Ból głowy, z
jakim się obudziłem sprawił, że od samego otworzenia oczu na mojej twarzy
pojawił się strasznie skwaszony wyraz. Nie mówiąc już o tym, jak cholernie
chciało mi się pić! Wody! Woooody! Wstałem jakoś powoli z łóżka, podchodząc do
drzwi. Kiedy położyłem dłoń na klamce, coś wydało mi się nie tak. Czemu ja
byłem w łóżku? U dziadka w domu? Na dodatek w samych bokserkach?
Chwila, chwila…
Telefon do dziadka, podsłuchana rozmowa, uczucie czegoś dziwnego w środku. No
tak, nie było Louisa, to sam zacząłem zapijać smutki. O Boże, że też taki duży
facet jak ja potrafi tak beczeć, jak wczorajszego wieczoru… W ogóle skąd ja
wiedziałem, gdzie Niall mieszka? Pewnie raz Louis musiał mi pokazać, albo
nieświadomie usłyszałem. To w końcu mała wioska, łatwo tutaj trafić do każdego.
Idąc do kuchni,
niemal zamknąłem oczy. Widziałem tylko swoje bose stopy stawiające małe
kroczki. Kiedy w końcu trzymałem w swojej dłoni butelkę wody niegazowanej,
zacząłem pić jakbym zaraz miał umrzeć przez odwodnienie.
- Żyjesz jakoś?
– Usłyszawszy głos dziadka, zbyt szybko odciągnąłem butelkę od ust, co
skutkowało tym, że trochę pochlapałem się po torsie. To co, to znaczy, że
dziadek wiedział, że film mi się urwał i jakimś cudem trafiłem do domu? Chyba,
że to Niall mnie przyprowadził i dziadek musiał mnie oglądać w tym stanie. O
mamo, chyba spalę się ze wstydu. – Nie wyglądałeś najlepiej wczoraj.
- Niecodziennie
dowiaduję się, że wszystko, co do tej pory mnie otaczało, to jedna wielka
iluzja. – Mruknąłem pod nosem, nie pokazując jak bardzo boli mnie głowa i chce
mi się pić. Ale to nie kosztowało mnie dużo więcej, niż poprzedni wieczór. Przecież
ja nigdy nie płaczę! Co za upokorzenie. Nawet jeśli mnie nikt nie widział, to
jest upokarzające!
- Ale to nie
powód, żeby od razu pić do nieprzytomności, wnusiu kochany.
W ostatniej
chwili powstrzymałem się, żeby nie zacząć krzyczeć na niego. O, tak. Byłem
bardzo nerwowym i nadpobudliwym człowiekiem, który nie lubił, kiedy coś mu się
wypomina. Ale dziadek nie był niczemu winien i może miał trochę racji. Mimo
tego, nadal czuję się potwornie rozbity, chociaż wczoraj na tę chwilę mogłem
odlecieć.
- Nie wiesz,
czy Louis już wrócił?
- Ty naprawdę
nic nie pamiętasz. – Westchnął ciężko pod nosem. Aha, czyli palnąłem coś
głupiego. No pięknie. – To on cię tu wczoraj przyprowadził, pomógł ci się
rozebrać i ułożyć do snu.
- Coo? –
Zapytałem z ogromny zdziwieniem. Nie tylko wydało się, że zlałem się w trupa,
ale jeszcze uświadomiłem sobie, że teraz będę czuł się przed Louisem, jak jakiś
głąb, który odpowiedzi na rozwiązanie problemu szuka w alkoholu! Choć tak po
części było i to tylko wczorajszego wieczoru… Ale zachowajmy to między sobą.
Chciałem coś
powiedzieć, ale ktoś w tym czasie zapukał do drzwi. Nie słyszeliśmy żadnego
samochodu, tym bardziej nas to zdziwiło. Dziadek oświadczył, że pójdzie
otworzyć, dlatego ja, myśląc, że to listonosz i chcąc trochę ochłonąć,
wyszedłem za dom i usiadłem na ławce, wygrzewając się do słońca. W ciągu kilku
kolejnych chwil wypróżniłem do końca butelkę wody.
