piątek, 12 października 2012

Niam: We could be starving, homeless, broke. [1/1]



Tytuł: We could be starking, homeless, broke.

Pierwsza część: As long as you love me.

Bromance: Niam (Niall&Liam)

Wyrazów: 7 917

Opis: Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, że najważniejsza osoba w twoim życiu mogłaby cię nagle okłamać? Czy może byłbyś w stanie z ręką na sercu zaprzeczyć tak poważnym oskarżeniom? Po rozmowie z Zaynem, Niall zaczyna mieć wątpliwości, co do szczerości chłopaka, dla którego poświęcił naprawdę wiele. Czuje się bezradny, wykorzystany i… głupi. Na dodatek nękają go koszmary, gdzie ponownie przeżywa piekło, jakim jest spotkanie z Geoffem Paynem. Po odczytaniu wiadomości pozostawionej przez jego kochanka, wątpliwości nie znikają. Tym bardziej, że jego koszmar powoli zaczyna się urzeczywistniać. Przestraszony chce uciekać, jednak ktoś powstrzymuje go przez tym…

Od autorek: Jest to kontynuacja one shota „As long as you love me”. Ukazujemy wszystko z innej perspektywy. Zapewne dostrzeżecie kilka zmian w zachowaniu bohaterów, ale wszystko zamierzone. Także nie przedłużając i zanudzając, mamy nadzieję, że się spodoba.





Wolnym krokiem przemierzałem lotnisko w Liverpoolu, które wydawało się być tego dnia opustoszałe. Nie wydało mi się to dziwne. Był pierwszy września, samo południe i większość osób albo była w szkołach, albo w pracach. A ja tak długo czekałem na ten dzień; tak bardzo tęskniłem za Liamem. Minąłem kilkoro ludzi, dostrzegając gdzieś w oddali lokatą czuprynę. Z szerokim uśmiechem podbiegłem do niego. Będąc blisko, puściłem rączkę walizki, oczami wyobraźni już widząc, jak trzymam go w ramionach i mocno tulę w swoje ciało.

- Liam! – zawołałem radośnie.

Wszystko działo się jak w spowolnieniu. Chłopak powoli odwrócił się w moim kierunku i… cały czar prysł. Dostrzegłem wysokiego chłopaka, budową ciała podobną do Liama, ale jego twarz była taka inna. Bardziej szczupła z uwydatnionymi kośćmi policzkowymi. Zielone oczy spoglądały na mnie z niezrozumieniem i niepewnością. Gwałtownie zatrzymałem się, uśmiechając przepraszająco.

- Wybacz, pomyliłem cię z kimś.

- Nie ma sprawy – odparł chłopak niskim, głębokim głosem, który niemal doprowadził mnie do łez.

Szybko odwróciłem się tyłem do nieznajomego, aby nie mógł dostrzec, jak bardzo jestem załamany. Tyle dni czekałem, aby w końcu zobaczyć Liama. Kilkadziesiąt długich dni, w przeciągu których nie dawał znaku życia, były dla mnie katorgą. Martwiłem się o niego i to bardzo. W mojej głowie kotłowało się setki pytań. Czy dobrze się ma? Czy nic mu nie jest? Czy tata nie zrobił mu krzywdy po tym, jak go rozdzielił ze mną? Czy go pobił? Jeśli tak, to czy miał jakieś rany, siniaki, obrażenia? Nie chciałbym, aby jego twarz wyglądała tak strasznie jak moja tamtego dnia. Nie zniósłbym, gdyby coś mu się stało.

- Niall? – Nieśmiały głos, który przyprawiał mnie o dreszcze, nagle rozbrzmiał za moimi plecami.

Moje serce zaczęło szybciej bić. Nie wiem czy spowodowane to było obawą, że mam jakieś urojenia, czy tym, że to naprawdę może być osoba, za którą tęskniłem. Odwróciłem się niepewnie. Zobaczyłem go. Zobaczyłem! Stał może dwadzieścia metrów ode mnie, luźno trzymając się za dłonie. Uśmiechał się do mnie z utęsknieniem. Bez wahania zacząłem biec w jego kierunku, rozbawiając go tym. Objąłem go mocno, unosząc trochę nad ziemię i zakręcając wokół własnej osi. Czułem jego silne ramiona, oplatające mój kark i cichy, szczęśliwy śmiech.

- Tak bardzo tęskniłem – wyszeptał, kiedy postawiłem go na nogach. Cmoknął mnie w usta i cofnął o krok, by chwycić do rąk walizkę.

- Ja jeszcze bar… - urwałem, czując dłoń na moim ramieniu.

Wciąż z szerokim uśmiechem, który gościł na mojej twarzy tylko i wyłącznie dzięki Liamowi, odwróciłem się za siebie, chcąc sprawdzić, kim była osoba, zaczepiająca mnie. Szybko tego pożałowałem. Ni stąd ni zowąd, ojciec dziewiętnastolatka stał za moimi plecami z rozwścieczoną miną.

- Naprawdę jesteś aż takim idiotą?! – Jego groźny krzyk rozległ się, przyprawiając mnie o dreszcze.

Miałem wrażenie, że mam deja vu. Zupełnie jakby sytuacja z końca lipca na nowo powtarzała się. Obejrzałem się, chcąc w jakiś sposób dać Liamowi do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży i że go ochronię, ale on… rozpłynął się w powietrzu. Zniknął. Albo odszedł? Nie czułem przestraszenia ostatnim razem. Chociaż nieźle oberwałem, broniłem Liama. I czułem, że jest ze mną. Teraz to się zmieniło.

Spojrzałem z przerażeniem na twarz taty chłopaka, który zamachnął dłonią, wymierzając cios w moim kierunku. Ostatnim, co zapamiętałem, to były nic nie znaczące krzyki osób, przebywających na lotnisku.

*

Ból – jedno słowo, opisujące idealnie wszystko, co czułem w tamtym momencie. Ale czy ból można ubrać w słowa? Ból może mieć wiele znaczeń. Każdy może je interpretować na swoje sposoby. Ja nie potrafię. Dla mnie ból, to po prostu ból. Nie tyle ten fizyczny, co psychiczny. On był gorszy, gdyż z nim nie potrafiłem sobie poradzić. Mieszał mi w głowie, sprawiając, że miałem ochotę paść na kolana i krzyczeć, byleby się go pozbyć.

Obietnice, że będę ostrożny na uczucia, potrafiły w przeciągu sekundy legnąć w gruzach. Jedno spojrzenie, strach w brązowych tęczówkach i wyrzuty sumienia z powodu wyrządzonej „szkody” sprawiły, że nie potrafiłem tak po prostu zapomnieć o ich właścicielu. Nie sądzę, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia, bo ja nie wierzę w takie rzeczy. A może jednak? Liam wydał mi się osobą trochę zagubioną, niepewną, nieśmiałą. A takie osoby zawsze można po trochu zdobywać, nieprawdaż? Ja osobiście uwielbiam takie osoby. Są dla mnie wyzwaniem, dzięki czemu sprawdzam też sam siebie. I czasem dzięki temu odkrywam o sobie rzeczy, o których istnieniu nie miałem pojęcia.

A jednak tajemniczość Liama sprawiała, że coraz bardziej zagłębiałem się w jej odnajdywaniu. I za nic nie chciałem z tego rezygnować. Niektóre rzeczy były dla mnie szokiem. I przyznaję, nie chciałem wierzyć w jego słowa. Ale z każdymi kolejnymi sekundami przebytymi w jego towarzystwie przekonywałem się do jego prawdomówności. Nasza znajomość rozwijała się diametralnie szybko. Nigdy nie zdarzyło mi się w tak krótkim czasie zafascynować kimkolwiek. Byłem… a raczej nadal jestem w stanie zrobić dla niego wszystko. Gdybym miał samochód, pojechałbym za jego ojcem, nawet gdyby miała to być ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobię. Taka bojowość nigdy nie pojawiła się w moim życiu. To także tylko i wyłącznie zasługa Liama.

To on mnie zmienił.

Nie przestraszył mnie środek nocy, kiedy zostałem sam na pustej drodze z zakrwawioną twarzą. Nie przestraszył mnie ciemny las, otaczający dookoła, który szumiał niespokojnie wraz z chłodnym porywem wiatru. Przestraszyło mnie tylko to, co właśnie się stało chwilę temu, a także to, co może się jeszcze stać. Nie miałem kontroli nad Liamem, nie miałem jak go teraz chronić.

Szybko zganiłem się za swoje myśli. Nie mogłem patrzeć pesymistycznie na wydarzenia.

Czerwone ferrari, w którym, bądź co bądź, spędziliśmy z Liamem dużo czasu, już dawno zniknęło z zasięgu mojego wzroku wraz z czarnym mustangiem. Poczułem, jakby wraz ze zniknięciem samochodów zniknęła moja dusza. To był koniec. Definitywny koniec wszystkiego. Obawy Liama okazały się prawdą. Ale… gdzie my popełniliśmy błąd? Nikt nie mógł wiedzieć, że pomieszkujemy w Londynie. Nikt nie znał nas, poza Zaynem, który był moim przyjacielem i nie wydałby nas. Nikomu nie naprzykrzaliśmy się, nie afiszowaliśmy ze swoim związkiem, nic. A więc, co poszło nie tak?

Przyłożyłem nadgarstek do nosa, chcąc choć trochę zatamować krew, płynącą ciurkiem po mojej twarzy. Musiałem szybko coś zrobić, żeby nie wykrwawić się, a najgorsze było to, że kompletnie nie miałem pojęcia, gdzie się znajduję.

Dwa ciche piknięcia z tylnej kieszeni moich spodenek przykuły moją uwagę. Spojrzałem na telefon, dostrzegając, że mam baterię na wyczerpaniu. W pośpiechu odszukałem numer Zayna, wybierając do niego połączenie.

- Niall? Wszystko w porządku? Gdzie jesteście? – zasypał mnie na wstępie pytaniami mój stary, dobry znajomy. Mimowolnie uśmiechnąłem się, jednak ten grymas szybko zniknął z moich ust.

