niedziela, 10 czerwca 2012

Larry: Should let you go - ninth chapter.





Nad zatłoczonymi ulicami Londynu właśnie zaczęły opadać pierwsze promienie słońca od ostatniego tygodnia. Na twarzach wielu dzieci zajaśniał uśmiech i radość, że niesforna jesień przynosi im jeszcze pogodę. Wracałem właśnie z zajęć. Miałem dziś o dwie godziny krócej, gdyż odwołali mi dwa wykłady. Było mi to na rękę, ponieważ miałem jeszcze do załatwienia kilka spraw.
Poprawiłem okulary na nosie, które lekko opadły. Nie, nie miałem żadnej wady wzroku. Po prostu jakoś do ubioru założyłem kujonki. Pasowały mi przynajmniej, a co! Oceniałem to kilka długich minut z samego rana. Poprawiłem jeszcze torbę z książkami na ramieniu, kierując się do rynku. Żałowałem, że nie wziąłem ze sobą gitary, żeby przysiąść na chwilę przy fontannie i coś pośpiewać. Dużo osób dzisiaj przewijało się przez to miejsce, a może jakiś grosz by wpadł. 
Ale tego dnia miałem inny cel – kupić siostrom przepiękne sukienki, które widziałem ostatnio na jednej wystawie. Na wesele Lottie. A niech wyglądają wyjątkowo w ten dzień. Dotarłszy do celu dostrzegłem, że na manekinach wystawionych przy szybach nie było ani jednej kreacji. Wszedłem do środka, mając nadzieję, że jeszcze coś znajdę dla moich kochanych dziewczynek. Przedarłem się pomiędzy wieszakami z przeróżnymi bajecznymi sukniami, zaczynając szukać tej odpowiedniej.
Różowa, ze wstążką na plecach imitująca gorset. Albo ta miętowa, ze ściągaczami w talii, bez ramiączek i z fikuśnymi falbanami, sięgająca ziemi. O, albo ta kremowa, z szeroką granatową wstążką w pasie, zawiązana na plecach w kokardę, w którą wplątana była śmietankowa róża. Cudowna była. Na pewno Phoebe by się spodobała.
Nagle usłyszałem dzwonek telefonu. Odebrałem nie sprawdzając nawet, kto to był.
- Tak?
- No cześć. Dawno nie rozmawialiśmy. – Usłyszałem lekko ochrypły głos Harry’ego po drugiej stronie. Wyraźnie był rozbawiony. Mimowolnie się uśmiechnąłem, wciąż poszukując sukni dla Daisy.
- O tak, dwa dni temu ostatnim razem raczyłeś się odezwać – odparłem z przekąsem.
W tym momencie dostrzegłem drugą sukienkę w kolorze karmelu, uszytą z gładkiego materiału na górze, wiązaną na szyi. Na dole miała liczne naszycia koronkowe, tworzące z niej trochę suknię z czasów sięgających daleko wstecz. Miała też naszyte czerwone małe różyczki, co nadawało jej cudownego efektu. Nie powstrzymałem się od cichego westchnięcia, co Harry oczywiście usłyszał.
- Też się stęskniłem, ale spokojnie. Nie chcę, żebyś tam padł na sam dźwięk mojego głosu. – Roześmiał się po drugiej stronie.
Ja nie wiem, co w niego wstąpiło, ale ostatnio lubił sobie żartować ze mnie w ten sposób. Szczególnie od czasu, kiedy się nie widzieliśmy. Czyli z półtora miesiąca? Coś około tego. Byłem wielce zadowolony, że następnego dnia po przylocie do mnie zadzwonił. Bądź co bądź u mnie była noc, ale wybaczyłem mu to. I te żarty nie wykluczały tego, że podobało mi się to. I miał rację, chwilami miałem ochotę mdleć na dźwięk jego głosu. Taaa… Zatajmy to jednak.
- Harry… Po prostu zobaczyłem idealną suknię dla Daisy. Poszukam czegoś jeszcze dla Fizzy i jak wrócę pod koniec tygodnia do domu, to im je podaruję. Będą miały na wesele Lottie.
- A ty… Idziesz z kimś? – zapytał, co mnie zaskoczyło. Zapłaciłem za sukienki i po chwili wyszedłem ze sklepu na chłodne, jesienne powietrze.
- Nie wiem, czy w ogóle pójdę. - Przyznałem szczerze. Owszem, miałem ochotę nie iść, ale to jednak było w końcu wesele mojej siostry. 
Rozejrzałem się wokoło, próbując namierzyć kolejny sklep, tym razem poszukując sukni dla Fizzy. Naprzeciwko dostrzegłem jakąś wyprzedaż i postanowiłem zerknąć, czy tam by czegoś nie było. W końcu, jak się jest studentem bez stałej pracy, każda okazja się liczy.
- Czemu? Nie lubisz wesel? Tańce, zabawa, alkohol…
- To nie w moim stylu – wtrąciłem mu, mijając właśnie fontannę, która narobiła trochę szumu. – Co mówiłeś? Przepraszam, nie słyszałem.
-Mówiłem, że powinieneś pójść. Nie można żyć wiecznie nauką. A trochę rozrywki dobrze ci zrobi.
Zatrzymałem się na przejściu dla pieszych, czekając na zielone. Dostrzegłem naprzeciwko kogoś strasznie podobnego do osiemnastolatka. Tylko miał czapkę na głowie i ciemne okulary na nosie, w których powierzchni odbijało się słońce. Ale rysy twarzy, usta i nos wydały mi się bardzo podobne do mojego przyjaciela. Szczególnie, kiedy uśmiechnął się lekko…
- Przez ciebie mam jakieś omamy. Zaraz minę chłopaka łudząco podobnego do ciebie. Może trochę tęższy i wyższy, ale i tak łudząco podobny – przyznałem mu się.
Światło zmieniło się na zielone, a ja wtedy ruszyłem przejściem na drugą stronę. Nie mogłem opętać się od patrzenia na tego kolesia, naprawdę. A kiedy go mijałem i chciałem coś szeptem powiedzieć przyjacielowi, poczułem dłoń zaciskającą się na moim ramieniu. Przestraszyłem się w pierwszej chwili.
- Naprawdę utyłem? – Usłyszałem zawiedziony głos Harry’ego, tym razem nie w słuchawce telefonu, ale za sobą. Za sobą!