- Uuuuh, zaraz
będzie padało! – Usłyszałem rozbawiony głos Louisa. Zerknąłem przez ramię w
jego kierunku, marszcząc się przy tym, jakbym cytrynę jadł. No co, łeb bolał
mnie jak diabli i było mi trochę niedobrze. I niespecjalnie starałem się to
ukrywać. Nie miałem najmniejszej ochoty silić się na grzeczność. Nie dzisiaj.
- Czemu? Na
niebie nie ma chmur.
- Na twój widok
na pewno zaraz się znajdą. Jesteś tak blady, że niemal straszysz!
- Nie mam
ochoty na żarty. – Mruknąłem trochę niemiło, garbiąc się lekko. Opuściłem
głowę, wpatrując się w papierową oprawkę na butelce. Jakże interesująca mi się
wtedy wydała.
Usłyszałem
głośne rozmowy dziadków z mieszkania. Ach, czyli jednak Keith też wpadł. Tyle
lepiej, może dziadek nie będzie już więcej wracał do przyczyny mojego
wczorajszego upicia się. A raczej jej dogłębnej, wspólnej analizy. Usłyszawszy
cichy szmer obok mnie, zerknąłem od niechcenia w tamtym kierunku. Och, fajnie.
Czyli zamiast dziadka będę miał na głowie Lou, który zacznie mi prawić te swoje
filozoficzne gadki, no wprost fantastycznie! Choć nie ukrywam, że pierwsze, o
czym wczoraj pomyślałem, to to, żeby się zwierzyć właśnie jemu. On zawsze
potrafił mnie wysłuchać. I doradzić.
- Dzięki za
wczoraj. – Powiedziałem, przerywając ciszę, jaka panowała między nami. – Choć
szczerze tego nie pamiętam. Nawet nie wiedziałem, że wróciłeś wczoraj. –
Zaśmiałem się krótko pod nosem. Chociaż to w ogóle nie było śmieszne.
- Powiesz mi,
co cię do tego skłoniło? Jesteś aż tak słaby, żeby szukać wyjścia w alkoholu? –
zapytał, układając dłoń na moim ramieniu.
- Zamknij się.
Nic o mnie nie wiesz! – Uniosłem się. Szturchnąłem ramieniem, chcąc pozbyć się
jego dłoni. No co! Zdenerwował mnie tym! To było moje pieprzone życie i to była
moja pieprzona sprawa, co z nim robię, jasne? – Zostaw mnie w spokoju.
- Ach, fajnie.
Czyli teraz będziesz obrażony na cały świat i będziesz odtrącał każdego, kto
chce ci w jakikolwiek sposób pomóc? – zapytał bardziej z ciekawością niż ironią.
Boże, jak ja chwilami nie cierpiałem w nim tego spokoju i opanowania!
- Może. – Burknąłem
pod nosem bez entuzjazmu. Nie interesowało mnie to, co sobie pomyśli o mnie.
- Fajnie.
Zadzwoń, jak ci w końcu przejdzie i będziesz chciał jednak z kimś pogadać. –
Wstał, mijając ławkę i ruszył w kierunku
domu. – Byłbym zapomniał. – Z ciekawości zerknąłem na niego przez ramię. – Nie
ma za co. Zawsze mogłem cię zostawić na środku ulicy i mogłem sam wracać do
domu, nie interesując się, co z tobą będzie. Mogłem równie dobrze pozwolić,
żebyś zarzygał całą łazienkę, a rano sam tłumaczył to dziadkowi. Ale naprawdę,
nie ma za co.
Odwrócił się na
pięcie, stawiając niewielkie kroki. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, na
samą myśl, która pojawiła się w mojej głowie.
- Nie zrobiłbyś
tego.
To chyba
pewność mojego głosu i swoboda z jaką to wypowiedziałem sprawiły, że Louis
zatrzymał się na werandzie, patrząc na
mnie uważnie. Zaśmiał się pod nosem. Nie byłem jednak w stanie określić tego
śmiechu.
- Masz rację.