- Opowiem wszystko na miejscu. Bateria mi się rozładowuje, proszę, przyjedź po mnie jak najszybciej. – Podałem mu szybko orientalnie lokalizację, opisując charakterystyczne miejsca, aby mógł mnie odnaleźć, tym samym nie pozwalając mu dojść do słowa, aby nie pytał o rzeczy, o których nie chciałem rozmawiać przez telefon.

Rozłączyłem się i dopiero wtedy zobaczyłem, że jest trzynaście po pierwszej. Zayn martwił się o nas. Inaczej usłyszałbym jego zaspany głos. A tak wydawał się, jakby ciągle czekał na wiadomość od nas. Chciałem jeszcze cokolwiek napisać do Liama, ale zanim wszedłem w wiadomości, bateria kompletnie się rozładowała, a ekran zgasł. Zakląłem siarczyście pod nosem, wsuwając telefon z powrotem do kieszonki. Usiadłem na niskim krawężniku przy drodze. Położyłem się na chodniku, mając nadzieję, że chłód bijący z ziemi choć trochę mnie ostudzi. Nie czułem się najlepiej. Nie wiedziałem jak długo musiałbym czekać na Zayna. Ale nie mogłem zasypiać. Byłem pewien, że to źle by się dla mnie skończyło. Musiałem być silny i jak najszybciej skontaktować się z Liamem.

*

Siedziałem na małym, kwadratowym stoliku w skromnej kuchni w mieszkaniu Zayna, obserwując plecy przyjaciela. Wspinał się na place, szukając w półkach wody utlenionej i wacików. Wariat, chciał mnie nawet zabrać do szpitala, ale szybko wyrzuciłem mu ten pomysł z głowy. Nie byłem połamany, tylko pobity. Nie pierwszy raz miałem rozciętą wargę, ale on widocznie nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Nialler, tak strasznie przepraszam cię, że was wydałem – powiedział, podchodząc do mnie z przepraszającym wyrazem twarzy. – Bałem się go. Szczególnie kiedy dostrzegłem, że jest z nim ten drugi facet, to już kompletnie się poddałem i…

- Drugi facet? – zapytałem z zainteresowaniem.

Malik nalał mi wody utlenionej na wacik. Przyłożyłem go do wargi, sycząc głośno. Przyjaciel spojrzał na mnie ze współczuciem, pomieszanym ze strachem.

Kiedy brunet wspomniał o drugim mężczyźnie, przypomniałem sobie, że przecież ktoś musiał odjechać tym czarnym mustangiem. A to się równało tylko i wyłącznie temu, że Geoff nie przyjechał sam, tylko z kimś. Miałem nadzieję, że Zayn będzie wiedział cokolwiek więcej.

- Wiesz, kim on był? – zapytałem z nadzieją, opierając się ramieniem o ścianę.

- Wydaje mi się, że to był detektyw – odparł, biorąc z mojej dłoni wacik. Sam zaczął przeczyszczać moje rany, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów. – Czekałem wtedy na taksówkę, a oni byli niedaleko. Stali przy czarnym samochodzie. Co chwilę zerkali ku mnie. W pewnej chwili dostrzegłem, jak ten drugi facet spogląda porozumiewawczo na tatę Liama i kiwa głową na potwierdzenie. Potem podeszli do mnie i zapytali, czy znam Liama i ciebie. Chciałem zaprzeczyć, ale wokół nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc, a ten drugi mężczyzna chyba miał nawet pistolet – dokończył szeptem.

Sam przestraszyłem się, kiedy o tym usłyszałem. Choć czego ja się mogłem spodziewać po tym mężczyźnie? Po tym, jak razem z Liamem opuściliśmy Liverpool, na pewno nas szukał. Na samą myśl, że mógł wyciągnąć broń przy mnie, po moim ciele przeszły dreszcze. Wiedziałem, że uciekając z Liamem porywam się na głęboką wodę, ale nie sądziłem, że Geoff byłby do zdolny do czegoś takiego, jak użycie broni.

- Zanim cokolwiek powiedziałem – kontynuował Zayn – ten drugi facet zapewnił, że jestem waszym przyjacielem, o którym wspominał Liam…

- Liam co robił?! – zapytałem zaskoczony, zeskakując ze stolika. Potarłem dłonią czoło, zaczynając się gorliwie zastanawiać, kiedy Liam mógłby komukolwiek wspominać o tym, gdzie przebywamy.

- Niall, słuchaj. To nie wygląda dobrze. Proszę, jedźmy do szpitala. – Zayn chwycił moją dłoń, odciągając ją od mojego czoła i wtedy dostrzegłem, że jest trochę zakrwawiona. – Masz chyba trochę rozcięty łuk brwiowy, a to nie skończy się dobrze, jeśli lekarz nie zaszyje.

Patrzyłem przez chwilę na bruneta, kompletnie ignorując jego słowa. Byłem mu wdzięczny za to, że tak się o mnie martwił, jednak pojawiły się nowe fakty, które zaczęły mnie niepokoić. Zanim zdążyłem zapytać o całą sytuację Zayna, on już ciągnął mnie w kierunku swojego samochodu.

*

- Mówiłem? Mówiłem? Uparty jesteś jak mało kto – mówił Zayn, kiedy wyszliśmy ze szpitala i właśnie ruszaliśmy spod budynku.

Lekarz nie oszczędził sobie krótkiego kazania, jakie miało na celu przestrzec mnie przed ponownym opatrywaniem tego typu rozcięć po bójce. Dodał, że gdybyśmy przyjechali trochę później, nie byłoby już dla mnie tak kolorowo i mogłoby się wdać większe zakażenie, które kończyłoby się operacją. Szczególnie to przy łuku brwiowym, które już zaczynało puchnąć.

- Już jest w porządku – zapewniłem. – Wiesz coś więcej o tych dwóch mężczyznach, którzy cię zaczepili? – zmieniłem temat, czując, że Zayn nie dopowiedział kilku istotnych rzeczy, które powinny być dla mnie ważne.

- Oni was od dawna namierzyli – powiedział przestraszony, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy. Cały się spiął, widziałem to. – Powiedział mi to, żebym nie próbował kręcić. Nie wiem, po co Liam dzwonił do domu rodzinnego, ale wtedy musiał się wygadać, że jesteście w Londynie i mieszkacie u mnie, bo inaczej dalej nie byliby pewni tego, gdzieś przebywacie.

- Po co ten głupek tam dzwonił? – zapytałem sam siebie, próbując wymyśleć jakąś racjonalną odpowiedź. Jednak w mojej głowie pojawiła się kompletna pustka. Patrzyłem tępo na drogę, nie wiedząc, jak się zachować. – Pamiętasz, żeby mówił coś, co sugestywnie mogłoby wyglądać na to, że idzie dzwonić do domu chociażby z budki telefonicznej? Cokolwiek?

- Jakieś dwa tygodnie temu w piątek chodził rozkojarzony, pamiętasz? – Zayn uważnie spojrzał na mnie. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś. – Myślisz, że wtedy poszedł zadzwonić?

- Po powrocie, kiedy zapytałem go o to, powiedział, że był na spacerze.

- Kłamałby? – zapytał podejrzliwie Zayn, powodując narastającą złość gdzieś wewnątrz mnie.

Nie chciałem dopuścić do swojej świadomości, że osoba, której ufałem bezgranicznie kłamała. Uwierzyłbym we wszystko, tylko nie w oszustwo Liama. On nie byłby do tego zdolny. Nie mógłby! A może… A może on specjalnie zadzwonił do domu? Może on chciał się tylko zabawić moim kosztem? Pewnie miał za mało rozrywki w życiu i stwierdził, że taka ucieczka to będzie coś ekscytującego? I akurat trafił mu się frajer, który byłby w stanie narazić swoje życie dla niego i to go nakręcało?

Oczy zapiekły mnie momentalnie, kiedy katowałem się myślami. Na szczęście dotarliśmy już pod kamienicę. Nie chciałem, by Zayn ujrzał łzy, dlatego szybko wyszedłem z samochodu, niemal biegnąć do mieszkania, którego drzwi zatrzasnąłem z wielkim hukiem. Nie dbałem o to, że był środek nocy. Byłem wściekły jak nigdy. Nie potrafiłem uwierzyć, że mogłem się dać tak wykorzystać. Jestem biedny w porównaniu z Liamem, ale to nie znaczy, że jestem głupi i że można mnie wykorzystywać.

Chociaż zatrzymując się przed lustrem w łazience i widząc moją siną twarz zrozumiałem, że chyba jednak postradałem zmysły, narażając się tak dla chłopaka.

*

Cały sobotni dzień przeleżałem na kanapie w salonie. Nie potrafiłem już zasnąć, kiedy położyłem się o piątej. Zayn starał mi się nie przeszkadzać, co wychodziło mu aż za dobrze. Ciągle miałem wrażenie, że nikogo poza mną nie ma w mieszkaniu.

Jednak wykończenie dało się we znaki. Tuż przed południem po prostu odpłynąłem do krainy Morfeusza i nie był mnie w stanie obudzić Zayn, który sprzątał mieszkanie na błysk. A gdy się przebudziłem, było już ciemno. Miałem pewne wątpliwości do tego, czy jest jeszcze przed północą. Chciałem sprawdzić na telefonie godzinę i wtedy dopiero zorientowałem się, że bateria mi padła. Podłączyłem ją zatem, czekając aż się włączy. Mała kopertka w lewym górnym rogu przykuła moją uwagę. Przewróciłem oczyma na myśl, że znów przyszła mi jakaś denna reklama. Ale kiedy dostrzegłem, że to jednak wiadomość od Liama, miałem wrażenie, że moje serce na chwilę zatrzymało się, a ja wstrzymałem oddech.


Pierwszy września, Liverpool, lotnisko, godzinę podeślę ci z innego numeru, nie zmieniaj swojego. Jeśli nadal chcesz ze mną uciec, będę czekał do odprawy, zapłacę za lot, weź tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Przepraszam za ojca. Kocham cię, Li.


Czytałem chaotyczną wiadomość kilka razy, zastanawiając się, czy to przypadkiem aby nie jest sen. Może zależało mi na chłopaku do tego stopnia, że próbowałem sobie wmówić, że jeszcze kiedyś się spotkamy i będziemy razem?

