Co się dzieje? – Zapytałem, głaszcząc siostrę po plecach, podczas gdy Daisy i Phoebe znalazły się obok nas.

- Fizzy znów zabrała mi lalkę! – zawołała oburzona Phoebe.

- A mi zabrała ubranka i łóżko dla lalki! – tupnęła nogą Daisy.

Obie w tym samym momencie skrzyżowały ręce na piersi. Czasem zastanawiałem się, czy jedna nie była odbiciem lustrzanym drugiej, szczególnie w takich momentach. Złość na ich twarzach nie ustępowała, a Fizzy, który z całych sił obejmowała mój kark, łaskocząc go włosami lalki, wciąż chowała twarz w zagłębieniu mojej szyi.

- Pozwólcie się jej na chwilę pobawić, przecież to wasza siostra – powiedziałem łagodnie. – Nie zepsuje wam jej.

Bliźniaczki jeszcze chwilę spierały się ze mną, ale kiedy mama poparła moje słowa, dziewczynki odpuściły. Wybiegły na zewnątrz do ogrodu przez duże szklane drzwi w salonie.

W momencie, kiedy bliźniaczki wyszły z jadalni, po domy rozległ się dzwonek do drzwi. Fizzy nie chciała, abym wypuszczał ją z objęć. Nie chcąc wywołać u niej jeszcze większego krzyku, poszedłem razem z nią otworzyć drzwi. Przybierając jak najbardziej naturalny wyraz twarzy otworzyłem, dostrzegając na zewnątrz jak zwykle uśmiechniętego dziadka oraz Harry’ego z miną, jakby właśnie szedł na ścięcie. Mógłby się chociaż trochę postarać, gbur jeden. Ugh, miałem ochotę uderzyć go w tą śliczną mordkę, to może na chwilę opamiętałby się.

Ehm, taaaak, zapomnijmy, że ostatnie zdanie w ogóle pojawiło się w mojej głowie.

- A kogo my tu mamy? – Dziadek z radością pogłaskał po plecach Fizzy. Dziewczynka zerknęła na niego przelotnie, uśmiechając krótko. Dziadek zauważył, że moja siostra płakała i zmartwił się. – A dlaczego płakałaś? Takie duże dziewczynki już nie płaczą. – Pogłaskał ją czule po głowie.

- Disi i Pobe nie chciały dać mi lali – odparła krótko, machając zabawką przed oczami dziadka. – Powiedziały, że im popsuję, tak jak popsułam swoją lalę, ale ja im nie popsuję – dodała niewinnym tonem, biorąc głęboki oddech. Oparła skroń o moją głowę, uważnie obserwując dziadka.

- Za tydzień, jak przyjadę z Londynu, przywiozę ci nową – obiecałem z uśmiechem, widząc w jej szaroniebieskich oczach głęboki smutek.

Moje słowa od razu sprawiły, że jej twarz rozpromieniała. Przytuliła mnie mocno, mówiąc niewyraźnie słowa podziękowania. Roześmiałem się i poklepałem ją po plecach, na koniec całując w głowę.

- Wchodźcie – zwróciłem się do gości, odsuwając się na bok, aby zrobić im przejście.

Nie wiem, czy dobrze oceniałem to, co przez ułamek sekundy dostrzegłem, ale wydawało mi się, że na ustach Harry’ego pojawił się krótki i szczery uśmiech, kiedy dziadek rozmawiał z Fizz. To był moment, kiedy postanowiłem, że nie będę oceniał tego chłopca po okładce. To, jak się zachowuje, niekoniecznie musi świadczyć o tym, jaki naprawdę jest wewnątrz, pod przykrywką tych wszystkich stereotypów, które sam wykreował na swój temat. Chociaż? Kto wie…

Będąc już w salonie, gdzie bliźniaczki dostrzegły dziadka Stylesa, pobiegły szybo po ich dziadka i już po chwili wpadły do salonu z szerokimi uśmiechami, przytulając się do gościa. Mężczyzna objął je rękoma, głaszcząc po plecach. Tradycyjnie dał im trochę słodyczy, za które podziękowały mu buziakiem w policzek.
Kiedy postanowiłem ponownie zerknąć na nastolatka, zaskoczył mnie. Wpatrywał się w podłogę, konkretniej w swoje skarpetki, a jego postawa jasno świadczyła, że nie interesuje go nic wokół. Zdenerwował mnie tym. Przyszedł do kogoś i zamiast udawać, on postanowił olać wszystko i przeczekać całą wizytę. Rawr, co za egocentryk!