Rozłączyłem się szybko, odwracając do niego i zwyczajnie rzucając mu się na szyję. Uścisnąłem go bardzo mocno. Nie mogłem się od tego powstrzymać. W końcu tak długo się nie widzieliśmy. Tak, tak, niby te tygodnie to nic, ale dla mnie to bardzo dużo. Tęskniłem za nim.
- Kiedy przyjechałeś?
- Dosłownie dzisiaj – odparł, zdejmując okulary z oczu i wsuwając je do mojej torby.
- A co robisz w Londynie? Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
- Zadzwoniłem do Nialla, powiedział mi.
- Co to za pilna sprawa, że pofatygowałeś się za mną aż do Londynu? – zdziwiłem się, zatrzymując przed sklepem, do którego zmierzałem.
- Przeprowadzam się na pewien czas do ciebie.
*
Nie takiej reakcji spodziewałem się po Louisie. Kiedy tylko z moich ust padły słowa „przeprowadzam się”, chłopak zmarszczył brwi, kręcąc głową z niedowierzaniem. A później powiedział, żebym nie żartował sobie tak z niego. Ha! Zobaczymy, kto tu z kogo żartuje, jak wrócimy do jego mieszkania, a tam moje skromne walizki będą czekać…
Uśmiechnąłem się promiennie do przyjaciela, wchodząc razem z nim do sklepu, gdzie znaleźliśmy sukienkę dla małej Fizzy. Była tak piękna, że ta mała, niebieskooka szatynka będzie w niej wyglądała jak jedna z księżniczek Disneya. Nie przesadzam. Ta taka, która zakochała się w bestii. To Bella była, o ile dobrze pamiętałam. No, i równie piękną suknię znaleźliśmy dla mojej księżniczki, tylko w odcieniu koloru błękitnego.
Wracając do domu, nie pojechaliśmy tramwajem czy autobusem. Wróciliśmy na piechotę. Cóż, wiedziałem, na co się godzę. Półtorej godziny jak nic, ale przynajmniej mógł mi opowiedzieć wszystko, co działo się w przeciągu tego czasu u niego. Choć i tak często rozmawialiśmy, wolałem posłuchać jeszcze raz niektórych historii. Po prostu przyjemnie czułem się w jego towarzystwie. Zaś kiedy przyszła kolej na mnie… Z tym było trochę trudniej.
- Znalazłeś w końcu pracę?
- Jakoś… nie było ku temu okazji – odparłem wymijająco. Nie powiem mu przecież, że urządziłem sobie totalne wakacje na kanapie przed telewizorem z michą popcornu i przeróżnymi filmami. Z przerwą na siku, obiad, telefon do niego i spanie rzecz jasna.
- I mama zgodziła ci się dać po raz kolejny na bilet, żebyś tylko odwiedził Londyn, taaak?
- Nie do końca. – Uśmiechnąłem się krzywo. Zatrzymaliśmy się przed jego mieszkaniem. Hmm… A czy ja już mówiłem, że ubłagałem panią Tomlinson o klucz zapasowy do jego mieszkania? Cóż, zaraz po wejściu mu oddam.
- Harry! – zawołał cicho, otwierając szerzej oczy po przekroczeniu progu. Dostrzegł walizki i oniemiał. Odłożył torby z sukienkami na ziemię, wchodząc z głąb mieszkania. – Ty nie żartowałeś?
- Nie. – Sięgnąłem do kieszeni, wydobywając z niej klucz i podając go Louisowi. – Weź. Chciałem tylko pożyczyć zapasowy, żeby nie tułać się z walizkami po całym Londynie, albo czekać pod drzwiami Bóg wie ile czasu.
Louis nadal w oszołomieniu spojrzał na klucz, ale go nie wziął. Ominął moje walizki, wchodząc po prawej do salonu, gdzie zostawił torbę z książkami. Zdjął kurtkę, rzucając ją niezdarnie na fotel i westchnął.
- Zatrzymaj go. Skoro masz mieszkać tu, nie widzę sensu, żebyś mi go oddawał.
- Czyli zgadzasz się? – zapytałem, nie ukrywając radości.
- Wiesz, że nawet gdybym nie chciał, nie miałbym serca cię stąd wyrzucić – odparł, śmiejąc się pod nosem.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – zawołałem, zwinnie przeskakując walizki, aby znaleźć się obok niego. Ująłem jego twarz, całując go mocno w policzek, jak kumpel, nie to żeby coś. Tak sądzę przynajmniej.
- Ale już ja się postaram, żeby znaleźć ci pracę.
Iiii… cała radość minęła. Okay, okay, przyznaję, chciałem mu się zwalić na głowę, choć na jakiś czas. Przynajmniej miałem kogoś, do kogo mogłem swobodnie otworzyć gębę. Kogoś, kto mnie zrozumie, wysłucha, doradzi. A Louis taki był. Ale o pracy myślałem, jako o dalekiej przyszłości. Ej! Mógłbym gotować obiadki, co ty na to Lou? Jestem całkiem dobrym kucharzem. Ale nie szukaj mi pracy, proooooszę! Okay, nieważne.
- Mama by się ucieszyła. – Przyznałem, a Louis uśmiechnął się.
- Jesteś głodny? Mogę coś przygotować, a ty zaniesiesz walizki do pokoju gościnnego na piętrze po prawej.
- Jasne.
Louis ominął mnie, idąc do kuchni znajdującej się naprzeciw salonu, a ja zdjąłem swoją grubą bluzę, wieszając na wieszaku w przedpokoju. Mijając korytarz pomiędzy wejściem do salonu i kuchni, mimowolnie zerknąłem w lewo i dostrzegłem, że Louis stoi oparty o blat jedną ręką, a drugą dotykał czoła.
- Lou? Co się dzieje?
W mgnieniu oka znalazłem się koło przyjaciela. Znów było mu słabo? Coś zbyt często mu się to zdarzało. Pamiętam, że we wakacje jeszcze przynajmniej dziesięć razy popadał w taki stan. Przynajmniej! To chyba i tak dużo. Tak mi się wydaje.
- Nic, Harry. Idź się rozgość.
- A ty dalej swoje. – Westchnąłem zmęczony tym, że ciągle próbuje mnie odesłać, kiedy wyraźnie widać, że coś z nim jest nie tak. To, że jestem te dwa lata młodszy nie znaczy, że mniej wiem od niego!
- Zaraz mi przejdzie. Po prostu zakręciło mi się w głowie.