Kocham cię, Li - trzy wyrazy wydawały się niemal krzyczeć w mojej wyobraźni. Zdawały się być prawdziwe do tego stopnia, iż miałem wrażenie, że Liam stoi za mną i je wypowiada. Usiadłem na łóżku, podpierając głowę. Mój oddech stał się cięższy i płytszy, a myśli uciekły gdzieś daleko, pozostawiając pustkę w moim mózgu. Spojrzałem ponownie na wiadomość, podejmując spontaniczną decyzję. Wybrałem połączenie, w napięciu oczekując aż odbierze.

- Abonent jest tymczasowo nieosiągalny. Prosimy spróbować później. – Głos sekretarki sprawił, że znów zacząłem mieć sprzeczne myśli.

Kocha? A może nie kocha?

Kolejną wiadomość miał podesłać z innego numeru. Może coś w tym było? Może pozbył się karty, aby jego tata nie dowiedział się o tej wiadomości? Ale w takim razie skąd będzie miał mój numer? Zapamiętałby? Pierwszy września. Tego dnia mogę się dowiedzieć wszystkiego. Na samą myśl, że przede mną jeszcze cały miesiąc, czułem większe rozdarcie.

Przecież ja zaczynałem wariować.

*

Sypialnię wciąż spowijała ciemność, kiedy obudziłem się ze strachem. Znów miałem ten sen. Znów te obawy, że wszystko się powtórzy. Że ojciec Liama nas znajdzie i że nie uda nam się uciec. Ufałem bezgranicznie chłopakowi. A jednak popełniliśmy błąd. My, nie on.

Przewróciłem się na drugi bok, ale nie mogłem ponownie zasnąć. Jutro pierwszy września. Pierwszy września. Sięgnąłem po telefon, który trzymałem pod poduszką i wszedłem w wiadomości. Jeszcze raz prześledziłem wzrokiem tekst, który napisał do mnie Liam. A później zamilkł. Próbowałem dzwonić się do niego, ale numer był nieosiągalny. Do rezydencji tylko raz odważyłem się wykręcić numer. Szybko tego pożałowałem, gdyż odebrał Geoff we własnej osobie. Nie odezwałem się słowem, tylko czym prędzej rzuciłem słuchawką, po prostu się bojąc. Martwiłem się brakiem oznak życia ze strony chłopaka.

Westchnąłem. Już miałem odłożyć telefon, kiedy wyświetlacz pojaśniał, ukazując wiadomość od nieznajomego numeru.


Bądź gotowy o ósmej. Tak jak obiecałem, będę czekał.


Moje serce zaczęło bić mocniej, kiedy czytałem te kilka wyrazów. Niewiele myśląc, nacisnąłem zieloną słuchawkę, mając głęboką nadzieję, że to naprawdę Liam i że odbierze, i w końcu usłyszę jego głos. Było wpół do trzeciej, tym bardziej obawiałem się, że nic z tego. Usiadłem prosto na łóżku, podpierając łokcie na kolanach. Postanowiłem uprzednio wysłać wiadomość.


Mogę zadzwonić? Proszę Cię…


Te niecałe dwie minuty, które upłynęły od wysłania wiadomości, wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Wpatrywałem się w telefon, chociaż nie widziałem go w ciemności. Jednak chciałem być przygotowany, żeby móc prędko odebrać wiadomość i zadzwonić. Ku mojemu zaskoczeniu to on wykręcił pierwszy numer. Odebrałem prędko, przykładając telefon do ucha.

- Niall? – Cichy szept, który rozbrzmiał po drugiej stronie wprawił moje serce w niewyobrażalne tempo. Tak bardzo martwiłem się o Liama. Tak dawno nie słyszałem jego głosu, który robił ze mną niewyobrażalne rzeczy. – Jesteś tam?

- Jestem – odparłem, wstając z łóżka. Zbliżyłem się do okna, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. – Bałem się – wyszeptałem, naprawdę nie wiedząc, co mogę mu powiedzieć.

- Jest dobrze, Niall. Jest dobrze. – Zamilkł na chwilę.

Słyszałem szmery, a potem czyjś kobiecy głos. Nie rozumiałem słów. Jedynie potwierdzenie Liama, że „już jest lepiej i że do rana przejdzie”. Nie odzywałem się, nie chcąc ujawniać, że chłopak z kimś rozmawia. Prawdopodobnie to była jego mama, ale bardziej zainteresował mnie powód jej troski nad Liamem w środku nocy. Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi jasno oznaczał, że jest sam w pokoju.

- Wszystko w porządku? – zapytałem.

Przez długą chwilę milczał, a dopiero potem uświadomiłem sobie, że moje obawy nie były bezpodstawne. Liam płakał, byłem tego niemal pewien. Nie znałem jednak przyczyn jego płaczu. I to mnie najbardziej zabolało. Nie mogłem uchronić Liama przed złem. Zdawałem sobie sprawę, że coś musi być nie tak.

- Weź, co potrzebne i po prostu na mnie czekaj – odparł, za wszelką cenę starając się ukryć, że płacze. Zacisnąłem mocniej pięści ze złości, przeklinając w myślach swoją bezradność. - Niall?

- Mhm?

- Wiesz, że cię kocham? – zapytał drżącym głosem.

Oparłem się o ścianę, powoli osuwając na podłogę. Przerażenie, które słyszałem w jego głosie sprawiło, że coś zakłuło mnie w klatce piersiowej. Miałem wrażenie, że on nie chce uciekać, a jednak to robi. Bałem się myśleć, co naprawdę siedziało w tej chwili w jego głowie.

- Wiem – szepnąłem, zamykając oczy. – Bo ja też cię kocham.

*

Jak na sobotę, na lotnisku nie było zbyt tłoczno. Mogła to też powodować wczesna pora. Jednakże moje przeczucie podpowiadało mi, że coś jest nie w porządku. Od razu przypominał mi się koszmar, który wcale nie wróżył szczęśliwego zakończenia dla naszej dwójki. Jednakże starałem się nie myśleć o niczym innym, jak o odnalezieniu pomiędzy ludźmi Liama.

Poprawiłem szelki mojej skromnej torby, do której zabrałem tylko kilka bluzek, dwie bluzy i trzy pary spodni. Nie widziałem potrzebny brania dodatkowych ubrań. Tam, dokąd mieliśmy się udać, chciałem rozpocząć zupełnie nowe życie. Może się zdarzyć, że nawet wylądujemy w jakiejś melinie i ledwo będzie się nam udawało przeżyć, więc po co brać niepotrzebne rzeczy?

Rozejrzałem się dookoła, dostrzegając niecałe dwadzieścia metrów ode mnie chłopaka, łudząco podobnego do Liama. Podobne rysy twarzy, kiedy obserwowałem jego profil, może trochę tęższy, ale być może spowodowane to było ciepłą bluzą, jaką miał zarzuconą luźno na plecy. Czarne spodnie i biała koszulka z czerwonymi rękawami wydawały się być adekwatne do stylu ubierania chłopaka. Jednak fryzura… Krótko ścięte pasma, nastroszone trochę do góry wcale nie przypominały kędzierzawej czupryny Payne’a. Nie wyglądał jak chłopiec, którego pamiętałem. Wyglądał jak dorosły mężczyzna. Możliwe, że zmienił się tak bardzo w przeciągu zaledwie miesiąca?

I jak na zawołanie, osoba, którą obserwowałem dostrzegła to. Poczułem się niezręcznie. Chłopak uśmiechnął się szeroko i już nie miałem żadnych wątpliwości, że to Liam. Mój Liam. Podszedł do mnie szybkim krokiem, a gdy był już blisko, zrzuciłem torbę z ramienia i wyciągnąłem ręce w jego kierunku. Bez żadnych oporów wpadł w moje ramiona. Objąłem go mocno, unosząc nad ziemię. Liam od razu złączył nasze usta w długim pocałunku, obejmując moją szyję.

- Bałem się, że nie przyjedziesz – powiedział Liam szeptem, gdy postawiłem go na podłodze.

Uśmiechnąłem się, biorąc do dłoni torbę. Chłopak obłą mnie w pasie, chwytając rączkę walizki. Kiedy ruszyliśmy do odprawy, spojrzał wymownie na mój mały bagaż.

- Nie patrz tak – upomniałem go z rozbawieniem. – Nie potrzeba mi wiele rzeczy.

- Nic się nie zmieniłeś. – Uśmiechnął się uroczo, cmokając w policzek. – Wciąż jesteś tym samym kochanym Niallem.

*

Dopiero siedząc w samolocie dowiedziałem się, że lecimy do Worcester. Liam oznajmił, że mieszka tam przyrodnia siostra mamy, z którą Karen rzadko utrzymuje kontakt. Dodał też, że to prawdopodobnie przez ojca i że to chodzi o jakieś głębsze sprawy rodzinne z przeszłości. Dowiedziałem się również, że mama Payne’a wie o wszystkim. W końcu to ona załatwiła nam tymczasowy pobyt u Isabel. Liam zaznaczył, że chcemy się tylko oswoić z przylotem do nowego miejsca, a potem znajdziemy dom dla siebie.

Jednak piękne życie, które planowaliśmy w samolocie w trakcie tych kilku godzin lotu, okazały się rozpłynąć równie szybko, jak się pojawiły. Wszystko zaczęło się po wylądowaniu w Bostonie. Odebraliśmy bagaże i poszliśmy odnaleźć ciotkę Isabel, która miała na nas czekać. Liam zapewnił, że ją pozna. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Kiedy czekaliśmy przy postoju taksówek, zaproponowałem chłopakowi, żeby zawiózł nas do Worcester ktoś, kto przebywa tu dłużej, niż kilkadziesiąt minut. Ale on uparł się, że Isabel gdzieś tu musi być.

Nie czułem się pewnie w tamtejszej okolicy. Byliśmy nowi i łatwo było nas wrobić. Jednak to nie byłoby niczym w porównaniu z kradzieżą naszych bagaży. Kiedy tylko Liam oddalił się trochę i zniknął z zasięgu mojego wzroku, ktoś napadł mnie od tyłu, uniemożliwiając mi ruch, a pozostali zabrali wszystkie nasze rzeczy. Próbowałem się wyrwać, ale mężczyzna, który mnie trzymał, był dużo bardziej masywniejszy i silniejszy. A ja nie miałem z nimi żadnych szans.