Nie zrobiłbym tego. – Przytaknął, wchodząc w głąb mieszkania.
Zostałem sam na
zewnątrz i tak właściwie już wtedy odczułem brak chłopaka. Byłem głupi!
Przecież o niczym innym nie marzyłem niż o tym, żeby mu się w końcu wygadać! Może
pójść po niego i go przeprosić? Nie, nie… To nie ma sensu. Sam do mnie
przyjdzie, w końcu jest moim kumplem. I będzie chciał wiedzieć, co się ze mną
dzieje.
Westchnąłem
głęboko. Czasem naprawdę zastanawiałem się, czy mam w środku mózg czy ktoś mi
go nocą wykradł.
*
Przeszło
tydzień nie widziałem się ze Stylesem. Ani on nie pofatygował się przyjść do
mnie, ani ja do niego. Wiedziałem, że przesiadywał całe dnie w mieszkanku
dziadka, sam, zapewne z czymś mocniejszym. Pech chciał, że dziadek musiał
jechać do sanatorium, choć zapierał się przed tym w obawie o wnuka. Przemówiłem
mu do rozumu, że Harry jest dorosły i powinien sam wziąć sprawy w swoje ręce, a
w razie czego, ja zawsze byłem obok i mu pomogę. Nie miałbym serca mu nie
pomóc.
Niedzielnego
wieczoru, kiedy razem z Niallem graliśmy w koszykówkę na boisku, przyjaciel
zaczął wypytywać o Harry’ego. Tego dnia jednakże nie miałem kompletnie ochoty
myśleć o osiemnastolatku. Zaoferowałem mu pomoc, ale skoro on woli mnie ignorować
i teraz udawać obrażonego, proszę bardzo. Ja nie będę nachalny i na siłę nie
będę go przekonywał do swoich racji. Choć szczerze powiedziawszy, planowałem
pójść w poniedziałek do niego i sprawdzić jak żyje.
-
Porozmawiajcie. Wiem, że ostatnie czego byś chciał, to właśnie stracenie tego idioty.
– Powiedział blondyn, rzucając w moim kierunku piłkę. Tradycyjnie po skończonym
meczu nadal trenowaliśmy sobie rzuty do kosza. Nie chcieliśmy jeszcze wracać do
domów. – Zamień się.
- Mam jeszcze
ciebie – odparłem, mijając go. Wtedy poczułem, jak chwyta mnie za przedramię i
mimowolnie odwraca ku sobie.
- Ale mnie
kochasz jak przyjaciela, a jego jak chłopaka. Zasadnicza różnica, nie sądzisz?
Spojrzałem na
dłuższą chwilę w jego niebieskie oczy, czując ukłucie w sercu. Chyba mógł mieć
rację.
- Sam już nie
wiem. – Powiedziałem cicho, podając mu piłkę i wędrując pod kosz.
Chyba sam
zatraciłem się w tym wszystkim. Niall porównał miłość przyjacielską do
partnerskiej. Problem w tym, że ja nie wiem, czy go naprawdę kochałem. Cóż,
zauroczyłem się nim, to pewnie i nie ukrywam tego. Ale żeby od razu miłość? Czy
tak można nazwać psychiczny pociąg do drugiej osoby? No chyba… Ugh, nie mówiąc
już o tym, że gapiąc się na jego ciało zwyczajnie robiło mi się gorąco.
- Poza tym
koleś stwierdził, że masz niezłe pośladki. I tu nie mogę się z nim nie zgodzić!
– zawołał z rozbawieniem Niall. Zawstydził mnie tym, dlatego w ramach zemsty
podałem mu mocniej piłkę, po której złapaniu jednak cofnął się o ten krok do
tyłu. – Hej, hej, Tomlinson, spokojnie. Przecież żartuję.
- To lepiej nie
żartuj – powiedziałem poważnie, ale przyjaciel nadal się śmiał pod nosem. No
co, macie coś do moich pośladków? Według mnie są całkiem okay. A wszyscy mają
do nich jakieś „ale”.
