Będąc w klasie, usiadłem z samego przodu. Wolałem od razu
zająć miejsce przed biurkiem, żeby mieć możliwość zrozumienia czegokolwiek.
Podczas gdy nauczyciel sprawdzał obecność, wyciągnąłem zeszyt i piórnik na
ławkę. Kiedy profesor zamknął swój mały dzienniczek i wstał, gestem ręki
przywołując Louisa, zaczął przeszukiwać swoją czarną teczkę z zaciętą miną.
Tomlinson w tym czasie podszedł do biurka, czekając na testy, które nauczyciel
obiecał mu przynieść tego dnia.
Nagle mruknął niezadowolony, zamykając z hukiem teczkę.
- Nie wierzę, ale zapomniałem tych testów dla ciebie –
powiedział niezadowolony, szukając w szufladach biurka.
Bez skutku.
- W takim razie… - zaczął nieśmiało Louis. Uniosłem głowę,
patrząc na niego z zaciekawieniem. – Może mógłbym komuś tutaj pomóc? To także
będzie dla mnie forma przypomnienia.
Obserwowałem go, nieświadomie uśmiechając się. Louis nie
spojrzał bezpośrednio na mnie, ale byłem pewien, że miał na myśli mnie.
- To nie jest zły pomysł. – Przyznał nauczyciel z uznaniem,
rozglądając się po klasie. Na samym końcu jego surowy wzrok zatrzymał się na
mnie. Westchnął, brodą wskazując mnie. – Naucz go stosować wzorów skróconego
mnożenia. Chłopak kompletnie nie wie, kiedy należy używać których.
- Oczywiście – odparł ochoczo Louis.
- Idźcie do ostatniej ławki. Ja z resztą uczniów będę
ćwiczył bieżący materiał.
Louis skinął posłusznie głową. Zanim ruszył pewnym krokiem
na koniec sali, posłał mi przelotne spojrzenie, uśmiechając się znacząco. Nie
myliłem się, kiedy myślałem, że mówił z myślą o mnie. Pospiesznie porwałem
bluzę oraz plecak, siadając obok Tomlinsona. Niezdarnie położyłem na ławce
zeszyt i podręcznik, podsuwając chłopakowi.
- Dzięki – szepnąłem, zarzucając na oparcie krzesła bluzę,
podczas gdy Louis kartkował podręcznik. – Bezner zamęczyłby mnie dzisiaj na
śmierć.
Louis uśmiechnął się z lekkością, wciąż wpatrując się w
podręcznik i szukając odpowiedniej strony z zadaniami. Usadowiłem się wygodnie,
przez chwilę zaglądając do książki. Jednak nie minęła chwila, a mój wzrok
został utkwiony na twarzy Louisa. Z jego ust nadal nie schodził lekki uśmiech,
którym obdarzył mnie chwilę wcześniej. Jego niebieskie oczy z uwagą śledziły
tekst. Byłem nim niemal zahipnotyzowany. To było zabawne. Te wszystkie odczucia
mi towarzyszące. Podziwiałem go coraz bardziej. Być może zaczynałem odkrywać
rzeczy, za które podświadomie go lubiłem. O nim nie można było powiedzieć złego
słowa. Jeśli Louis okazałby się być tak dobrym nauczycielem matematyki, jakim
jest przyjacielem dla Bena, mogłem być pewien, że zaliczę poprawkę na pozytywną
ocenę.
- Tak. – Odezwał się w końcu, unosząc wzrok. – To banalny
dział. – Skomentował krótko.
- Dla kogo łatwy, dla tego łatwy – mruknąłem, przewracając
wzrokiem.
Moje policzki zaczynał pokrywać rumieniec, a ja w duchu
przeklinałem się za to. Nie lubiłem tej nieśmiałości i braku pewności siebie.
Komentarz Louisa w jakiś sposób wywołał we mnie poczucie, że naprawdę byłem
głupi. Żeby czegoś takiego nie umieć? Każdy to rozumiał. Szkoła, do której
zapisali mnie rodzice, była najlepszą w całej okolicy. A z klasy tylko ja
miałem problemy z matematyką. Poczułem się jak tępak.
Louis westchnął ciężko, pocierając dłonią kark.