- Co się stało, Nialler? – zapytał Liam, kiedy dostrzegł, że chodzę zdenerwowany w kółko, oddychając szybciej. Rozejrzał się wokoło, nie dostrzegając naszych bagaży. Sądziłem, że się wścieknie i będzie krzyczał, jednak chyba nie do końca znałem Liama. – O mój Boże, napadli cię? Nic ci się nie stało?

Od razu podszedł do mnie, troskliwie sprawdzając mój stan zdrowia. Nie zdołałem nic powiedzieć, tylko pokręcić głową, a wtedy on mnie przytulił z całej siły.

- Głupi byłem, że odszedłem. Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało!

Objąłem go mocno, szepcząc, że kocham go najmocniej na świecie. Liam był wyjątkowy. Takiej osoby jak on, nie spotkałem dotychczas i jedyne, czego żałowałem w tamtym momencie, to że nie włożyłem chociaż portfela do spodni, tylko zostawiłem w bocznej kieszonce. Przynajmniej mielibyśmy trochę pieniędzy na hotel.

- Hej, Liam… - zacząłem, odsuwając chłopaka na odległość rąk. Z niemałym skrępowaniem spojrzałem na niego, przygryzając dolną wargę. Nigdy nie lubiłem prosić o pieniądze, ale w tym przypadku nie było innego wyjścia. – Masz przy sobie trochę kasy? Wiesz, ja byłem na tyle głupi, że swój portfel zostawiłem w torbie i… Nie wydaje mi się, żebyśmy dzisiaj znaleźli ciotkę Isabel, a jest już dosyć późno. Powinniśmy poszukać jakiegoś hotelu, a jutro spróbować się z nią skontaktować.

- Mam kartę kredytową od mamy, jakoś przeżyjemy.

Liam pospiesznie chwycił moją dłoń. Splótł nasze palce, prowadząc nas gdzieś na oślep i przede wszystkim wyprowadzając z zaułku, do którego trafiliśmy.

*

- Nialler! Nialler!

Ciepłe dłonie szarpały moimi ramionami, a cichy krzyk rozbrzmiał nieopodal moich uszu. Niechętnie otworzyłem oczy. Liam uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że już nie śpię. A ja wtedy pomyślałem, że nie mogłem się obudzić w piękniejszy sposób. Czułem się, jakbym trafił do raju. W końcu uświadomiłem sobie, że widok rozczochranej czupryny Payne’a będzie witał mnie codziennie rano.

- Tak?

- Ciotka Isabel będzie tutaj za godzinę. Udało mi się do niej w końcu dodzwonić – szeptał podekscytowany, zarażając mnie swoim uśmiechem.

- To cudownie.

Nachylił się nade mną, czule całując w usta. Przez chwilę poczułem w swoim brzuchu coś… nie do opisania. Jakby ktoś przyjemnie łaskotał mnie od wewnątrz. A serce kołatało coraz niespokojniej, kiedy Liam pogłębiał pocałunek. Czułem się, jakbym był zakochanym trzynastolatkiem. To było piękne. I jedyne, czego pragnąłem, to móc codziennie budzić się w ten sposób. Właśnie z nim.

*

- Tak się chłopcy bałam, że się zgubiliście!

Pierwsze słowa, które wypowiedziała ciotka Isabel nie brzmiały jak przywitanie. Wysoka i lekko przy kości kobieta mocno nas przytuliła, na koniec całując w czubek głowy. Uśmiechnąłem się na ten gest. Jak na razie zapowiadało się fantastycznie. Ja i Liam, w miejscu, gdzie możemy zacząć nasze życie od nowa, we dwójkę… Mogło być coś piękniejszego?

- Miło cię widzieć po latach, ciociu! – zawołał radośnie Liam, wskazując dłońmi na mnie. – Poznaj Nialla, mojego… - zawahał się na krótką chwilę, a we mnie aż żołądek zacisnął się w pętlę. – Mojego chłopaka. Nialler, to jest właśnie ciotka Isabel. Najwspanialsza ciocia, jaka chodzi po tej planecie.

- Słyszałam nieco o tobie – powiedziała, ponownie mnie ściskając. – Chodźcie do samochodu, po drodze wszystko mi opowiecie – ruchem dłoni popędziła nas przed siebie.

Już chwilę później siedzieliśmy w jej szarym fordzie i jechaliśmy do… domu.

*

Jeśli wydawało nam się, że będziemy wiedli cudowne życie, spali do południa, a rozmawiali do późna, przeliczyliśmy się.

Pierwszy tydzień spędziliśmy na luzie. Pomagaliśmy Isabel w domu. Sprzątaliśmy, gotowaliśmy dla niej i dla jej piętnastoletniej córki, którą samotnie wychowywała. Nicola była naprawdę w porządku. Wydawało się, że mnie polubiła, gdyż chętnie spędzała z nami wolne chwile. Dopytywała się o relacje pomiędzy mną a Liamem. Widać, że bardziej była zafascynowana naszym związkiem, niż zniesmaczona. Kiedy jej o tym powiedziałem, roześmiała się radośnie i dodała, że toleruje wszystko, poza przemocą. Była tak bardzo podobna do swojej matki… Ciągle powtarzałem Liamowi, że lepiej trafić nie mogliśmy.

W drugim tygodniu Isabel załatwiła dla nas pracę. Właściwie to głównie mnie. Liam zamierzał rozpocząć studiowanie prawa od października, a co za tym szło, nie wyrobiłby się z pracą i nauką na raz. Właściwie to cieszył mnie taki obrót spraw. Skoro ja nie zamierzałem nigdy pójść na studia, mogłem chociaż pracować. Nie było to coś nadzwyczajnego. Isabel zabrała mnie do firmy, w której ona pracowała i moim zadaniem było przynoszenie kawy do biura pracownikom. Głównie siedziałem w recepcji z sekretarką, która była dla mnie nadzwyczaj miła. Chociaż dzieliło nas dwadzieścia lat różnicy, swobodnie dogadywaliśmy się i czas szybciej mijał.

Takim sposobem minął cały wrzesień i październik. Nareszcie czuliśmy z Liamem, że układa się nam i wierzyliśmy, że wyjdziemy kiedyś na prostą. Przecież mieliśmy dopiero po dziewiętnaście lat, nie liczyliśmy na cuda. Na wielką rezydencję, na drogie samochody, cholernie dobrze płatne prace… Raczej oboje myśleliśmy kupić kiedyś mały domek niedaleko ciotki Isabel i zamieszkać tam we dwójkę.

I właśnie wtedy, nagle wszystko zaczynało się psuć.

Któregoś listopadowego wieczoru zadzwoniła Karen. Liam rozmawiał z nią ponad dwie godziny. Z początku byłem przy nim, aby wiedział, że może na mnie liczyć. Ale po kilkunastu minutach postanowiłem zostawić go samego. Może mieli jakieś prywatne sprawy, o których Liam nie chciał dzielić się ze mną? Albo mógł się krępować mówić przy mnie?

Chyba miałem rację, bo kiedy wróciłem do naszego pokoju, Liam leżał wtulony w poduszkę i najzwyczajniej w świecie płakał. Usiadłem na krawędzi, gładząc go ostrożnie po ramieniu.

- Co się stało? – zapytałem troskliwie.

Liam opowiedział mi wtedy o tym, że ciężko mu było znieść płacz matki, kiedy kończyli rozmowę. Tęskniła za nim bardzo i martwiła się, że sobie nie poradzimy. Zastanawiałem się wtedy, jak bardzo miesiąc rozłąki mógł nas zmienić. Ja stałem się jeszcze bardziej bojowy i gotowy zrobić dla niego wszystko, a on? On stał się bardziej kruchy, delikatny i wrażliwy. Niecały rok przesiedzieliśmy w Londynie i było dobrze. A teraz? Dwa miesiące i on już się poddawał?

- Liam, musisz być silny – szeptałem, ciągle gładząc jego ramię. – Najwyższy czas wziąć życie w swoje ręce i po prostu iść przed siebie…

- Łatwo ci mówić! – uniósł się, opierając na jednej ręce. Spojrzał na mnie z czymś, czego nie potrafiłem rozszyfrować, dopóki nie przemówił. – Ty już dawno porzuciłeś swoją rodzinę i żyjesz na własną rękę. Ja tak nie potrafię! Całe życie wychowywałem się u boku mamy i ona była ze mną na dobre i złe! Dopiero po tym, jak ojciec siłą zaciągnął mnie do domu zrozumiałem, że bała się o mnie bardziej, niż ja sam o siebie, rozumiesz? Nic nie jadła, ciągle płakała, bo myślała, że już nie żyję, podczas gdy ja świetnie się z tobą bawiłem…

- Chcesz powiedzieć, że to jest tylko i wyłącznie moja wina? – zapytałem, czując złość. Zmarszczyłem brwi i zabierając dłoń, wstałem. – To nie ja cię namawiałem na ucieczkę. Przypomnę ci, że to ty szukałeś we mnie oparcia. I to ty prosiłeś, abyśmy razem wyjechali, naprawdę nie pamiętasz już?!

- Ale nie dzwoniłem do mamy i nie powiedziałem nawet, że żyję!

- A czy to jest moja wina?! – zawołałem, nie mogąc opanować furii. – Liam, opamiętaj się! Jeśli chcesz wiedzieć, to właśnie ty nas wydałeś! Gdybyś nie wypaplał mamusi, że pomieszkujemy w Londynie, pewnie by nas nie znaleźli, a ja nie musiałbym jeździć do szpitala, żeby zszywali mi twarz! – Podszedłem do łóżka, pochylając się nad nim. Wskazałem dłonią blizny na ustach i brwi. – Widzisz to? Widzisz? Blizny mogą mi pozostać do końca życia – mówiłem spokojnie, obserwując, jak w jego oczach na nowo wzbierają łzy. – A wiesz dlaczego? Bo kocham cię tak mocno, że jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko, a ty tego nie doceniasz… Dorośnij w końcu. Matka nie będzie wiecznie za tobą gonić, żeby ci przetrzeć buzię, bo się ubrudziłeś.