- Daisy, Phoebe, Fizzy, Keith – zawrócił się do przyjaciela, kiedy tylko pojawił się w drzwiach. – poznajcie Harry’ego. – Wskazał dłonią na nastolatka. – Mój wnuczek. Przyjechał tutaj na całe wakacje.

- Dzień dobry. – Skinął uprzejmie głową w stronę mojego dziadka, a do dziewczynek uśmiechnął się. Sztucznie, zauważyłem to od razu.

- Cześć – odparła Phoebe, chwytając dłoń Daisy i ciągnąc ją za sobą do kuchni, gdzie znajdowała się mama.

- Siadaj – zwróciłem się do nowojorczyka.

Postawiłem na podłodze Fizzy, która mimo tego nie odstępowała mnie na krok. Pomogła mi przynieść talerze, tym razem nie roztłukując niczego po drodze.

W ogóle wspominałem, że byłem okropnie spięty? Nawet podczas rozmowy o przyjęcie na uczelnię nie stresowałem się tak bardzo, jak tego dnia! Jednak kiedy dołączyła do nas Lottie, moja starsza o cztery lata siostra, trochę mi ulżyło. Przy niej zawsze czułem się swobodniej. I sam nie wiedziałem, co myśleć, kiedy dostrzegłem, że ten gbur patrzy na moją siostrę, jakby chciał ją zaliczyć tu i teraz, bez względu na wiek i okoliczności. Naprawdę, nie żartuję. Oczekiwał jednak rzeczy niemożliwych. Lottie miała narzeczonego, a ślub był już zaplanowany na przyszłą wiosnę. Choć wątpiłem, żeby temu gburowi to przeszkadzało.

*

Byłem wniebowzięty, kiedy nareszcie mogłem wyjść do ogrodu razem z Louisem i jego młodszymi siostrami, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Tak, tak, w końcu wiem, jak chłopaczek ma na imię. Przy „rodzinnym obiadku” niejeden raz padło, także sprytny Harry wysilił się na tyle, żeby zapamiętać te kilka litery. Co jego skomplikowane nazwisko zapamiętam nieprędko.

Wracając do rzeczy, tak naprawdę nie miałem ochoty nigdzie się ruszać z domu, tylko spać, spać, spać… Aż będzie sierpień i będę mógł spokojnie wrócić do Nowego Jorku. A przynajmniej już połowa lipca.
Zdziwiłem się trochę, kiedy z pozoru nieźle wyglądający dom okazał się być w środku tak prosto urządzony. Jednak zdawałem sobie sprawę, że nie każdego stać na wiele i szanowałem to. Może to stąd ta prostota tego chłopaka? I jego dobroduszność? Zresztą, patrząc na niego miałem wrażenie, że przyleciał do nas z obcej planety. Nie mówię o jego wyglądzie, tylko o jego zachowaniu. Jak jakiś miłosierny samarytanin, proszę was!

Choć było w tym wszystkim coś, czego mu zazdrościłem…

- Masz strasznie spore rodzeństwo – powiedziałem, przyglądając się bliźniaczkom i tej małej i uroczej Fizzy, jak bawią się w piaskownicy. – Nie masz żadnego brata?

- Tak jakoś wyszło, że nie. – Uśmiechnął się pod nosem.

- Nie czujesz się… tym przytłoczony?

- Przytłoczony? – Spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem, jakbym właśnie wyznał mu mój najdziwniejszy sekret. – Wiesz, gdyby nie one, czułbym się trochę samotny. I być może byłbym zarozumiały i nie potrafił traktować kobiet należycie. Widzisz, niektórzy moi znajomi z uczelni są jedynakami i są strasznie rozpieszczeniu i egoistyczni. Nigdy nie chciałbym taki być. – Zamyślił się na krótką chwilę. – Za bratem nie tęsknię. Mam Nialla, przyjaciela, on mi go zastępuje.

Czy ja nie o tym mówiłem? Wszystko, co dobre – akceptuje; co złe – odrzuca. Może powinienem zacząć szukać nowego „kolegi”?

Nagle do naszych uszu dobiegł płacz jednej z bliźniaczek, która trzymała się za głowę. Louis w jednej chwili zerwał się z miejsca, biegnąc przez ogródek i troskliwym głosem pytając, co się stało. Niedługo potem na taras wyszła Lottie oraz jej mama, które zmartwiły się płaczem dziecka.