- Zakładaj
luźniejsze portki. Twoja pupa wygląda naprawdę kusząco, kiedy założysz takie
miętowe spodnie. – Wycedził w końcu, a ja już nie wytrzymałem i zacząłem za nim
biegać po całym boisku.
Wiedziałem, że
moje szanse są marne w porównaniu do wysportowanego Nialla, ale tak czy tak
miałem chęć uderzenia go w jego czuprynę i wybicia z głowy takich tekstów. Poza
tym Harry był pijany, nie pamięta teraz tego i lepiej, żeby tak zostało. Opici
ludzie najczęściej mówią same bzdury. Jak na przykład to, że Harry’emu
zachciało się chomika. Tiaaa.
Kiedy w końcu
mogłem dotknąć Nialla, który znacznie zwolnił, gdzieś mignęła mi czyjaś postać.
Zatrzymałem się więc i spojrzałem w kierunku wejścia na boisko. Nie myliłem
się. Stał tam. Może i widziałem tylko cień, gdyż stał w kierunku zachodzącego
słońca, ale jego bujne loki wyróżniające się na tle pomarańczowoczerwonego
światła poznałbym bez problemu.
Niall także
dostrzegł chłopaka. Widząc, że odpuściłem mu żarty, skinął głową w kierunku
osiemnastolatka i razem udaliśmy się powoli w jego stronę. Stał wpatrzony w
nas, jednak im bliżej niego byliśmy, tym bardziej uciekał wzrokiem. Mętnym
wzrokiem. Znowu pił, głąb jeden. Rawr! Nie mówcie mi tylko, że cały tydzień,
kiedy dziadka nie było, jedyną przyjaciółką stała się butelka z alkoholem.
- Co się stało?
– zapytałem bez ogródek. Harry zignorował mnie, co mnie zdenerwowało. A mnie wyprowadzić
z równowagi naprawdę było niełatwo. – Przestaniesz zachowywać się jak dzieciak,
który obraził się na wszystkich, bo nie dostał tego, czego chciał? Czy może w
końcu zdobędziesz się na odwagę i staniesz twarzą w twarz z problemami, nie
sięgając po alkohol?
- Słuchaj, no.
– Podszedł do mnie, wymachując mi palcem przed twarzą. – Chciałem z tobą
pogadać, tak. Ale skoro masz zamiar mnie pouczać i prawić mi kazania jak
wszyscy wokoło, to ja dziękuję za rozmowę.
- Nie zamierzam
cię pouczać. Zamierzam cię wysłuchać, dobrze o tym wiesz. – Powiedziałem
zgodnie z prawdą, ale jego chyba to jeszcze bardziej podminowało.
- Tomlinson,
nie rób ze mnie wariata – prychnął pod nosem.
Spojrzałem na
Nialla w tym samym momencie, kiedy on spojrzał na mnie. Obojgu chodziła nam ta sama myśl po głowie.
Wyczytałem to z jego oczu. Co takiego
się dzieje? Co z nim się dzieje? Harry nigdy nie był taki agresywny. Choć
właściwie nigdy nie pił w mojej obecności, przyznałem w duchu.
Podszedł do
mnie o krok, chwytając mnie za zamek bluzy i gwałtownie przyciągając nieco ku
sobie. Spojrzał na mnie wzrokiem, który jednoznacznie mogłem określić, jak ten, że zaraz mnie zabije. Odruchowo złapałem palcami jego dłoń, chcąc go jakoś
odciągnąć od siebie. Przestraszyłem się! On przewyższał siłą ode mnie! Ja nie
miałem czasu na treningi, zajmowałem się przecież głównie nauką. A nie chciałem
dostać od osiemnastolatka. Niall, który próbował jakoś załagodzić tą sytuację
stanął pomiędzy nami, ale tylko na krótką chwilę, bo Harry odepchnął go mocno na
bok. Biedny blondyn, o mało się nie przewrócił. A wiedziałem, że to byłaby moja
wina, bo to ja drażnię lwa, nie on.
- Dobrze ci
radzę, nie rób ze mnie wariata – powiedział powoli, chcąc, abym zrozumiał każde
słowo.