 Odwrócił się do mnie przodem, opierając pupą o półokrągły kant blatów kuchennych. Zbliżyłem się do niego jeszcze o krok, niemal stykając ciałem. Nie specjalnie, nie myślcie sobie. Chciałem po prostu sprawdzić, czy nie jest chory. Jednak dotknąwszy jego czoła uznałem, że gorączki to on raczej nie ma. Ale jego wzrok nadal wydawał mi się jakiś mętny, nieobecny, zagubiony. Coś było nie tak, wyczuwałem to. I jakby tego było mało, dostrzegłem, jak stróżka krwi powoli płynie z jego nosa.
- O, Boże, Louis! Ty krwawisz! – zawołałem przerażony, rozglądając się nerwowo po kuchni. Znaleźć chusteczkę, znaleźć chusteczkę, znaleźć tą przeklętą chusteczkę! Tylko gdzie one do diabła są?!
Pobiegłem szukać łazienki, zabierając stamtąd kawałek papieru toaletowego. Ej, nie śmiejcie się ze mnie! Panikuję tak, bo nie wiedziałbym, jak mam się zachować, gdyby on mi zemdlał, czy coś! Nie wyobrażałem sobie tego po prostu. No i martwię się o niego. Zamoczyłem troszkę papier, wracając biegiem do kuchni. Louis stał tam gdzie stał, ocierając wierzchem dłoni krew. Otarłem mu resztkę czerwonej mazi znad wargi, przykładając papier do nosa, który po chwili Louis sam chwycił, niechcący dotykając też moich placów. Poczułem na ułamek sekundy dosyć dziwne uczucie , którego nie umiałem opisać.
- Może powinniśmy jechać na pogotowie? Jestem kiepski w stresowych sytuacjach.
- To zaraz minie – odparł, odchylając głowę do tyłu.
Spojrzałem na jego idealnie wyeksponowaną szyję. Czy ja właśnie patrzyłem na niego z zamiarem pocałowania go?! Ze mną naprawdę dzieje się coś niedobrego. Przecież ja nie jestem gejem, dlaczego więc patrzę na Louisa jak na jakiś łakomy kąsek? Ale przyznaję, przez te tygodnie spędzone w Nowym Jorku przy przeróżnych filmach akcji, ciągle myślałem o Louisie. Szczególnie, kiedy pojawiał się jakiś krótki wątek miłosny i para całowała się, ja wtedy przypominałem sobie, jak słodko smakowały wargi Louisa w czasie naszego pocałunku i… Chyba muszę się przespać.
Po dłuższej chwili, kiedy krwotok trochę ustał, Louis chciał wrócić do przyrządzenia czegoś do jedzenia, ale jak dla mnie nadal wyglądał bardzo słabo.
- Louis, chodź się połóż. Strasznie blady jesteś.
Przyjaciel pokręcił przecząco głową, ale ja jestem uparty i w końcu przekonałem go, żeby dał się zaprowadzić do jego sypialni.
- Przynieść ci coś do picia?
Mruknął na znak zgody, a ja szybko obszedłem do kuchni po jakąś wodę. Pomogłem mu się podnieść, aby mógł się swobodnie napić, po czym z powrotem opadł bezwładnie na łóżko. Przykrył się po sam czubek głowy, układając do snu. Choć był środek dnia.
- Może powiesz mi w końcu, co się z tobą dzieje? Jesteś chory? Może powinieneś iść do lekarza…
Urwałem, czując, jak jego dłoń dotyka mojego kolana, klepiąc je lekko. Poczułem dziwne uczucie, ogarniające moje ciało. Owszem, często zdarzało nam się tak klepać i w ogóle dotykać, ale zazwyczaj dla żartów. I wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on mnie kocha.
- Jestem po prostu wykończony. Prześpię się i rano będę jak nowonarodzony.
- Traktujesz mnie jak dziecko – wypowiedziałem nagle, wyginając usta w niezadowoleniu. Wtedy dwudziestolatek uniósł powieki, obserwując mnie z zaciekawieniem szaroniebieskimi oczami. – Nie rozumiesz, że się martwię?
- Uważaj, bo ci uwierzę. – Mruknął rozbawiony, poprawiając wygodniej poduszkę pod głową.
Nie czekając na nic, przysunąłem się bliżej niego, opierając wygodnie o stertę poduszek, które miał obok głowy. W pierwszej chwili się zdziwił i nie chciał zrobić mi ani centymetra miejsca, ale kiedy dostrzegł, że nie ustąpię, odsunął się trochę.
- Teraz mi może uwierzysz. Będę czuwał, dopóki się nie wyśpisz spokojnie. Obudzę cię na kolację, porozmawiamy wtedy spokojnie.
- I masz zamiar siedzieć tak i patrzeć w przestrzeń, co? – zapytał z rozbawieniem.
Przecież mogę patrzeć na ciebie… Naprawdę o tym pomyślałem? Naprawdę? Dobrze, że nie na głos, bo chyba spaliłbym się ze wstydu przed Louisem!
- To może… - Rozejrzałem się dookoła, dostrzegając na szafce nocnej jakąś grubą książkę. – O! – zawołałem cicho, biorąc ją do ręki. Zerknąłem na pierwszą stronę, nieco skrzywiając się, kiedy odczytałem tytuł. – Zakazana miłość… Naprawdę nie masz czego czytać?
- Koleżanka mi poleciła. Nie mam co robić wieczorami, dlatego czytam wszystko, co mam pod ręką – wytłumaczył się i mogę przysięgnąć, że lekko się zarumienił.
Oho, czyżbym wywoływał wilka z lasu? Tytuł równie dobrze można porównać do naszej sytuacji. Choć ja wiem, czy jego miłość do mnie była taka zakazana? Przecież ja też jestem człowiekiem. Nikt nie powiedział, że nigdy mu nie ulegnę. Ugh, jeszcze jak patrzę na te jego lekko rozchylone wargi, aż ciarki mnie przechodzą po plecach. Skubaniec, całować, to on potrafi. I aż marzy się człowiekowi po raz kolejny musnąć jego słodkie usteczka.
Zorientowałem się, że chłopak zasnął, dlatego nie chcąc go zostawiać samego, otworzyłem książkę na samym początku i zacząłem sobie czytać.
Najpierw wydawała mi się dość ciekawa. Jakaś blondynka ucieka z domu, kiedy rodzice dowiadują się, że zrywa zaręczyny z jakimś tam bogaczem, który miał wyciągnąć ich z niedoli w jakiej żyli. Na swojej drodze przypadkowo spotyka Andrewa, który pochodzi z bogatej rodziny, od razu się w niej zakochał, bla, bla, bla. Ale kto w tych czasach wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia? Nuuuudaaaa.