Ugh, a czy ja wspominałem, jaka laska jest z jego siostry? Piękna, wysoka, długie i ciemne włosy sięgające pasa. Przepiękne niebieskie oczy, pod których spojrzeniem miękną kolana. Normalnie nie mogę! Jak patrzę na nią, aż mi się robi gorąco, a mój przyjaciel wyraźnie podziela moje emocje na jej widok. A może zaciągnę ją do łóżka? Co ja gadam! Nie może, ale na pewno! Już ją widzę nago, wijącą się pod moim ciałem, mrrrr.

- Louis już poszedł. – Usłyszałem ten aksamitny głos Lottie, a Jay cicho westchnęła. – Wszystko w porządku? – zawołała głośniej do brata.

- Tak, tak!

Od niechcenia spojrzałem w stronę Louisa i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to jego pupa. Ej, czego no! Stał, a raczej klęczał na trawie, będąc odwróconym do mnie plecami, samo mi się w oczy rzuciło! Niemniej jednak czułem się zażenowany, że przez krótką chwilę wpatrywałem się w jego pośladki i nawet zacząłem je porównywać do zgrabnej pupci Lottie. Ale to wszystko przez te jego spodnie w kolorze mięty! No i miał trochę brudne spodnie na pupie, zapewne od siedzenia na schodach. Taaaak, muszę się strzec! Bo nagle zaczną kręcić mnie jego pośladki i co wtedy? A jak się zakocham? Znaczy ślepo się zauroczę, bo ma niezły tyłek? A może się w ogóle zachować w jakiejś części ciała drugiej osoby? Ha, ha, ha, chyba dosypali mi czegoś do soku pomarańczowego.

Idąc z dziewczyną za rękę, Louis wrócił na taras i siadł obok mnie, a po między nami posadził jedną z bliźniaczek. Nie umknęło mi, że teraz to jego kolana były brudne. Już jego siostra była czystsza, chociaż bawiła się w piaskownicy. Ale nieważne. Nie wiem, którą przyprowadził, co nie potrafiłem ich odróżnić.

- Jest w porządku. Dostała tylko lekko łopatką w głowę, zaraz jej przejdzie – oznajmił, obejmując ją czule i głaszcząc po głowie. Ucałował dziewczynkę, a następnie podmuchał w miejsce, gdzie się uderzyła.

Przez chwilę w milczeniu obserwowałem, jak chłopak troskliwie zajmuje się siostrą. Przysięgam, że gdybym nie wiedział, że są rodzeństwem, śmiało bym stwierdził, że jest jej ojcem. Właściwie to niewiele mylił się z powołaniem. Ale nigdy nie widziałem żadnej osoby, szczególnie faceta, który tak opiekuje się swoim rodzeństwem. Czy to nie kolejny dowód, że on pochodzi z obcej planety? A może machnął już jakiejś dziecko, tylko to jeszcze ukrywa przede mną, hm?

*

Minął ponad tydzień, odkąd tu przyjechałem i właściwe przez całe siedem dni błąkałem się jak nawiedzony. Louis wyjechał w niedzielny wieczór do Londynu i nie wrócił na ten weekend. A to jednoznacznie świadczyło, że będę się nudził. Wszystko sprowadziło się do tego, że potrafiłem uwiesić się na telefonie jak dziewczyna i rozmawiać z Zaynem i Liamem dobre dwie godziny. Raz nawet zapomniałem o strefach czasowych i zadzwoniłem do nich, kiedy był środek nocy, za co otrzymałem taką salwę przekleństw pod moim adresem, że postanowiłem dzwonić o stałych porach.

Kiedy we czwartek pojechałem do pobliskiego sklepu na prośbę dziadka, ujrzałem Daisy albo Phoebe, siedzącą na ławce przy sklepie i jedzącą owocowego lizaka. Wciąż nie potrafiłem rozpoznać tych dziewczynek. Podszedłem do niej, a gdy dostrzegła mnie, od razu przywitała się.

- Cześć, Harry! – zawołała wesoło, machając do mnie ręką.

- Cześć…

- Daisy – dokończyła za mnie z uśmiechem.

- Z kim przyszłaś?  - zapytałem, dosiadając się do niej.