Wyprostowałem się, opuszczając pomieszczenie. Nie chciałem bardziej ranić Liama. Zdawałem sobie sprawę, że i tak już zbyt wiele zostało powiedziane. Jednocześnie gdzieś wewnątrz mnie coś pękło.

Wyszedłem na werandę za domem, siadając w wiklinowym fotelu i patrząc na rozgwieżdżone niebo. Podobało mi się tutaj. Jak na początek listopada, noc nie była tak straszliwie zimna jak w Liverpoolu. Gdzieś wewnątrz duszy czułem, że ta sielanka nie może potrwać wiecznie. Bałem się, że nadejdzie dzień, kiedy Liam oznajmi, że leci odwiedzić mamę albo coś podobnego. Wtedy Geoff na pewno nie wypuściłby go z Wielkiej Brytanii.

- Niall? – Cichy głos Nicoli rozległ się za moimi plecami, kiedy właśnie ocierałem łzy. Nie uszło to jej uwadze, gdyż od razu zbliżyła się, siadając w fotelu obok. – Co się dzieje? Słyszałam krzyki.

- Kłótnia, jak w każdym związku. – Wzruszyłem bezradnie ramionami.

- Nie jest normalna, jeśli związek jest idealny.

- Nie ma związków idealnych – zauważyłem, powodując, że na jej twarzy pojawiła się emocja, której nie umiałem rozszyfrować. – A kłótnie są po to, żeby osoby zrozumiały, że im na sobie zależy… czy jakoś tak. Teraz w jakimś stopniu mogę się poprawić, bo Liam powiedział coś, czego w normalnej sytuacji by nie powiedział, aby mnie nie krzywdzić. Uczę się od niego w ten sposób.

Nicola siedziała jeszcze chwilę ze mną, dyskutując o tym. Zabawne, jak bardzo broniła swojego. Ja jednak jestem zdania, że bez kłótni nie ma związku. Nie wiedziałem tylko, jakie mogę wyciągnąć wnioski z tej dzisiejszej. Że Liam żałuje ucieczki? Że za wszystkie krzywdy obwinia mnie? Że moja miłość do niego i poświęcenie są tak naprawdę dla niego bezwartościowe?

W tamtej chwili nie wiedziałem, jak bardzo pesymistycznie patrzyłem na świat, będąc wciąż pod wpływem gniewu, żalu i rozgoryczenia.

*

Było dobrze po północy, zanim zdecydowałem się wrócić do pokoju. Nie chciałem robić niepotrzebnych przedstawień i spać w salonie na kanapie. To byłoby naprawdę głupie. Chociaż pokłóciłem się z Liamem i nie miałem ochoty go widzieć, wolałem być tuż obok niego.

Kładłem się właśnie po ciemku, myśląc, że Liam zasnął, kiedy poczułem zmarznięte dłonie na swoich nagich plecach. Wydałem z siebie zduszony dźwięk, odwracając się. Chociaż nie widziałem jego twarzy, byłem pewien, że jest blisko.

- Przepraszam cię, Nialler – wyszeptał łamiącym się głosem. Bez zastanowienia przyciągnąłem go ku sobie, tuląc do piersi. – Tęsknię za domem, ale to nie znaczy, że gdybym miał wybierać, to nie byłbyś ty. Doceniam absolutnie wszystko, co dla mnie robisz. Bo cię kocham. Ale mam czasem swoje chwile zwątpienia. Boję się, że to nie potrwa długo. Że ty zakochasz się tutaj w jakiejś kobiecie, a ja zostanę ze złamanym sercem…

- Nigdy więcej tak nie myśl! – warknąłem cicho, składając długi pocałunek na czubku jego głowy. – Zawrzyjmy umowę – kontynuowałem, głaszcząc go po włosach. – Jeśli kiedykolwiek którykolwiek z nas nagle przestałby kochać drugiego, natychmiast o tym mówimy. Będzie bolało, ale lepsze to, niż oszustwa. Umowa stoi?

- Mhm – mruknął w odpowiedzi, odszukując moich warg.

Pocałował mnie tak mocno i pewnie, jakbyśmy nie robili tego od miesięcy. Pozwoliłem mu naprzeć na mnie, układając na łóżku. Kiedy oderwał się od moich warg, pogłaskał mnie delikatnie po policzku, szepcząc:

- Nie kłóćmy się nigdy więcej. Tak strasznie tego nie lubię…

*

Wydawało się, że oboje zrozumieliśmy coś z ostatniej kłótni. Wszystko wróciło do normy. Liam studiował, ja pracowałem i wydawało się być w porządku. Nie sądziłem, że najgorsze może dopiero nadciągnąć.

W połowie stycznia Liam po raz kolejny dostał telefon od mamy. Rozmawiali dłużej, niż poprzednim razem. Postanowiłem sobotnie popołudnie zająć czymś pożyteczniejszym, niż siedzeniem przy moim chłopaku i wysłuchiwaniem, o czym rozmawiali. Postanowiłem wyjść na zewnątrz, pomóc ciotce Isabel w ogrodzie. Jednak nim dotarłem na taras, spotkałem Nicolę.

- Mógłbyś pojechać ze mną do sklepu? Chciałam kupić kilka rzeczy, a mama teraz nie da rady pojechać ze mną.

Oczywiście, że się zgodziłem. Nie dość, że nie dorzucaliśmy się zbyt dużo za prąd, bo Isabel tak zażądała, to na dodatek za jedzenie nie płaciliśmy nic. Chciałem zatem jakkolwiek odwdzięczyć się rodzinie Liama za okazaną nam pomoc i wykorzystywałem każdą sytuację.

Z Nicolą spędziliśmy miło dzień. Udało mi się ją poznać przez ostatnie miesiące, jednak nie na tyle dobrze, jak tego jednego popołudnia. Opowiedziała mi o swoich dwóch związkach, które nie trwały dłużej niż trzy miesiące. Próbowała podpytać dyskretnie, czy coś jest z nią nie tak, że faceci omijają ją szerokim łukiem. Według mnie, to były tylko jej wymysły. Nicola była naprawdę piękna i miała nieco azjatycką urodę po ojcu. Na dodatek była inteligentna i z pewnością każdy facet marzyłby o takiej dziewczynie. I to były słowa, których nigdy nie powinienem wypowiedzieć na głos. Od tamtej soboty, przez następne trzy tygodnie miałem wrażenie, że Nicola starała się zwrócić moją uwagę. Nie wiedziałem, czy naprawdę się zakochała, ale na to wyglądało. Jednak dobrze wiedziała, że ja i Liam jesteśmy razem. Byłem z mężczyzną. A kobiety w tamtym momencie były dla mnie najodleglejszym punktem.

Mojego toku rozumowania nie podzielał jednak Liam. Zauważył, że ja i Nicola zbliżyliśmy się do siebie i czujemy się w swoim towarzystwie dosyć swobodnie. Parę razy wypytywał o nasze relacje. Czasem kończyło się to drobnymi sprzeczkami, ale któregoś dnia nie wytrzymał.

- Niall, przecież ja widzę, że ona się w tobie zakochała i ty nic sobie z tym nie robisz!

- A co mam robić? Przecież widzi, że dziewczyny mnie nie interesują. Poza tym jestem z tobą, czy to nie wystarczający dowód? – Skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc na zdenerwowanego chłopaka.

- Ale ty ją prowokujesz do wszystkiego. Szukasz kontaktu i…

- Mam się do niej nie odzywać, bo jesteś o mnie zazdrosny? – przerwałem mu gwałtownie, niedowierzając. – Ty chyba z głupim na rozum się zamieniłeś, Liam!

- Mam tego dosyć – powiedział spokojnie, ignorując moje słowa. – Mam zamiar się wyprowadzić. Właściwie… to już znalazłem dobre mieszkanie w Bostonie.

Otworzyłem szeroko oczy, będąc w szoku. Czy on mówił poważnie? Wyprowadzka? I to mają być jego metody rozwiązywania problemów? A co ze mną? Chce mnie teraz zostawić? Po tym wszystkim? Półtora roku naszej znajomości to było dla niego zbyt dużo? Znudził się? A może miał mnie zwyczajnie dość?

- A co ze mną? – zapytałem cicho, podczas gdy Liam zawiesił swój wzrok na dłoniach.

- Jeśli chcesz, możesz jechać ze mną – wyszeptał, nie unosząc głowy.

Zapanowała pomiędzy nami niezręczna cisza. Pierwszy raz! Nigdy wcześniej takie sytuacje nie zdarzały się i było to dla mnie absolutną nowością. Nie wiedziałem, co powiedzieć, jaki ruch wykonać. Patrzyć na Liama, czy brać z niego przykład i obserwować własne dłonie? Z drugiej strony nagle zaczynało docierać do mnie, że to… że to może być koniec. KONIEC. Nie mogłem w to uwierzyć. Czy z powodu jednej, głupiej kłótni miało się skończyć wszystko, na co pracowaliśmy przez ostatni czas?

- Przecież wiesz, że pojadę z tobą nawet na koniec świata – wyszeptałem spokojnie. Niewiadomo czemu, na mojej twarzy pojawił się skromny uśmiech. – Mało razy ci to udowodniłem? Byłbym z tobą nawet, gdybyśmy musieli mieszkać pod mostem, nie mieli pracy i byli bez kasy. Chodzilibyśmy głodni i przemarznięci. Bo bylibyśmy razem. A to się dla mnie liczy najbardziej.

Obserwowałem, jak na twarzy Liama pojawia się szeroki uśmiech. Automatycznie moje kąciki ust także uniosły się ku górze.

- Okay, ta wyprowadzka, to głupota. – Powiedział, w końcu spoglądając na mnie. Podszedł powoli, obejmując mnie ciasno w pasie. – Ale nie mogę znieść myśli, że Nicola tak po prostu flirtuje z tobą, a ty nie masz nic przeciwko.

- Bo to urocze! – zawołałem, śmiejąc się razem z Liamem. – Ty nigdy ze mną nie flirtowałeś. Od razu przechodziłeś do konkretów.