- Przejdźmy się
gdzieś. Ochłoniesz, opowiesz co się stało. Pomogę ci przecież, wiesz o tym. –
Powiedziałem łagodnie i spokojnie.
Pod wpływem
dotyku poczułem, jak poluźnia ucisk, dlatego już bez ogródek chwyciłem jego
rękę i odepchnąłem ją od siebie. Po dłuższej chwili namysłu skinął głową. Niall,
który już więcej nie chciał wtrącać się między rozmowę w obawie, że tym
bardziej Harry się nie wygada, zwyczajnie poszedł, zostawiając nas samych. Mój
kochany Niall. Uwielbiam te sytuacje, kiedy rozumiemy się bez słów.
- Idziemy?
- Gdzie?
- W stronę
domu.
- Raczej mam
ochotę czegoś się napić – przyznał szczerze, a ja tylko pokręciłem głową. Tego
tylko brakuje, żeby popadł w jakiś nałóg z własnej głupoty.
- Wiesz co? Mam
pomysł. – Chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem swoim mętnym wzrokiem. – Pojedźmy
do domu, zrobię ci czegoś zimnego do picia, jakąś lemoniadę albo sok ze
świeżych owoców. Wtedy spokojnie o wszystkim mi opowiesz.
- Czego ty
chcesz ode mnie?! Ciągle się o coś mnie czepiasz, chcesz na siłę pocieszyć, czy
jak?
Znów chwycił
mnie gwałtownie za bluzę, chcąc szarpnąć, ale wtedy zrobiłem coś, czego
kompletnie się nie spodziewałem. Zacisnąłem mocno dłoń, celując nią prosto w
twarz Harry’ego, który aż zatoczył się i upadł za ziemię. W jednej chwili
złapałem się przerażony za usta. Co ja zrobiłem?! Upadłem na kolana obok niego.
Nie ukrywam, byłem cały roztrzęsiony. A jak mu się coś stało?
- Harry? Harry!
Ja przepraszam, nie wiem, co we mnie wstąpiło! Przepraszam cię strasznie! –
Spanikowałem jak nigdy. Nie chciałem mu przecież krzywdy zrobić! Ale ten
egoistyczny dupek wyprowadził mnie z równowagi i to samo się tak zdarzyło. Nie,
nie samo. To ewidentnie moja wina. O mamo, o mamo, o mamo! Co ja najlepszego
narobiłem?!
Przewróciłem go
na plecy, zdejmując jego dłonie z twarzy. Poza, jeszcze, małym siniakiem na
kości policzkowej i rozcięciem nad brwią w wyniku upadku na ziemię, chłopak był
cały. A przynajmniej taką miałem nadzieję. I modliłem się o to, aby mu nic nie
było.
- Chodź do
samochodu, zaparkowałem zaraz za bramą. – Oznajmiłem, pomagając mu wstać.
Mamrotał coś
pod nosem. Chyba jakieś przekleństwa na mnie, ale miał ku temu pełne prawo. Nie
powinienem go bić, nie zasłużył to. Ale też nie miał prawa mną szarpać, jakbym wymordował
mu pół rodziny.
Poprosiłem go,
aby stał spokojnie przy samochodzie. Posłusznie oparł się o drzwi, opuszając
dłonie wzdłuż tułowia. Przyniosłem apteczkę z bagażnika, którą zawsze tam
trzymam i zacząłem przemywać jego rozcięcie nad brwią. Nie chciałem, żeby
wdarło się jakieś zakażenie. Tego mi tylko brakowało! Harry opuścił na chwilę
powieki, kiedy przyłożyłem wacik do rany. Syknął głośno. Nie wiem, co on
najlepszego wyrobił, ale dostrzegłem tylko, jak jego ciało wzdrygnęło się, a
Harry na krótką chwilę zatracił równowagę. Chcąc się wyratować, aby nie upaść,
chwycił się czegoś, co miał blisko siebie. W tym przypadku to byłem ja.