Będąc gdzieś przy jednej trzeciej całej książki, przymknąłem ją, odkładając na szafkę nocną. Spojrzałem na Louisa, który spał niewinnie wtulony w kawałek kołdry. Jego policzki były lekko zarumienione, a usta rozchylone. Nie wspominając o włosach, które były nieco zmierzwione. Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, chcąc odgarnąć jego grzywkę. Ale zanim zdążyłem go dotknąć, chłopak mruknął cicho pod nosem, przewracając się na plecy.
Oczywiście ani na chwilę nie odrywałem od niego wzroku. Jakoś nie potrafiłem. Zsunąłem się nieco z poduszek, legając zaraz obok niego na lewym boku. Podparłem się łokciem, nachylając nad nim i sprawdzając, czy aby na pewno śpi. Ha, ha, nie myślcie sobie, że chcę mu coś zrobić. Bo tak to mogło wyglądać. Po prostu… No chciałem go podotykać, no! Ugh, Harry, musisz się upewnić, że on jest dla ciebie tylko przyjacielem!
Chyba, że łączyłby nas tylko seks? W końcu on byłby lepszym wyjściem, niż kobiety. Nie martwiłbym się przynajmniej, że go zapłodnię. No, bądźmy szczerzy. Prezerwatywa jest dla mnie czymś nie do pojęcia. Jest moim wrogiem numer jeden, nie przesadzam! Co za przyjemność ze współżycia, jak masz na swoim przyrodzeniu coś… Dziwnego. A fe!
Wracając do Louisa… Jego włosy były takie miękkie w dotyku. Takie delikatne. Ostrożnie, żeby go przypadkiem nie zbudzić, zacząłem odgarniać kilka pasem do tyłu. Po co jego buźka miała ukrywać się? Opuszkiem palca przesunąłem po jego szyi, linii obojczyka, aż do ramienia, z którego troszkę zsunęła się bluzka. Czując jego chłodną skórę pod dotykiem, naciągnąłem lekko materiał, ciągle sprawdzając, czy go przypadkiem nie obudziłem. Uśmiechnąłem się, kiedy dostrzegłem, że nadal śpi. W końcu odważyłem się nachylić w jego stronę, najpierw składając lekki pocałunek na jego policzku. Kolejny pocałunek, tym razem nieco bliżej ust. I kolejny, trafiony w kącik jego warg. W końcu nachyliłem się bardziej, całując go bardzo delikatnie w usta. Znów poczułem to dziwne, ale przyjemne uczucie, kiedy całowałem go. Chociaż on w tym czasie spał. Może go upiję i wtedy rzucę się na niego, żeby potem nie pamiętał, że pociąga mnie do tego stopnia? Nie myśl, Styles, dobrze na tym wyjdziesz.
Wstałem, cicho kierując się ku drzwiom. Obejrzałem się przez ramię, rzucając ostatnie spojrzenie na niewinnie śpiącego Louisa i wyszedłem, nie domykając do końca drzwi.
Postanowiłem się rozpakować. Wniosłem swoje walizki najciszej jak tylko mogłem i rozgościłem się w pokoju gościnnym po przeciwnej stronie sypialni Louisa. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że on coś przede mną ukrywa. Ale co to takiego mogło być, że nie chciał mi powiedzieć? Przecież mówiliśmy sobie o wszystkim, naprawdę o wszystkim, odkąd uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Nawet raz zadzwonił w środku nocy, gdy u niego był dzień, żeby wyżalić mi się na jednego wykładowcę, który niesprawiedliwie go ocenił. A ja nie miałem mu za złe tak późnej pory. Jednak częściej zdarzały się odwrotne sytuacje. To ja budziłem go w nocy, żeby tylko z nim porozmawiać, bo albo skończył mi się popcorn i nie miałem ochoty oglądać żadnego filmu, albo mi się nudziło. No, nie ukrywam. Nie spotykałem się z przyjaciółmi. Zayn pracował, Liam studiował… Ja się obijałem, tiaaaa.
Nawet w końcu przyznał się przede mną, że jest homoseksualny. A ja? Zaakceptowałem to. Ja sam od dłuższego czasu zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jestem bi, skoro podobał mi się Zayn, no i ten szczególny pocałunek z Louisem. I to dzisiaj… Na dodatek miałem ochotę prowokować sytuacje, kiedy będziemy blisko, żeby móc obserwować jego reakcje. Choć nie chciałem w to wnikać. Chyba na dodatek bałem się tego uczucia. Louis jest do tego przyzwyczajony, dla niego to coś naturalnego, jak dla mnie kobiety. I właściwie nie wiem, czego mogę od niego oczekiwać. Związku? Widzicie, jak to brzmi? Wróć, bo znów wyjdzie na to, że gej jest dla mnie kimś innym, odstającym od normy. A tak nie jest.
A może bałem się, że on okaże się większym dupkiem niż ja? Pobawi się mną, potem znajdzie innego… Mnie zostawi, kopnie w tyłek, powie, jakim jestem frajerem. Ale to Louis. A Louis jest… idealny. Skromnie mówiąc.
Usiadłem bezradnie na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Mogłem go nie całować. Mogłem nie przekonywać się, jakie to uczucie, mogłem olać te realistycznie wyglądające sny, które nawiedzały mnie co jakiś czas. Gdybym mógł cofnąć czas… pewnie postąpił bym dokładnie tak samo, więc nie widziałem sensu w użalaniu się nad sobą. Jestem czasem głupi. Mówię albo robię, dopiero potem myślę.