- Podstawa to wzory. Umiesz je? – zapytał. Potrząsnąłem
głową, nawet nie patrząc na niego. – Okay… W takim razie daj. – Wyciągnął z
mojej dłoni długopis, nachylając się bardziej w moim kierunku. Na pierwszej
stronie pustego zeszytu szybko naskrobał kilka wzorów, które kojarzyłem z
lekcji. – Widzisz? Na pewno je znasz. – Potwierdziłem ruchem głowy. – Jeśli nie
będziesz ich umiał, to zapomnij o tym, że uda ci się poprawić sprawdzian.
- Umiesz pocieszyć – wtrąciłem sarkastycznie.
Moja reakcja wcale nie była wywołana słowami Louisa. Po
prostu byłem wściekły, że nie potrafiłem zrozumieć matematyki na tyle, żeby nie
musieć zostawać po lekcjach i się jej uczyć. Louis zignorował moją uwagę,
prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że byłem przewrażliwiony. Starał się mi
pomóc najlepiej jak potrafił i wiedział, że byłem mu za to wdzięczny.
- Dobrze. Zabierzmy się za najprostsze przykłady na
początek. Wyjaśnię ci, kiedy rozpoznać który wzór.
Skinąłem, omiatając spojrzeniem jego twarz. Wpatrywał się w
przestrzeń, usilnie myśląc nad przykładem, który następnie podyktował mi z
głowy. Czasem też zmieniał po prostu liczby z przykładów, które znalazł w książce
i na szybko kalkulował wyniki, tym samym sprawdzając, czy działania zachowują
swój sens. Fakt, że łapałem najprostsze rzeczy wcale nie ułatwiał sprawy. Oboje
podświadomie wiedzieliśmy, że kilkadziesiąt minut nie wystarczy nam na naukę, a
przy trudniejszych przykładach polegnę.
*
- Jestem z ciebie dumny! – zawołał Louis, uważnie śledząc
kartkę, na której znajdowały się równania.
Przez tydzień podrzucał mi codziennie kilkanaście zadań,
które następnie rozwiązywałem w domu, a na dużej przerwie zawsze sprawdzał i
poprawiał moje błędy. Bo mimo wszystko pojawiały się i to mnie zawsze martwiło.
Szczególnie na początku tygodnia. Ale im bliżej piątku, tym więcej miałem
dobrze rozwiązanych równań i Louis zawsze mnie chwalił z uśmiechem.
- Co ty na to, że zadam ci jeszcze kilka przykładów, żebyś
mógł sobie przećwiczyć przez weekend? Możesz zadzwonić wieczorem i sprawdzimy
wspólnie, czy dobrze zrobiłeś. Co ty na to? – Spojrzał na mnie wyczekująco,
zawieszając w powietrzu dłoń, w której trzymał długopis.
- W porządku… Tylko nie mam twojego numeru.
Louis zmarszczył brwi, niedowierzając.
- Jak to? Och, właściwie to nie jest ważne. Ja mam twój od
Bena. Potem puszczę ci sygnał, a ty sobie zapiszesz. – Rozpromienił się,
podsuwając mi czystą kartkę.
Szybko uwinęliśmy się z zapisaniem kilku zadań przez chłopaka.
A kiedy skończyliśmy, Louis zaproponował mi coś do picia. Zgodziłem się z
chęcią. Wyszedł, zostawiając mnie samego w jego pokoju. Wiedziałem, że to mogło
być niewłaściwe, ale wstałem, chodząc po pomieszczeniu i rozglądając się. Pokój
Louisa był czysty i zadbany – nie to, co mój; kompletny chaos i bałagan. Ściany
pokryte były ciepłymi barwami, nadając temu pomieszczeniu przyjemnego klimatu.
Czułem się tam dobrze, spokojnie, bezpiecznie.
Podchodząc do podłużnej półki zawieszonej nad jego łóżkiem, mogłem dostrzec
książki, które lubił czytać oraz płyty ulubionych zespołów czy wokalistów
muzycznych. Chciałem sięgnąć po jedną z nich, ale w tym czasie Louis wrócił.
- Mam tylko sok pomarańczowy. Przepraszam cię, ale siostry
wczoraj wypiły Sprite’a i to jedyne, co zostało.
- Jasne, nie ma problemu – odparłem, biorąc swoją szklankę i
upijając z niej łyk. – Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
- No co ty. – Machnął ręką z uśmiechem. – Drobiazg.
Przyjaciele sobie pomagają, prawda?