- Ale przyznasz, że cię to kręci – stwierdził zadziornie, trącając nosem o mój. – Ta adrenalina, ten strach, ta niepewność. Nigdy nie wiemy, co będzie jutro…

- To nie ten czas, kiedy zwiedzaliśmy Wielką Brytanię, Li. – Roześmiałem się, całując go krótko w usta. – Ale przejrzałeś mnie. Lubię wyzwania. Nawet jeśli mam mieć później pamiątkę po nich.

Liam ostrożnie dotknął dłonią rogu mojej wargi, gdzie nadal można było dostrzec nikłe ślady mojego spotkania z Geoffem. Wyszeptał tak cicho przeprosiny, że gdybym nie obserwował jego ust, nie wiedziałbym, że nawet przemówił. Nachylił się ku mnie, składając delikatny pocałunek w miejscu, gdzie znajdowała się blizna po zszyciu, po czym przytulił się do mnie mocno.

*

Od czasu naszej ostatniej kłótni minęło naprawdę sporo czasu. Dostrzegłem, że teraz nasze życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Podczas pobytu u Zayna, ja i Liam nie pokłóciliśmy się ani razu. Żyliśmy szczęśliwie – może aż nazbyt szczęśliwie, bo nie raz słyszeliśmy od mojego kumpla, że ma dość naszego zachowania. Nie był nietolerancyjny! Po prostu czasem ponosiło nas w jego obecności i być może posuwaliśmy się zbyt daleko. Teraz, kiedy żyjemy w Worcester, może i kłócimy się częściej, ale dzięki temu w pełni odkrywamy nasze osobowości. Poznajemy nasze wady i możemy się z nimi oswajać, akceptować je.

Myśli o przeprowadzce do Bostonu coraz częściej mnie nachodziły, kiedy dostrzegałem, że sąsiedzi ciotki Isabel mieli z nami jakiś problem – najprościej mówiąc. Wiadomość, że jesteśmy razem nie rozniosła się od razu. Dopiero któregoś słonecznego dnia maja, kiedy Liam i ja siedzieliśmy w ogrodzie na hamaku przytuleni do siebie, ciotkę Isabel odwiedziła jedna z sąsiadek i przypadkowo nas dojrzała. A że to była jedna z największych plotkar i osób, które mają silnie zakorzenione zasady wpajane przez rodziców, w mig rozniosła po Worcester wiadomość, że Isabel przetrzymuje pod swoim dachem parę gejów. Ludzie nagle zaczynali nas unikać, nie podtrzymywali rozmowy, zachowywali się, jakby nas nie znali… Worcester to nie jest mała wieś zabita dechami, ale mimo tego większość osób zdążyła nas znienawidzić… praktycznie za nic.

- Ciociu? Możemy porozmawiać? – zagadnął Liam kobietę, która gotowała obiad. Stanąłem w drzwiach, opierając się o framugę i przyglądając całej sytuacji.

- Oczywiście, co się stało, skarbie?

- Postanowiliśmy z Niallerem, że jeszcze w tym tygodniu się wyprowadzimy.

Nie takiej reakcji ze strony Isabel się spodziewałem. Wyglądała na naprawdę zaskoczoną i miałem wrażenie, że chciała nas zatrzymać. Pytała, czy to z powodu plotek, jakie rozsiewają na nas w okolicy i zupełnym odwróceniu się od nas ludzi. Liam nie przeczył, że to był jeden z powodów. Oboje wiedzieliśmy, że najwyższy czas zacząć samodzielne życie. Mieliśmy prawie dwadzieścia jeden lat, to przecież najwyższy czas, żeby się usamodzielnić.

Najbardziej zaskoczona tą wieścią była Nicola. Jej uczucie do mnie nadal nie przeszło, gdyż czasami na siłę szukała mnie w momencie, kiedy Liama nie było obok. Nigdy nie odrzucałem jej kontaktu. Jednak żeby być fair, mówiłem Liamowi o chwilach, które spędzaliśmy tylko we dwoje. A kiedy przyszedł czas pożegnania, przytuliła mnie mocno. Dostrzegłem w jej oczach głęboki smutek i tęsknotę. To prawda, ja również przywiązałem się do niej i ciotki Isabel. Jednak nie mogliśmy mieszkać tu do końca naszego życia.

*

Od przeszło trzech lat, kiedy mieszkamy w Bostonie, wszystko wydaje się układać. Znaleźliśmy tu spokój i ciszę we dwoje. Mieszkanie, które Liam zakupił na przedmieściach, było idealne. Dwupiętrowe, skromnej wielkości z niedużym ogródkiem. Jednak czuliśmy się tutaj, jak w raju. W ogóle nie zdawaliśmy sobie sprawy, że tak właśnie wygląda nasze życie. Dla nas to były niekończące się wakacje.

W Bostonie znaleźliśmy również wielu przyjaciół. I żadnej osobie z naszej paczki nie przeszkadzał fakt, że ja i Liam jesteśmy parą i czasem pocałujemy się przy nich. Zawsze chętnie spędzaliśmy ze sobą czas, spotykaliśmy się w wolnych chwilach, a niektórzy nawet pracowali ze sobą. Liam i Charles, nasz sąsiad, pracowali w jednej z największych korporacji w mieście, gdzie poznaliśmy także Victorię. Ona z kolei pracowała w dziale marketingu, do którego załapałem się przy okazji. Załatwiła mi to bez tych wszystkich papierów i wyższych szkół, które były tam niemal wymagane. Spisałem się na okresie próbnym i dzięki niej w końcu zarabiałem należycie.

Początkiem lipca postanowiłem odwiedzić moją rodzinę w Irlandii. Nie przebywałem tam długo. Tylko tydzień, jednak przyznaję, że niesamowicie tęskniłem za nimi. Rozmowy telefoniczne to nie to samo. I dopiero wtedy zrozumiałem, co musiał czuć Liam w pierwszych miesiącach, kiedy zdawał sobie sprawę, że naprawdę porzucił swoje dotychczasowe życie, aby być ze mną.

Postanowiłem zrobić Liamowi niespodziankę i wrócić dzień wcześniej. Kiedy dotarłem pod nasz dom, dostrzegłem, że był oświetlony cały parter. Uśmiechnąłem się na myśl, że Liam jest w domu i już w progu będę mógł rzucić mu się w ramiona. Niczego nieświadomy wszedłem do mieszkania, zostawiając walizkę w korytarzu. Przeszedłem przez salon i ku mojemu szczęściu ujrzałem Liama przy kuchence, gotującego. Zakradłem się na palcach, a kiedy byłem już blisko, przylgnąłem do ciała mojego chłopaka, całując go w odsłonięty kark.

- Wróciłem – wyszeptałem. Kiedy odwrócił głowę, aby spojrzeć na mnie, przywarłem usta do jego warg, napawając się ich słodkim smakiem. Pozwoliłem sobie pogłębić pocałunek, będąc naprawdę stęsknionym. Liam uległ, ale po chwili zaczął się opierać, kiedy moje dłonie zaczęły niespokojnie błądzić po jego brzuchu. – Co jest?

W odpowiedzi skinął jedynie głową w kierunku jadalni. Uśmiechnąłem się szerzej, myśląc, że to zapewne przyjaciele. Jednak moja radość zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. W mig odskoczyłem od Liama, przywierając do lodówki. Byłem głupi, że nie skojarzyłem przyjaciół z hałasem. Ich byłoby słychać na zewnątrz, a Liam na pewno nie kończyłby gotować pysznego obiadku dla nich, tylko po prostu zabrał na pizzę do miasta.

- Witaj, Niall. – Ciepły głos Karen przywitał mnie. Kobieta, która właśnie wyszła z łazienki, podeszła do mnie, przytulając.

Jednak mój wzrok nie mógł przestać uciekać w kierunku stołu, przy którym siedział Geoff. Tata Liama! Ten sam mężczyzna, który miał tyle powodów, aby nas rozdzielić, teraz siedział w naszym mieszkaniu i czekał, aż mój chłopak ugotuję obiad dla nas? Naprawdę?

- Dobry wieczór. – Skinąłem głową, nie wiedząc, jak się zachować.

Atmosfera wydała się naprawdę napięta, a ja tylko pogarszałem swoją sytuację. Nie bałem się Geoffa. Co on mógł mi zrobić? To, że był dorosłym mężczyzną i znacznie przeważał siłą nie oznaczało, że ja wciąż jestem nastoletnim chłopcem, który nie wie, jak się zachować. Nie oczekiwałem, że rzuci się na mnie z pięściami. Gdyby to miał zrobić, już dawno doszłoby do awantury. Jednakże przyznaję, że spaliłem start. Geoff był świadkiem naszego pocałunku, a wiem, że ten mężczyzna nie mógł tak po prostu oswoić się z myślą, że jego jedyny syn, który chodził z najbardziej ułożoną i wartościową dziewczyną w Wielkiej Brytanii, zamierzał spędzić resztę życia z… facetem.

- Słyszałam, że byłeś u rodziny – zagadnęła Karen, wpatrując się we mnie z uśmiechem. – Rodzice w ogóle poznali cię?

Oboje roześmialiśmy się na jej krótką uwagę.

- Nadal farbuję czuprynę na blond, nadal zachowuję się jak niepoprawny marzyciel i nie urosłem ani o centymetr! Tylko moja buzia stała się bardziej dorosła, jak to określiła mama, kiedy zobaczyła mnie po raz pierwszy – odparłem, uśmiechając się.

Podczas, gdy ja ciągnąłem rozmowę wraz z Karen, Liam już przygotowywał talerze na drugie danie. Nawet kiedy zasiedliśmy do stołu, nie poczułem skrępowania. I, ku mojemu zaskoczeniu, rozmawiałem z Geoffem jak człowiek z człowiekiem. Zaczął interesować się moją pracą i miałem wrażenie, że był pełen podziwu, że mimo wszystko udało mi się uklepać obecne stanowisko.

- Ładnie tutaj macie. Tak przytulnie – skomentowała Karen, kiedy na krótką chwilę zapadła cisza przy stole.