Poczułem jego mocne dłonie na moich biodrach, które nieświadomie przyciągnęły
mnie ku niemu. W ostatniej chwili złapałem się dłońmi jego ramion, nie chcąc
zatracić równowagi razem z nim. Choć nie ukrywam, było mi niesamowicie gorąco,
kiedy poczułem jego ciało. Dosłownie.
- Przepraszam,
straciłem równowagę. – Wybełkotał opuszczając głowę.
Nie chcąc, żeby
młody nabrał podejrzeń, szybko odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość.
O ludzie! Jakie ja miałem skoki temperatury ciała, kiedy on mnie dotykał. O
mamo, o mamo, o mamo! Okay, Louis, spokojnie. Nie rób z siebie zakochanej
nastolatki.
Przykleiłem
plaster w miejsce rany, aby szybciej mu się zagoiła. Następnie otworzyłem mu
drzwi. Potulnie zajął miejsce od strony pasażera. Ja w tym czasie schowałem
apteczkę z powrotem do bagażnika, po czym siadłem za kierownicą, spoglądając na
chłopaka.
- To jak,
jedziemy? Uspokoiłeś się już?
Chłopak pokiwał
twierdząco głową. Odpaliłem samochód ruszając w stronę domu dziadka.
Wiedziałem, że tam będziemy mogli w spokoju porozmawiać i nikt nam nie
przeszkodzi. O ile ten gbur coś powie. Ale już moja w tym głowa, żeby wyciągnąć
wszystko od niego.
Ku mojemu
zaskoczeniu, po dotarciu na miejsce zorientowałem się, że on zasnął. Tak,
zasnął. Musiał być naprawdę padnięty, skoro odleciał po tak krótkim odcinku
drogi. Zdawałem sobie sprawę, że to jednak alkohol tak na niego podziałał. Nie
chciałem, żeby biedak spał na niewygodnym siedzeniu. Dlatego wysiadłem z
samochodu, biegnąc do drzwi i otwierając je. Miałem klucze do mieszkaniu
dziadka, dlatego nie było z tym żadnego problemu. Następnie wróciłem do
chłopaka, biorąc go ostrożnie na ręce, aby się nie obudził. Zaniosłem go do
salonu, gdzie położyłem go na kanapie. Szybko jeszcze obszedłem zamknąć
samochód i wziąć kluczyki ze stacyjki, po czym wróciłem do domu, zamykając go
od środka.
Cóż, wychodziło
na to, że będę dzisiaj spał u niego. Przecież nie mogłem zostawić go samego. A
przynajmniej zostanę dopóki się nie obudzi i nie zachce mu się zwierzeń.
Westchnąłem
głęboko, wracając do salonu, gdzie spał Harry. Przykucnąłem obok jego głowy
przyglądając się jego anielskiej buźce. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu mając
nadzieję, że znajdę jakiś koc. Ku mojemu zaskoczeniu, nigdzie żadnego nie było.
Nie chcąc grzebać w rzeczach dziadka, zdjąłem z siebie bluzę i zarzuciłem ją na
ramiona nastolatka.
Śledząc
wzrokiem rysy jego twarzy, coraz bardziej uświadamiałem sobie, że zwyczajnie
jestem w nim zakochany. Tak, kocham go. Delikatnie wierzchem palca wskazującego
pogładziłem Harry’ego po policzku, dokładnie w miejscu, gdzie go uderzyłem.
Wyglądał tak słodko i niewinnie, iż coraz bardziej zaczynałem żałować, że jakoś
nie powstrzymałem się przed tym. Co ja teraz powiem jego dziadkowi? Nachyliłem
się ku niemu, bardzo ostrożnie całując go w lekko sine miejsce. Biedaczek,
przez moją głupotę będzie chodził ze śliwką pod okiem.
- Czasem
naprawdę chciałbym, żebyś wiedział absolutnie wszystko – wyszeptałem, uśmiechając
się smutno. To wszystko, co mnie otaczało, powoli zaczęło mnie przytłaczać.
Postanowiłem
wyjść na werandę za domem, siadając na drewnianej ławce. Wykonałem krótki
telefon do Nialla i powiedziałem mu, co się wydarzyło po jego odejściu. Przyjaciel
był dumny ze mnie, cytuję: że postawiłem się temu egoistycznemu idiocie.