- Z Lou. Przyjechał wczoraj wieczorem i obiecał mi, że pójdzie dziś ze mną, Fizzy i Phoebe na spacer – odparła wesoło, aż na moje usta uśmiech sam wpłynął.

W tym momencie drzwi sklepu otworzyły się, a zza nich wyszła druga bliźniaczka, tłumacząc małej Fizzy, jak powinna bawić się zabawką z Kinder Niespodzianki. Jednak Louis, który z pewnością nie spodziewał się mnie pod sklepem, zachowywał się dość dziwnie. Witając się z nim, jego glos wydał mi się smutny, przygnębiony, nieobecny. Właściwie nie miałem pojęcia, skąd te myśli przyszły do mojej głowy. Chyba wyczułem to. Zaciekawiło mnie to, dlatego bez ogródek zapytałem go o to.

- Jestem po prostu zmęczony. – Westchnął, chwytając rączkę Fizzy.

- Może podwieźć was do domu?

- Nie, dziękuję. Idziemy jeszcze na plac zabaw, obiecałem to dziewczynkom.

Skinąłem twierdząco głową na znak, że rozumiem. I wtedy wpadłem na pewien pomysł.

- Mogę pójść z wami? Wiesz, jestem tu kilkanaście dni i niewiele widziałem.

Louis przez chwilę rozważał moją propozycję, a kiedy dziewczynki samego do go tego zachęcały, zgodził się. Za moją prośbą zaczekali, a ja zrobiłem zakupy, zostawiając je w samochodzie na parkingu koło sklepu. Tak właściwie nie wiem, co mnie podkusiło do tego. Chyba nuda, która stawała się już dla mnie męcząca.

Poszliśmy na północ, w zupełnie innym kierunku niż do tej pory. Nawet jadąc tutaj z lotniska przybyłem we wschodu, a Louis i dziadek mieszkali na południe. Ciekawiło mnie, co jeszcze może się kryć na takiej pipidówce. Choć musiałem przyznać, że kojąca cisza, spokój i piękny krajobraz to tutaj był. I byłoby jeszcze piękniej, gdybym zatrzymał się tutaj tylko na dwa tygodnie.

Louis co prawda nadal wydawał się być nieobecny duchem, jednak starał się podtrzymywać rozmowę i zaczął opowiadać o sobie. Trochę o swoim przyjacielu, potem o studiach, dlaczego akurat takie wybrał. Aż w końcu rozmowa zeszła na mój temat, a ja nie miałem za wiele do powiedzenia. Kiedy oznajmiłem wprost, że olewam szkołę, Louis nie spojrzał na mnie krzywo jak rodzice, którzy mieli zamiar wysłać mnie do college’u.

- Rodzice uważają, że przez to będę głupi i nie znajdę żadnej pracy – dodałem jeszcze, marszcząc brwi na samo wspomnienie. W ogóle mnie nie doceniali. – I kiedy wspomniałem im o tym, że poznałem tutaj ciebie i dodałem, że chodzisz na studia, zaczęło się. że powinienem brać z ciebie przykład, bo będę jakiś gorszy czy coś. Choć ja się tak wcale nie czuję!

- I dobrze, że tak się nie czujesz. Ja nie uważam cię za jakiegoś gorszego ode mnie, chociaż nie poszedłeś na studia. To nie czyli cię od razu gorszym ode mnie, od nikogo. Po prostu masz inne priorytety. – Zamyślił się na chwilę. – A czy jestem wzorem godnym naśladowania, jak to twoja mama zasugerowała, raczej bym w to wątpił.

Miałem ochotę nagrać to i odtworzyć matce, kiedy tylko wróciłbym do Nowego Jorku. Przyznaję, że tym mnie kupił i najzwyczajniej w świecie nie musiałem silić się na udawanie miłego. Po prostu poczułem się w jego towarzystwie, jakbym znał go od lat. Jak wśród Zayna i Liama. A to chyba dobry znak. Może w jego towarzystwie szybciej miną mi wakacje w tej dziurze.

Kiedy zbliżało się późne popołudnie, a my nadal przebywaliśmy na placu zabaw z dziewczynkami, które zresztą polubiłem – i to z wielką wzajemnością – zaczęło się dziać coś dziwnego. Louis, który do tej pory starał się być aktywny razem z siostrami, teraz siedział na niskiej ławce, podpierając głowę na dłoniach. Oddychał głęboko i wolno, co zaniepokoiło nie tylko mnie, ale również dziewczynki.