- Prawda? – Liam uśmiechnął się szeroko, posyłając mi krótkie spojrzenie. – To Niall wszystko malował i urządzał. Kiedy się tu sprowadziliśmy, było tu strasznie.

- O tak! – Roześmiałem się, wspominając stan domu.

Naprawdę wszystko wyglądało beznadziejnie. Widać było, że osoby, które podjęły się budowy tego domu, nie postarały się. Jednak dzięki pomocy Charlesa i jego dwóch starszych braci, szybko się tym zająłem.

- Doprawdy? – wtrącił Geoff, będąc zdumionym.

Wcześniej nie zwracałem uwagi na mężczyznę. Rozmawiałem z nim, to fakt. Ale dopiero w tym momencie zaczynałem się zastanawiać, co jest grane. Liam wydawał się być równie zagubionym, ale okazywał to z pewnością dużo mniej, niż ja.

- Sądzę, że najwyższy czas porozmawiać szczerze – zagadnął Geoff, kiedy cisza przeciągała się. Spojrzeliśmy po sobie z Liamem, a potem dyskretnie zerkając na Karen, na której twarzy gościł lekki uśmiech. – Myślę, że zachowałem się źle w stosunku do ciebie – zwrócił się do mnie.

- Jak to delikatnie ująłeś – wtrącił cicho Liam.

Geoff zacisnął powieki, starając się ignorować słowa syna, jednak Karen nie pozostała obojętna.

- Liam… - upomniała go.

- On ma rację. – Skinął powoli głową, znów patrząc na mnie. – Widzisz, jesteśmy szanowaną rodziną w Liverpoolu. Wiele osób nas zna i do niedawna zależało mi tylko na opinii innych. Ale dopiero kolejna ucieczka, po której zatarliście wszelkie ślady, pozwoliła mi zrozumieć, że to nie zna granic.

- Ma na myśli waszą miłość – wtrąciła cicho Karen, kładąc luźno dłonie na stół.

- Tak – przytaknął Geoff. – Zawsze sądziłem, że Liam pójdzie w moje ślady. Że przejmie moje rządy, założy rodzinę, będzie miał dzieci…

- O, a to akurat nie kłopot – wtrącił chłopak, posyłając mi krótkie spojrzenie. – Zawsze można podjąć się adopcji starszego dziecka. Z reguły wiem, że takie dzieci mniej chętnie się przygarnia, a może u nas znalazłoby szczęście. Albo zapłacić surogatce, są różne możliwości.

- Wyobraź sobie takiego małego Liama, biegającego po mieszkaniu – wtrąciłem, pogrążając się w marzeniach.

Nigdy nie rozmawialiśmy z Liamem o tej kwestii. Nawet o ślubie nie rozmawialiśmy. Ale kiedy wspomniał o adopcji czy surogatce, stwierdziłem, że to nie byłby taki zły pomysł. Mieliśmy właściwie dopiero po dwadzieścia cztery lata i całe życie przed nami. A byłem niemal pewien, że prędko się ze sobą nie rozejdziemy. Za dobrze było nam przy sobie.

- Albo takich małych Horanów – wtrąciła Karen, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Geoff odchrząknął, przywołując do porządku całą resztę. Nie potrafił cieszyć się naszym szczęściem tak, jak robiła to jego żona. Ale nie winiłem go za to. Każdy był wychowany według zasad, jakie podyktowali mu jego rodzice. A że niektórzy się buntują – mam na myśli siebie – to nie oznacza, że nie wystarają potem na ludzi.

- Chciałem cię przeprosić za wszystko, Niall.

Uśmiechnąłem się pod nosem, mówiąc, że już dawno zapomniałem o tamtym incydencie. Nie umknęły mu jednak blizny na mojej twarzy. Miałem wrażenie, że zanim wypowiedział przeprosiny, przez krótką chwilę patrzył na znamię na łuku brwiowym, które zostanie mi prawdopodobnie do końca życia. Ale ja naprawdę już o tym zapomniałem.

- Chciałem was prosić, żebyście wrócili do domu, ale…

- To jest teraz nasz dom, tato. – Przerwał mu Liam. – Wiedz, że zawsze będziesz tu mile widziany, a i my chętnie was odwiedzimy w Liverpoolu.

- Kiedy ty tak wydoroślałeś? – zapytał Geoff, po raz pierwszy tego wieczoru śmiejąc się.

- Kiedy pewien idiota zaczął się śmiać, zamiast na mnie nakrzyczeć, gdy wpadłem na niego i ubrudziłem go.

- Och… - wyrwało mi się. Posłałem mu najbardziej uroczy uśmiech, na jaki było mnie stać. – Ja ciebie też kocham.





*Mała uwaga: gdyby kogoś zmylił sam początek - to był tylko koszmar Nialla. Nie wiem, czemu umieściłam to na samym początku, ale tak mi po prostu tam pasowało. 

**Obiecałyśmy jakiekolwiek informacje o nowym opowiadaniu. Znajdziecie je w podstronach, ale dajemy Wam również link tutaj. Po samym nagłówku możecie dostrzec, że będzie to Larry, ale ogólne informacje macie w podstronie. Także do prologu. <3

22 komentarze:

  1. O. MÓJ. BOŻE!
    Przepraszam, ale kiedy tylko zauważyłam nowy (no raczej nie taki nowy, ale w sumie nowy XD) shot myślałam że dostane orgazmu XD
    Jejciu, to.. ta.. ten.. oh god, co Wy ze mną robicie?! :O xD
    Myślałam że się popłaczę, ze smutnych momentów i z tych w których się godzili, naprawdę świetnie opisane!
    Ale brakuje mi czegoś na końcu, sama nie wiem. Kiedy przeczytałam ostatnie zdaniei nie spostrzegłam końca miałam taki niedosmak, naprawdę coś jeszcze by się przydało (nie chodzi mi o nowy shot), po prostu jakoś nie zostało to wszystko dopowiedzine, sama nie wiem już XD.
    Aww, "małe Horanki" *__________* :D
    Dzięki dziewczyny!

    Pozdrawiam!

    PS. LARRY?! LARRY?!?! OMFG! umieram..

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie muszę chyba mówić, że to, co piszecie jest wspaniałe, bo zapewne wiele osób Wam to mówi :)
    Opiszę to najkrócej jak się da. Ten One Shot jest fenomenalny, pełen zwrotów akcji, kłótni i przeprosin, wszystkiego :) Szokiem było dla mnie pojawienie się rodziców Liam'a. I Geoff ich przeprosił! OMG :) Jednakże pierwsza część tego shota ("As Long As You Love Me") była, według mnie, po prostu ciekawsza, trzymająca w napięciu. Ale, żeby nie było, jesteście świetnie, ten one shot również jest świetny, wszystko, co Wasze jest niesamowite, jednakże bardziej podobała mi się część pierwsza :)
    http://wakacyjny-oboz-z-1d.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem mądra i zorientowałam się sama, że urywek tekstu na samym początku był koszmarem, yey. :D Hahaha, dobra, już przestaję to sobie wmawiac.
    awww, ty doskonale wiesz jak rozczulic mnie, końcówki w życiu takiej nie spodziewałam się. Bardziej liczyłam, a może raczej spodziewałam się czegoś dramatycznego, że w końcu ta dwójka zostanie rozdzielona. I zaskoczyłaś mnie Happy End. Jakoś teraz czuję się dziwnie, ale nie znaczy to, że źle. Po prostu jestem w malutkim szoku.
    Ale koniec jak najbardziej mi się podoba! Jest świetny! To samo mogę powiedziec o całym tekście. Tak bardzo oczekiwałam części drugiej.
    I wiesz co? To jeden z moich ukochanych one shotów! <3

    a co do kolejnego opowiadania: opis... *____*
    Teraz powinnam byc na ciebie wściekła bo narobiłaś mi tak niesamowitego smaka na Illusion never change, że szczerze? Nie mam pojęcia jak ja wytrwam do opublikowania prologu.

    [last-picture]

    OdpowiedzUsuń
  4. kompletnie nie podoba mi się to, że napisałyście dalszą część ALAYLM. według mnie powinnaś zostawić to w takim miejscu jak było. było idealne. działało na wyobraźnię, każdy mógł dopisać własne zakończenie, a tak prysł cały czar tamtego opowiadania...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałam się, że napiszecie kontynuację, ale w sumie bardzo się z tego cieszę. Mogłabym was czytać godzinami i nigdy nie mieć dosyć... Tak było i tym razem. Co do waszych umiejętności pisarskich, to nie będę się rozpisywać - miejsca by brakło, a i dzień już nie taki długi...
    Końcówka sprawiła, że miałam ochotę skakać ze szczęścia. Po prostu kocham szczęśliwe zakończenia. Sprawiają, że szczerzę się jak głupia do wszystkich dookoła i poprawiają mi humor na długo (ach ja głupia romantyczka...)
    Mam ochotę was uściskać :) Pozdrawiam i życzę dużo weny

    @KateStylees

    PS
    A w wolnej chwili zapraszam do siebie na nowy rozdział
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  6. To było niesamowite! *.* Pod koniec części cały czas zacieszałam mordkę. :3
    Przeczytałam wszystkie Wasze opowiadania i będę czytać następne! Jesteście cudowne! :)
    P.S. Tu jest mój blog http://lowforewerx3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. długie i warte przeczytania!
    pod koniec już się bałam, że Geoff jednak im coś zrobi, ale... awww no było cudownie! *.*