Poprosiłem, żeby go tak nie nazywał. Wiem, że Niall nie chciał go obrazić,
tylko po prostu nie rozumiał jego zachowania. Lubił też większości osób nazywać
idiotami, nawet, jeśli tak o nich nie myślał. Ale mimo to nie chciałem, żeby
ktoś obrażał Harry’ego, ani nazywał go w ten sposób.
Obszedłem do
samochodu po książkę, po czym rozsiadłem się wygodniej na drewnianej ławce,
czytając lekturę. Czasami słyszałem, jak Harry przewraca się na kanapie albo
cicho pochrapuje, a wtedy na moje usta zawsze wpływał przyjazny uśmiech.
Boże, jaki ja
jestem głupi, będąc nim ślepo zauroczony.
RAAAAAAAAWRR! A CO DALEJ?!
OdpowiedzUsuńweź... jak ja kocham TWOJE OPOWIADANIE! <3 <3 <3
świetne, boskie, cudowne... zakochałam się w Larrym. *_*
nie mogę się doczekać, co będzie dalej...
a w ogóle, jak On go pocałował... mrrrr. <3
co TY ze mną robisz, dziewczyno?! :D :*
ale serio... Cudowne opowiadanie. :)
O Jezu, brakuje mi słów. Cudowny jest ten rozdział ! *-* Jak na razie mój ulubiony !
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko dodasz kolejny ! :)
Biedny Harry, dzieje się coś złego, a on nie umie sobie z tym poradzić do tego stopnia, że zaczął pić;(
OdpowiedzUsuńI biedny Louis, który go pokochał, ale nie może do niego dotrzeć i zmusić do zwierzeń.
A teraz Hazza ma wolną chatę (skoro dziadek jest w sanatorium, to jego nieobecność pewnie będzie dłuższa;>) i nie mogę się doczekać, aby się przekonać, czy chłopaki w jakiś sensowny sposób to wykorzystają;D
Nigdy jakoś nie widziałam Louisa i Nialla w roli najlepszych przyjaciół, ale do tego opowiadania pasuje to wręcz idealnie, a blondyn odgrywa tu rolę takiego dobrego duszka xD
Czekam na NN!
Jeju...Jak można aż tak zayebiście pisać ; o ?
OdpowiedzUsuńKocham to <3 Czekam na next :)
Piękne, jestem ciekawa co się dzieje z Harrym. Ja już chce kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńDobra... Cholera, co się stało Harry'emu ?! Ten gość jest...nawet nie potrafię znaleźć słowa :/ Skubany ma szczęście, że jest przy nim Louis...
OdpowiedzUsuńwłaśnie, Lou. Nasz zakochany po uszy Lou. Ach, wiedziałam, że prędzej czy później go weźmie, no ! :p Ale cóż mogę rzec - trudno nie ulec Hazzie ;)
Chyba zaczynam się domyślać, dlaczego Harry zalał się kompletnie w trupa... Chociaż z drugiej strony dobrze, że dostał od Tomlinsona w twarz - należało mu się.
OdpowiedzUsuńAle Lou, tak słodki i niewinny chłopak zakochał się po uszy w Haroldzie, śmiem sądzić, że z wzajemnością :D
nie mogę się doczekać aż Harry w końcu się zwierzy.
pozdrawiam :D
Uwielbiam napranego Harry'ego, miodzio po prostu! Oczywiście szkoda mi tego chłopaka, ale głupi jest, skoro nie chce pomocy od Lou. Zamiast się na niego obrażać, powinien podzielić się z nim wszystkim, co mu ciąży na sercu. Przypuszczam, że w następnym rozdziale tak się stanie, prawda? Nie każcie nam dłużej czekać! *_* CHCEMY WIĘCEJ LARRY'EGO! :D
OdpowiedzUsuńOch, Lou. Biedny Lou. Po uszy zakochany w tym chłopaku, co jest takie słodkie. Oby Hazza w końcu odwzajemnił uczucia tego chłopaka, bo naprawdę mi go szkoda. ^_^
~ @AgnesSesso
http://mrsashtomlinson.blogspot.com
Uwielbiam to co piszesz! Wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały i nie mogłam doczekać się następnego! Dzisiaj wchodzę, patrzę i jest nowy! Uwielbiam cię!