- Hej, Lou, co się dzieje? – zapytałem, podchodząc do niego. Przykucnąłem naprzeciwko. Nie ukrywam, że trochę się przestraszyłem. W  końcu pierwszy raz byłem przy osobie, która wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Och, i nie ukrywam. Kompletnie nie wiedziałem, jak powinienem się zachować! – Louis?

- Zaraz mi przejdzie – szepnął tak słabo i cicho, że ani na ułamek sekundy w to nie uwierzyłem. Czyżby dobra dusza miała diabła za skórą i skłonności do kłamstw? Ho, ho, czego jeszcze o nim nie wiem?

- Louis?

- Znajdź wodę w reklamówce i mi podaj, proszę.

Szybko sięgnąłem po reklamówkę, wydostając z niej niegazowaną wodę. Odkręciłem i podałem chłopakowi, która wziął kilka głębokich łyków. Nie powiem, że się nie przestraszyłem, bo co ja byłbym w stanie zrobić, jakby mu się coś stało? Trójka małych dzieci, mdlący koleś, a ja pewnie panikowałbym jak panienka. Po chwili przynajmniej rumieńce znów zaczynały powracać na jego policzki, co mnie uspokoiło.

- Wszystko gra?

Kiwnął głową, oddychając głęboko. Po chwili wstał powoli, rozglądając się po placu zabaw.

- Daisy, Phoebe, Fizzy! Chodźcie, pójdziemy już. Mama z pewnością czeka na nas z kolacją. – Zawołał, a kiedy dziewczynki znalazły się obok niego, ruszyliśmy w drogę powrotną.

Fizzy upierała się, żeby Louis wziął ją na ręce, ale ja, widząc stan w jakim chłopak nadal trwał, postanowiłem go wyręczyć. Ciągle utrzymywałem się przy tym, że nie wiedziałbym, co zrobić, kiedy naprawdę zemdlałby przy mnie i to jeszcze na środku ulicy.

- Hej, Fizzy. – Zwróciłem się do dziewczynki, kucając obok niej. Położyłem zachęcająco dłoń na jej plecach, uśmiechając przyjaźnie. Spojrzała na mnie dużymi, szaroniebieskimi oczami. – Twój braciszek jest trochę zmęczony – zacząłem. Zerknąłem na krótką chwilę na Louisa, który w zdumieniu przyglądał się nam obojgu. – Ja cię poniosę, jeśli tak bardzo chcesz, co ty na to? Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – dodałem, widząc, że dziewczynka się waha.

- Harry, to naprawdę nie jest konieczne…

- Dobrze – powiedziała dziewczynka, puszczając dłoń Louisa i podchodząc do mnie od tyłu. – Mogę na barana? – zapytała, a ja z uśmiechem przytaknąłem.

Fizzy wskoczyła na moje plecy, a ja chwyciłem jej nóżki. Objęła moją szyję malutkimi rączkami, przytulając się do mnie.

Przez ułamek sekundy na twarzy chłopaka dostrzegłem strach, przerażenie i masę obaw. Dlaczego? To, że chwilami byłem arogancki, co pewnie cwaniaczek już zauważył, nie oznaczało, że nie umiałem opiekować się dziećmi. Zayn ma młodsze siostry, z którymi chwilami potrafiłem się lepiej dogadywać, niż on sam. A Fizzy był tak słodka, że brakowało słów, aby to opisać. Louis był wielkim szczęściarzem, mając takie siostry.

Tylko dlaczego on aż tak nisko mnie cenił? Przecież nie skrzywdziłbym jej. Wypomnę mu to kiedyś.




Jesteśmy z kolejnym rozdziałem. Chciałyśmy bardzo podziękować za wszystkie opinie. Wiem, że się powtarzam, ale to jest naprawdę miłe. I cieszę się, że się Wam podoba opowiadanie, bo uwierzcie, poświęcam temu opowiadaniu masę czasu.