    OdpowiedzUsuń
  8. zapraszam na rozdział 4 na www.not-alone-lou.blogspot.com


    LARRY! JEZU, NIE MOGE SIE DOCZEKAC <3

    OdpowiedzUsuń
  9. LARRY NADCHODZI ! a to co dodałyscie dluuugie jak cholera ale sie obłacało przeczytać , bo wszystko co piszecie jest genialne tak wiec hahah. No i happy end <3
    a ja informuję o nowym blogu :))
    nowy blog Zarry : my-reality-is-your.blogspot.com
    zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Yay, ja jak zwykle komentuję z opóźnieniem, przepraszam! Do tej pory nie miałam czasu nawet przeczytać, co dopiero sklecić kilka zdań na temat one-shota, ale dzisiaj skończyłam wcześniej lekcje i postanowiłam nadrobić wszystkie zaległości (łącznie z prologiem nowego Stylinsona *_*).
    Na początku byłam lekko zdezorientowana, bo myślałam, że czas akcji rozpoczyna się właśnie od momentu, w którym Niall miał się stawić na lotnisku 1 września i spotkać się z Liamem. Dopiero później okazało się, że pierwsza scena była snem, a tak naprawdę opowiadanie rozpoczęło się w chwili, gdy samochód Geoffa odjeżdżał w siną dal, zostawiając Horana w środku nocy na pustej autostradzie, czyli dokładnie tak, jak zakończyła się pierwsza część. Ucieszyłam się z takiego obrotu sprawy, ponieważ spodziewałam się jakichś zmian w zachowaniu bohaterów, gdy po tak emocjonującym wydarzeniu, będą przez miesiąc pozbawieni kontaktu, i dostałam to, czego chciałam xD Bo kiedy chłopcy znowu się spotkali, nie było już tak kolorowo. Owszem, nadal kochali się jak diabli, nadal bardzo mocno troszczyli się o siebie, ale przez ten miesiąc Liam naprawił swoją więź z mamą i ciężko mu było na powrót się z nią rozstać, a przecież nie miał innego wyjścia, jeżeli chciał być z Niallem. Payne stanął przed trudnym wyborem, ale ostatecznie zdecydował się uciec z blondynem, chociaż nie było tak, jak za pierwszym razem, kiedy ukryli się w Londynie. Mógł kontaktować się z mamą przez telefon, co zresztą robił. Natomiast na Nialla miesiąc rozłąki podziałał całkiem inaczej - stał się twardszy i był gotów zrobić bardzo dużo, aby tylko wrócić do Liama. Co prawda znajdował się w innej sytuacji. Nie musiał drugi raz zostawiać rodziny, ponieważ już dawno temu opuścił Irlandię i żył na własny rachunek, nic go nie trzymało w miejscu. Do czego zmierzam?;D Ano do tego, że kiedy znaleźli się już w domu Ciotki Isabel, wyczekiwana sielanka wcale nie nadeszła. Coś tam się psuło, zniknęła ta lekkość, która towarzyszyła im wcześniej. Liam tęsknił za mamą, jednocześnie w Niallu zadurzyła się nastoletnia córka Isabel i chłopak zdawał się nie mieć nic przeciwko, a Payne miał prawo kwestionować jego orientację, chociaż ostatecznie nic pomiędzy parą nie zaszło. W dodatku po jakimś czasie ludzie w mieście dowiedzieli się o prawdziwej naturze ich związku, odwracając się do nich plecami. Musiało im być naprawdę ciężko, nic dziwnego, że Liam znalazł mieszkanie w innym miejscu i pragnął się tam przeprowadzić. Myślę jednak, że to nie były jedyne powody podjęcia decyzji o zmiany miejsca zamieszkania. Mieli w końcu po dwadzieścia lat, a to jest wiek, w którym większość ludzi pragnie zacząć żyć po swojemu. Było im dobrze pod ochronnymi skrzydłami ciotki, ale przecież to nie to samo co żyć we własnym domu. I najwyraźniej była to dobra decyzja, ponieważ spędzili w Bostonie trzy lata, zanim rodzice Payne'a pojawili się w ich małym mieszkanku. Tutaj przeżyłam szok - byłam przekonana, że Geoff coś im zrobi. Co prawda była z nim Karen, więc pewnie nie odważyłby się ponownie pobić Nialla, jednak... jego pokojowe nastawienie całkowicie mnie zaskoczyło;) Pozytywnie, oczywiście, bo chciałam, żeby nasi chłopcy mogli w końcu pozbyć się cienia zagrożenia, z którym przyszło im żyć przez tak długi okres czasu, a kiedy w końcu zrozumiałam, że Groff zaakceptował ich związek, w dodatku ciesząc się ich szczęściem, naprawdę mi ulżyło;) Jestem całkowicie usatysfakcjonowana zakończeniem, nie mogło się lepiej skończyć. A wizja małych Liamów i Horanków biegających po domu... urocza:3 Chciałabym zobaczyć połączenie Nialla i Liama, prawdopodobnie byłaby to najsłodsza istotka na świecie (zaraz po dziecku Larry'ego, bo jednak tej pary nic nie przebije) - słodki blondynek o kręconych włosach i brązowych oczach, lub urocza dziewczynka z ciemnymi włoskami i niebieskimi oczami *-*
    Ten komentarz jest zwykłym streszczeniem one shota, ale mam nadzieję, że udało mi się przekazać, jak bardzo mi się podobał Wasz Niam;) A teraz lecę skomentować prolog do Larry'ego!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nareszcie miałam czas przeczytać! Więc z małym opóźnieniem ale komentuję :) jak to mówią lepiej późno niż wcale ;) więc tak zacznę od złych rzeczy:hmmm...yyy...yy..yyy....ok to teraz dobre :D haha więc ogólnie rzecz ujmując to kocham to ♥♥♥ cały ten one shot jest genialny a zakończenie to już jest po prostu ohh no takie piękne no! Nie będę się rozpisywać ;) wiecie że jesteście świetne, a jeśli nie wiecie to : TAK JESTEŚCIE ŚWIETNE!
    - wasza fanka ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. To było takie kochane!!! <3 W pewnym momencie bałam się, ze Li i Niall się rozstaną.... Ale jak to dobrze, że rozwiałyście moje obawy!! Powtórzę się: rozdział jest cudowny.. Początek mnie zmartwił, a koniec był pocieszeniem po ciężkim dniu (dużo się u mnie dzisiaj wydarzyło...).. Nie przynudzam! <3 Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AAA!!! I świetnie, cudownie, bosko, zarąbiście (i takie tam), że rozdział był tak wyrąbiście długi! Arigato~!(Dziękuję~!) Kocham Was! <3 Znowu ja! xD

      Usuń
  13. niby tyle słów ale gdy zbliżał sie koniec pomyslałam ze to krótkie było ;p
    ale dobrze ze napisalyscie 2 częśc , wiem teraz jak to sie naprawde skonczyło, bo wyobrażałam sobie wiele rzeczy ; D
    i serio : na początku był taki dezorient że se mysle czy ja czytam dobrego one shoota x D
    nie no zajebiście piszecie, piszcie dalej i nie kończcie ; *
    kolejny raz zaznaczam : NAJLEPSZY BLOG JAKI KIEDYKOLWIEK CZYTAŁAM ! < 3
    naprawdę ; **

    OdpowiedzUsuń
  14. Jej, to bylo cudowne. Zmylil mnie poczatek, ale za to koncowka byla hhbdhdbvdhsjehdidnsbx. Nie mam slow, zeby okreslic wspanialosc tego shota. Niam jest moim ulubionym bromancem i bardzo sie ciesze, ze to akurat o nich ten cudowny oneshot. Jestem oczarowana tym blogiem. I wiem, ze dluuuugo po skonczeniu go bede pamietala. I ze bede wracala do niego. I musicie pisac wiecej one shotow. Szczegolnie o Niamie.


    Ps. KOCHAM WAS JAK NIALL KOCHA ZARCIE.

    OdpowiedzUsuń
  15. tu KiGi jestem pojebany i pisze do was w liczbie mnogiej (zanotuj "uzalezniony od pingwinow z madagaskaru" :D ) jestem dumny z wszystkich bogow tego swiata ze stworzyli kogos takiego ( a moze waszych rodzicow ? ) niewazne wazne jest to ze... NIE MAM PRZY SOBIE CZEKOLADY . . . A POWINIENEM . . . TOOOO JEST DZIWNE !!!!! hahahahaha tak juz pisalem ze was kocham ubustwiam wychwalam pisze o was melancholijne piesni i hamny i wyspiewuje w niebiosa i wgl. ale to i tak jest mega banalne i monotonnne ale niestety tym sie musicie zadowolic bo to jak ja was oceniam to tego sie nieda przybrac w slowa :D u bu stwiam was serio tak mega ( naduzywam slowa mega -.- )powinnyscie za to dostawac pieniadze a jak byscie dostawaly byscie byli najbogatsi na swieci ta teraz na pewno jestescie szlazetne i mowicie " nie robie tego dla pieniedzy tylko dla pasji " kazdy tak mowi co jest na pewno prawda ale musze was wychwalac na wszelkie sposoby a taki mi wlasnie do glowy wpadl a ja juz ze szkoly wynioslem ze jak cos mi do glowy wpada to odrazu wypada -.- no kocham was przeciez wiecie :* co tu dalej pisac czekam na dalsze wasze wyczyny artystyczne z CZEKOLADA TAK MOJA MILOSC :D caluje i pozdrawiam.

    KiGi

    OdpowiedzUsuń
  16. początek właśnie mnie trochę zmylil, aleszło się domyślić że to sen :) kontynujacja opowiadania przepiękna <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Isabel <3 kocham, kocham i jeszcze raz kocham Was!!! Na samą myśl że i mi mogłaby się przytrafić taka sytuacja aż mi się ciepło w brzuszku robi. Świetny one shot (jak zawsze oczywiście, włącznie z opowiadaniami)... Aż mi się banan na twarzy robi jak wspominam wasze opowiadania. Ostatnio idąc do szkoły uśmiechałam się jak głupek, aż się koleżanka zapytała czy nie brałam czegoś co mogłoby otumqnić aż tak bardzo mój umysł. Nie opdowiedziałam tylko uśmiechnęłam się szczerzej... Ale to nie ma sensu... Wiem że mogę mówić że kocham was i wasze opowiadania tysiąc razy a to i tak nie będzie wyrażało nawet do połowy tego co teraz i w najbliższym czasię będę czuć... Tak więc naprostowując na właściwą drogę, a raczej na właściwy kierunek, KOCHAM WAS!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. I tu jest 7 000 słów!!!! Ja bym powiedzieła 70 000! Lol jakie dłuugie, ale super XD

    OdpowiedzUsuń
  19. Co tu dużo mówić ? Jesteście cudowne !!! Oby więcej takich shoot'ów z Niallem. Kcham Was <3

    OdpowiedzUsuń