A może… Może Louis jest na coś chory? Może ma kłopoty z sercem czy coś w ten deseń, skoro tak często jest zmęczony i blady? Ale przecież powiedziałby mi o czymś takim! Przecież wie, że tym bardziej bym go nie zostawił! Może ma jakieś zaburzenia łaknienia? Tak to się mówi? Noo, anoreksja, bulimia i te sprawy. Nie lubię używać tych bezpośrednich słów… A Lou był bardzo chudy. Mogę dać sobie głowę uciąć, że od naszego ostatniego spotkania zrzucił parę kilo. Dzisiaj wyraźnie czułem żebra pod dotykiem dłoni, kiedy go prowadziłem do pokoju. A może to coś poważniejszego…? Nie! Nie, nie, nie! Louis jest pełen życia, nie mógłby być na nic chory! Może po prostu szkoła go wykańcza? Stres, nerwy, pewnie całodzienne zakuwanie, żeby tylko zdać jak najlepiej? Tak, to z pewnością to. Na pewno zapomina czasem zjeść, ale nie jest chory na nic. Tak, tak. To na pewno to. Porozmawiam z nim rano.
*
                Razem z Harrym właśnie szliśmy w stronę mojego uniwersytetu. Chłopak zaoferował się odprowadzić mnie, dlatego ja nawet nie próbowałem się sprzeciwiać. Szczególnie, że przy śniadaniu, które, o dziwo, sam zrobił dla nas obojga, trzasnął taki wykład na temat mojej nauki, że się w głowie nie mieści. Ja nie wiem, jak od wpadł na pomysł, że dzień i noc siedzę przy książkach, przez co mało sypiam i doprowadzam się do takiego stanu. Choć było w tym ziarnko prawdy. Zdarzały się dni, kiedy kładłem się raptem na dwie-trzy godziny, a resztę uczyłem się na zajęcia. Ale to przemilczałem przed nim.
Zeszliśmy też na temat tego, czy nie jestem przypadkiem chory. I wiecie, co sobie mój kochany Harry wymyślił? Uwaga… Że mogę mieć anoreksję, ha, ha. Proszę was, ja ważę odpowiednio do wzrostu, a to, że jestem jaki jestem, to nie moja wina. Nie będę tył na siłę, bo on ma takie dziwne myśli. Ale naprawdę ucieszyło mnie to, że się o mnie martwił. Bo się martwił, prawda?
Nie chciałem żyć w niepewności, dlatego jakoś sugestywnie spróbowałem wypytać go o to.
- Nie myśl tyle o tym. Owszem, czasem mam zawroty głowy, ale to przez stres i zmęczenie.
- A krew z nosa?
- Wczoraj pierwszy raz mi się to zdarzyło – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Nie wydaje mi się. – Mruknął pod nosem, skłaniając mnie do tego, że chwyciłem go za ramię i mimowolnie zatrzymałem, stając przed nim.
- Sugerujesz, że kłamię?
- Sugeruję, że nie mówisz mi prawdy – odparł, patrząc mi prosto w oczy. Już sam nie wiedziałem, czy było mi gorąco, czy słabo pod wpływem jego wzroku. Czemu ty, Harry, tak na mnie działasz?!
- Teoretycznie, nawet gdyby tak było, to coś złego? – zapytałem z zaciekawieniem.
- Jesteś moim przyjacielem, Louis. A przyjaciele ufają sobie i mówią sobie o wszystkim, to po pierwsze. Po drugie, ja… - Urwał.
 Zwilżył językiem wargi, sprawiając, że na chwilę zapatrzyłem się na jego usta. Szybko jednak opamiętałem się, że mam hamować swój pociąg fizyczny do niego, dlatego spojrzałem mu w oczy.
- Ja martwię się o ciebie. A skoro martwię się o ciebie, to znaczy, że mi na tobie zależy, bo przecież jesteś ważną sobą w moim życiu. Popatrz, gdybym nie spotkał cię w Doncaster, nadal byłbym dupkiem.
Otworzyłem lekko usta ze zdziwienia, powoli lokując gdzieś w swojej świadomości, że jestem KIMŚ WAŻNYM w życiu Harry’ego. W życiu osoby, która dla mnie stała się już całym światem. Miałem ochotę rzucić mu się na szyję, wyściskać, wycałować, podziękować… Ale zamiast tego posłałem mu ciepły uśmiech.
- Chodźmy już. Nie chcę spóźnić się na zajęcia – powiedziałem, przerywając ciszę, która na chwilę zapanowała pomiędzy nami.
Nie czułem potrzeby komentowania jego słów. A i on nic nie dodał, także uznałem temat za zakończony. Ruszyliśmy dalej w drogę, schodząc na tematy zupełnie z innej beczki. Harry zaczął mnie wypytywać o plany na przyszłość, o to, jak się czuję na studiach, czy nie mam czasem tego dość… Cieszyło mnie, że o to pytał, że interesowało go to. Bo słuchał wszystkiego z wyraźnym zainteresowaniem i podzielał moje emocje, kiedy opowiadałem mu o wszystkim.
- O której kończysz?
- Po czternastej, czemu pytasz?
Zatrzymaliśmy się przed szerokimi schodami prowadzącymi do drzwi uczelni. Zerknąłem w tamtym kierunku, machając w stronę Abigail, dziewczyny, która ma ze mną większość zajęć. Taka moja kumpela ze szkoły. Chciałem, aby na mnie poczekała, co też zrobiła.
- W porządku. Mam jakieś pięć godzin, żeby poszukać w okolicy jakiejś pracy dla siebie.
- Harry… Ty naprawdę chcesz znaleźć pracę? Może w taki sam sposób jak w Nowym Jorku? – zapytałem podstępnie, a on wtedy lekko się zarumienił. Tak, tak, przyznał mi się, że wolał oglądać jakieś bezwartościowe programy niż ruszyć tyłek i znaleźć pracę.
- Nie będę żył na twoim utrzymaniu przecież. A nie chcę, żebyś puścił mnie z torbami.
Roześmiałem się pod nosem. Głupek kochany, nawet nie pomyślał przez chwilę, że tak czy tak zatrzymałbym go u siebie. Nie dość, że miałem do kogo usta otworzyć, to jeszcze tą osobą był Harry.
- W porządku. Widzimy się w domu – powiedziałem, idąc co drugi schodek, żeby jak najszybciej znaleźć się przy Abigail.
Dostrzegłem, że dziewczyna zerkała na Harry’ego co chwilę, a kiedy zapytała, czy to mój nowy chłopak, niby od niechcenia, poczułem, że ona może stanowić dla mnie zagrożenie. A zresztą, roześmiałem się ironicznie w myślach, jakim może być dla mnie zagrożeniem, skoro Harry sam gapi się po tyłkach dziewczyn? Widziałem wczoraj, jak wracaliśmy do mieszkania. I najgorsze było to, że ja nie mogłem nic na to poradzić. A teraz jeszcze Abigail… Jest całkiem ładna. Zbyt ładna!