Także mamy nadzieję, że się spodobał i tym razem. <3

12 komentarzy:

  1. Fajny rozdział. Ja chcę już następny. (http://i-should-have-kissed-you-1d.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej.. świetne to jest ;D Będę zaglądała częściej :p

    http://my-life-my-fairy-tale.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. W zasadzie, to zawsze mam dużo do powiedzenia, ale jeśli chodzi o to opowiadanie, to nieodzwyczajanie w świecie brakuje mi słów. Takiej historii jeszcze nie czytałam, a przez te dwa rozdziały zdążyłam zauważyć, że należą do bardziej oryginalnych. Widzę też, że stosunki Louisa i Harryego z dnia na dzień ulegają polepszeniu. Bardzo mnie to cieszy :D Mam nadzieję, że następny będzie równie świetny, jak ten :D
    Love xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi też brakuje słów jak zresztą do kilku jeszcze blogów. Widać że nie jesteście jakimiś tam amatorkami które z nudów założyły bloga i piszą opowiadanie. Wręcz przeciwnie tak perfekcyjnie składacie zdania że aż słów brakuje. Też to zauważyłam że stosunki Harrego i Lou się polepszają i bardzo mnie to satysfakcjonuje:D Kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm, gdyby był tutaj przycisk "Lubię to!" klikałabym go co chwila. Twoje opowiadanie mnie po prostu urzekło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie potrafię pisać długich i ciekawych komentarzy, dlatego wypowiem się w miarę krótko, zwięźle i na temat.
    Czytając opisy bohaterów, trochę się przeraziłam, szczególnie przy Louis'ie. Po prostu nie potrafiłam go sobie wyobrazić jako normalnego i rozgarniętego chłopaka wiedząc, jaki ten chłopak bywa na co dzień. Jednak po przeczytaniu pierwszego rozdziału doszłam do wniosku, że podoba mi się, właśnie w taki sposób, wykreowana jego postać. W ogóle uważam, że naprawdę przyjemnie czyta się Wasze opowiadanie. Poza tym jest ono oryginalne, a ja naprawdę cenię oryginalność! ^_^ Uwielbiam też przemyślenia Hazzy, w trakcie których czytania, śmieję się do monitora jak wariatka. Naprawdę mi się podoba! Mam więc nadzieję, że na kolejny rozdział nie będę musiała zbyt długo czekać, no i nie tylko ja. ;)

    Pozdrawiam i nadmiaru weny życzę.
    ~ @AgnesSesso

    http://mrsashtomlinson.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszecie tak jakbyście robiły to przez całe, dotychczasowe życie. Niewzykle profejsonalnie, a wasza historia przyciąga oko. Lubię to. Czekam na nowy rozdział, a w wolnym czasie zapraszam do mnie na opowiadanie o 1D storyoffaless.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam.
    Zacznę może od tego że to co właśnie skończyłam czytać przed sekundą bardzo mnie uwiodło. Oczywiście że czekam na kolejny rozdział o tak wspaniałej i ciekawej akcji. Mało tego powiem jeszcze że piszesz to jakby z pamięci, nie potrzebujesz by cie ktoś poprawiał bo sama doskonale wiesz czego chcesz i jak to ma wyglądać. Ty już masz to poukładane w głowie i wystarczy to przelać na kartkę papieru. Zdecydowanie jestem na TAK.
    :]

    OdpowiedzUsuń
  9. Co ja się będę rozpisywać dostałaś już tyle pozytywnych komentarzy że taka ja już nic nie zmieni. Po prostu strasznie mi się podoba te twoje pisanie. Ten twój styl i bogate słownictwo sprawiają że można się zakochać. Chociaż przeczytałam dopiero 2 rozdziały wiem że to jest znakomity blog.
    pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. huhu nwm co bd dalej bo dopiero zaczęłam czytać ale ciekawie by było gdygy Harry sie przspał z Lottie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hah ;D Tych opek z 1D tak dużo a każdy ma inną historię, ale zauważyłam, że Harrego zawsze gdzieś izolują ;D. Ten chłopak ma ... co najmniej dziwne myśli, ale mi tam pasuje. Eh... Jak ja nie lubię tych chłopców co patrzą na dziewczyny tym rozbierającym wzrokiem. To jest okropne. Nie wiem dlaczego niektórym dziewczynom się to podoba... Wróćmy do rozdziału. Zauważyłam trzy błędy. Co prawda nie jakieś wielkie, ale i tak zdziwiłam się, bo w poprzednim nie było nic... ale ''we czwartek'' i ''kilka litery'' nie wiem czy palce się ślizgnęły na klawiaturce, ale jeśli nie to... Dobra. A poza tym, to ten rozdział był ciekawszy od poprzedniego i szybciutko się czytało. Idę czytać dalej. Pozdrawiam. Yuu

    OdpowiedzUsuń