OdpowiedzUsuńodżizas christ! :D uwielbiam wasze opowiadania! xd jedno z lepszych o Larrym, nawet powiedzialabym ze najlepsze :) Harry pijaczek i dobrze wiemy czemu pije..Lou ma za dobre serce,ale to dobrze. i masz bardzo ogarniete dialogi :> aa i nie wiem czy wiesz ale pojawil sie u mnie 3 rozdzial :) zapraszam :)
OdpowiedzUsuńAwwwwwwwwwww *-*
OdpowiedzUsuńDopiero co weszłam na tego bloga i żałuje, że nie znalazłam go wcześniej! Świetnie piszesz! Normalnie pokochałam twojego Larrego! *-*
OMG. Już nie mogę się doczekać następnego!! Mam nadzieje, że szybko coś dodasz, bo dosłownie zżera mnie ciekawość :D
Och i zapraszam do mnie na letmebeyourkryptonite.blogspot.com :) xx
Strasznie mnie ciekawy dalszy los w domu dziadkaa... Mamy nadzieję, że coś się wydarzy.. :). W fajny sposób piszecie, podoba mi się :). Pozdrawiam i zapraszam na historię z 1D storyoffaless.blogspot.com/ . Miło by było jak byś zostawiła komentarz czy coś :).
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten rozdział :D Haha, w sumie fajnie, że Harry oberwał, oni są tacy słodcy! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy ^^
świetny rozdział <3.
OdpowiedzUsuńUwaga: Przepraszam za brak spójności w tekście, ale jestem pozbawiona zdolności pisania kreatywnych i konstruktywnych komentarzy.
OdpowiedzUsuńBrakuje mi słów. Ta adrenalina widoczna w każdym zdaniu ostatniego fragmentu, te przemyślenia Louisa na temat jego uczucia do Hazzy... Może jeszcze nie ma typowego Larry'ego, ale wszystko przed nami. Dodatkowo ten delikatny całus w policzek... Dlaczego mam wrażenie, że Harry to wszystko słyszał i czuł? Cóż, na chwilę obecną pozostają mi same mniemania. Teraz muszę czekać tydzień na następny? Zlitujcie się i dodajcie prędzej, błagam! <3
Poza tym uśmiecham się na samą myśl o tym, że Niall porównał uczucie Lou do Hazzy do prawdziwej miłośći. To było takie aww...
Love xx
ajć.! Kocham to opowiadanie.! Czytałam już tyle blogów ale wy bijecie je wszystkich na głowe! Jesteście świetne. Każde zdanie jest takie... awww... Z niecierpliwością czekam na dalsze losy Larrego <3
OdpowiedzUsuńswietne!
OdpowiedzUsuńdodajcie szybko!!
harry oberwał! dobrze xd
zapraszam domnie gdzie WŁAŚNIE pojawił się 25 rozdział :)
galaxy-strawberry.blogspot.com
lubię lubię i jeszcze raz kocham :3 kiedy dodasz następny rozdział?
OdpowiedzUsuńa jeśli cię interesuje opowiadanie o Niallerze - zapraszam do mnie :)
Super! Mam nadzieję, że szybko dodasza następny :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do obserwowania i czytania mojego nowego bloga, oczwyiście jeśli się spodoba: fallinhappiness.blogspot.com/
świetny ;> już nie mogę się doczekać kolejnego <3
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że to najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. Bardzo dobrze ci idzie i nawet poczułam wstyd, że piszesz tak świetnie, a moje opowiadanie przy twoim może się schować. Czekam na następne ♥
OdpowiedzUsuńCzytam od początku i zostało mi jeszcze tylko parę rozdziałów i juz mi smutno, że na razie jest ich tak mało :)
OdpowiedzUsuńomnmnom ;3 zajebiste :D
OdpowiedzUsuń