Yup, jak widać, wszystko idzie powolnymi kroczkami do przodu. Myślę, że w następnym rozdziale dużo się też wyjaśni. I można powiedzieć, że będzie jeszcze więcej Larry'ego. Także cierpliwości. :3 Haha, i myślę, że będziemy miały dla Was malutką niespodziankę. Można nazwać to takim małym bonusikiem. :)

38 komentarzy:

  1. Jak ja się cieszę, że będzie więcej Larry'ego. W ogóle chciałabym już kolejny rozdział albo chociaż jakiś One Shot.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze widząc, że jest tu nowy rozdział, strasznie się cieszę. Uwielbiam to opowiadanie [czy to nie oczywiste?].
    Rozdział świetny, mam nadzieję, że Lou nic nie jest :>
    Zastanawiam się, co takiego może się wyjaśnić?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochałam się w tym opowiadaniu. ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. jeju jak mnie ciekawi ta sprawa z Lou.. i to co dalej bd z Larrym ;D uwielbiam to <3

    OdpowiedzUsuń
  5. awwww, jak ja kocham tego bloga, wspominałam już? :') <33 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału *_* xxx / http://soyourteacherisgay.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. jest , jest , nareszcie ! już nie mogłam się doczekać , martwię co się co z Louisem . ;x

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojejku ! Zarąbiste. fenomenalne <3
    Chcę Już Kolejnego LARREGO !

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej *___________________*
    Ta akcja z Harrym macającym śpiącego Lou i wgl... No genialne!
    Już po prostu nie moge się doczekać następnego
    Trochę się martwię, żeby Harry nie zaczął się interesować Abigail ... To byłby problem. No i szkoda mi się zrobiło Lou ja stwierdził, że Harry gapi się na tyłki dziewczyn, a on nic nie może z tym zrobić :(
    Czekam na następnego i umieram z ciekawości! +No i zapraszam do mnie :) xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy można oczekiwać następnego rozdziału? Bo nie wytrzymam psychicznie *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze w tym tygodniu, przed weekendem. Raczej coś koło tego ;)

      Usuń
  10. Cudowne *____*
    Mój ulubiony moment z rozdziału : HARRY SKŁADAJĄCY POCAŁUNKI NA LOUISIE *___* łaaaa, to mnie zabiło. Czekam na wyjaśnienie wszystkiego :D
    Dodajcie szybko nowiutki rozdzialik *-*

    OdpowiedzUsuń
  11. No to mnie zaskoczyłyście z tą wprowadza Harry'ego. Ale fajnie..;)
    Och i jaka słodka była ta scenka śpiącego Lou i całującego go Loczka, który nadal bije się sam ze sobą, że Lou mu się wcale nie podoba.
    Podobała mi się ich rozmowa przez telefon. Niby tak zwykła sytuacja, a tak fajnie ja opisałyście. :)
    Czekam na kolejny i jestem ciekawa czy z tą dziewczyną będzie coś więcej czy nie?
    Pozdrawiam Dreamer.
    www.lovestory-1d.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. przerażacie mnie. Co się dzieje z Lou? To chyba nie wróży nic dobrego ... :(
    I niech Hazz sobie w końcu uświadomi, że go kocha noo! :D
    :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeeeeejku.. jestem pod wrażeniem twojego talentu! Dziewczyno jesteś stworzona do pisania! Masz tyle pomysłów, świetnie opisujesz sytuacje, czego chcieć więcej? :)
    Kłaniam się nisko i proszę o więcej rozdziałów! ;**

    http://beyourseeelf-lifestyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. KIEDY BĘSZIE NASTĘPNY!? Długo nie wytrzymam ;'c JA CHCEM NEXTA, JUŻ.

    OdpowiedzUsuń
  15. aaaaaaaa. :D Harry zaczyna coś więcej czuć do Loou <3 no, nie? bo tak jest ? xd Abigail nie może zagrozić Louisowi :D I ogólnie fajnie że Harry przyjechał do LOU *-* zajebista sytuacja jak oni się spotkali na tej drodze ;d czekam na NN :D
    @dusia_PL
    PS. DODAJ SZYBKO :) <3

    OdpowiedzUsuń
  16. LARRY! DAJ LARRYEGO! <3
    cudowne, cudowne, cudowne.
    jestem Twoją fanką! ;-**
    zapraszam do mnie, już nowy rozdział.
    http://paulinazajac.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Czekam!!!!
    Zapraszam do mnie -----> http://im-dying-just-to-know-your-name.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetne. Kochaam. ♥
    Zapraszam do mnie. http://life-of-one-direction.blogspot.com/ i http://heart-races.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń
  19. Sikam!! Ciekawe przedłużenie. I niech się Hazza zdecyduje!

    OdpowiedzUsuń
  20. Kocham wasze opowiadanie.<33 Szybko, szybko piszcie nowy.<3 Proooszee.<3

    OdpowiedzUsuń
  21. zajebiste <3
    zapraszam do mnie gdzie ukazał się 29 rodział
    http://galaxy-strawberry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Kiedy następny O.o nie moge się juz doczekac:'( chce nowego. A więc całe opowiadanie jest pisane według mnie bardzo profesjonalnie, jest mało błędów ortograficznych, styl pisania genialny bardzo podobny do jednej z amerykańskich pisarek. GENIUSZ zazdroszczę go wam serio <3 czekam na nastepny z nie cierpliwością
    KAROLINA :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Mam nadzieję że to tylko moje walnięte przeczucie, ale wydaje mi się że zmierzacie do tego, że Lou będzie chory. Mi od razu na myśl przychodzi: guz czy cuś w ten deseń. Jeżeli macie taki zamiar to powiem wam: NIEEEEE! A poza tym to spoko. Uwielbiam to opowiadanie :* Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  24. O jej *.*

    czekam na dalszy rozdział ;**

    i zapraszam do mnie nie dawno zaczełam pisac

    http://mrocznetajmnice.blogspot.com/

    i

    http://blacklifeprinces.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Genialny! Tak jak każdy poprzedni i na pewno kolejny. Ciekawa jestem tej niespodzianki. Już nie mogę się doczekać :)

    fallinhappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  26. dziewczyno, oszalałaś .. tak jestem tego pewna .
    wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały i .. płakałam. tak zgadza się i nie chodzi tu o smutne sceny tylko nawet przy tych czułych opisach uczuć lub sytuacji, które zaszły między nimi . naprawdę to opowiadanie zmieniło mój nastrój . gdy zobaczyłam nowy rozdział, kąciki moich ust mimowolnie ruszyły ku górze. nie mogę się doczekać kolejnego. naprawdę, mam nadzieję, że ta historia będzie wieczna.

    zapraszam do czytania i komentowania :
    http://mysterious-crescent.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Genialny rozdział :). Coraz więcej Larry'ego, co mnie baardzo cieszy :). Czekam na nn i na bonusik :). Zapraszam na historie z 1D storyoffaless.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń
  28. jeeejku, jakie to piękne <3 powiem szczerze, że nawet przypomina mi sytuację moją i mojej przyjaciółki...

    OdpowiedzUsuń
  29. heuheu. Fajnie. Bardzo ładnie piszesz. Zupełnie nie infantylnie :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :) mam nadzieje, że nie przeciągniesz mnie zbyt długo :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Choolera. To. Było. Świetne !
    Ale czy Harry jest naprawdę tak ślepy albo naprawdę tak pogubiony we własnych uczuciach i nie widzi tego, że Louis jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem ? Loczek, no, c'mon ! Liczę na ciebie !
    Kurde, co jeszcze... Ach, scena kanapowa oczywiście epicka :p Chooolercia, no, szał macicy i eksplozja jajników :p

    OdpowiedzUsuń
  31. ja pierniczę, jaram się jak to czytam :D

    zapraszam do mnie shortstoryabout.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  32. Chyba najpiękniejszy rozdział ztych 1-9. Szczególnie spodobała mi się scena w której Harry całuje Lou'iego gdy on śpi. Spodobało mi się że zrobiłaś to tak niesamowicie subtelnie, a nie tak wiesz 'na chama'. SUPER.
    Zastanawiam się też co się dzieje z Louis'em. Wyglada poważnie i mam przeczucie że trochę zatrzęśnie światem Harry'ego.
    Tak czy siak, Pozdrawiam!

    PS. Aha, i zapraszam też do mnie. Również piszę o Larry'm. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  33. q zz q q zqq zqzszsxdxr dxsa eresesrdr drd tr asassazazswsdx xc hdc dfd cf cvfg v h l hdc dfd cf cvfg v h lt kth kthh kt ky kh khkh k hkh k f f j bfdb l lbhhb jbhv hgvuhv vhj vh h v hv hv jhv jhv 7 y87gt87f 8f f ygh vh vh vyugyg tcd q zz q q zqq zqzszsxdxr dxsa eresesrdr drd tr asassazazswsdx xc hdc dfd cf cvfg v h lzqzszsxdxr dxsa eresesrdr drd tr asassazazswsdx xc hdc dfd cf cvfg v h lr asassazazswsdx xc hdc dfd cf cvfg v h ll hdc dfd cf cvfg v h lt kth kthh kt ky kh khkh k hkh k f f j bfdb l lbhhb jbhv hgvuhv vhj vh h v hv hv jhv jhv 7 y87gt87f 8f f ygh vh vh vyugyg tcd q zz q q zqq zqzszsxdxr dxsa eresesrdr drd tr asassazazswsdx xc hdc dfd cf cvfg v h lb wguygygyuedgceiggeygcfygweydgcuyfygfywegfywgyufgwfyugwfywgfyeyugwfygw728g7g2

    OdpowiedzUsuń
  34. fantastic points altogether, you just received a logo
    new reader. What would you recommend about your publish that you simply made some days ago?
    Any certain?

    Review my weblog: slc-wireless.com

    OdpowiedzUsuń