Powoli skinąłem głową, a moje usta wygięły się w niezdarnym
uśmiechu. Zabawne, jak bardzo Louis potrafił sprawić, że zapominałem o
wszystkich troskach i skupiałem się na danym momencie. Szczególnie na tym,
kiedy mogłem poczuć się naprawdę szczęśliwy.
- I tak nie wiem, po co mi będzie potrzebna matematyka.
Prędzej zostałbym piosenkarzem, a nie nauczycielem przedmiotów ścisłych –
burknąłem.
Louis z zaciekawieniem spojrzał na mnie, analizując moje
słowa. Myślał nad czymś intensywnie, podczas gdy ja zaczynałem żałować, że nie
ugryzłem się w język. Fakt, od jakiegoś czasu marzę o tym, żeby kiedyś być kimś
i robić to, co naprawdę kocham. Kiedy parę lat temu poprosiłem mamę, aby kupiła
mi jakiś instrument, odesłała mnie z kwitkiem. Niby pieniędzy nie mieliśmy. Ale
ja wiedziałem swoje. Tata regularnie płacił niemałe alimenty na mnie i Gemmę
odkąd się rozwiedli, i nigdy na nic nam nie brakowało. Chociaż, jak to się
mówi, na pieniądzach także nie spaliśmy. Od tamtej pory nigdy więcej nie
wspominałem o swoich marzeniach, tylko pozwalałem im tułać się po mojej głowie.
- Piosenkarzem? – zapytał Louis po chwili ciszy. – Ale
wiesz, że gdybyś był sławny, musiałbyś liczyć wydatki? To też matematyka.
Oboje roześmialiśmy się głośno w tym samym momencie,
powodując, że chwilowe napięcie, które poczułem, odpłynęło w niepamięć. Mogłem
być w pełni swobodny przy Louisie. Czułem zaufanie do niego, dużo większe niż
do reszty przyjaciół.
- Zaśpiewasz mi coś? – zapytał Louis nieoczekiwanie.
Zaśmiałem się niezręcznie, pocierając dłonią kark.
- Trochę się wstydzę, nie ukrywam – zacząłem cicho, unikając
wzroku Louisa.
- Och, Hazza, nie bądź taki! Najpierw mówisz o takich
pasjach, a potem dodajesz, że się wstydzisz? Jak możesz?
Uniosłem głowę, patrząc w oczy Louisa i zastanawiając się,
dlaczego mu tak zależało. Jaki miał cel w tym, aby mnie usłyszeć? Może chciał
wykorzystać moment, kiedy nie potrafiłem zamknąć ust i nie mówić niczego, co
nie powinno zostać wypowiedziane? A może chciał to wykorzystać kiedyś przeciwko
mnie, gdybym się zbłaźnił przed nim, śpiewając jakiś nic nieznaczący utwór?
- Nie wiem nawet, co mógłbym ci zaśpiewać – mruknąłem
,starając się w pewien sposób wybrnąć z tej niekomfortowej dla mnie sytuacji.
- Pierwsze, co przychodzi ci na myśl? Ulubiona piosenka?
Usłyszana dzisiaj w radiu? Cokolwiek? – Proponował Louis.
- Torn.
- Torn? – powtórzył Louis, unosząc pytająco brew. – Boże,
słuchasz babskich piosenek o rozstaniach? – zapytał, siadając na biurku.
- Nie! – zaprzeczyłem od razu. – Piosenka często jest
puszczana w radiu i kiedy jeździmy z mamą na zakupy i ją słyszę, słowa same
zapadają w pamięć i…
- Żartowałem tylko – wtrącił z uśmiechem. Odetchnąłem z
ulgą, przeczesując dłonią grzywkę, która opadła na moje oczy. – Właściwie… to
dosyć ciekawe. Śpiewaj.
Nie widziałem żadnego odwrotu. Pomimo żartu Louisa, który
wziąłem na poważnie, nagle przestałem się czegokolwiek obawiać. Myślę, że po
prostu w Louisie było coś, co sprawiło, że mniej się obawiałem. Jasne,
pozostały pewne wątpliwości, które zasiali we mnie przyjaciele. Przy nich
musiałem uważać na słowa, a przy Louisie? Jakoś mniej dbałem o to.
Wziąłem głęboki oddech, śpiewając pierwsze słowa piosenki. Z
początku brzmiały zdecydowanie nieśmiało, ale zamykając oczy, dodałem sobie
pewności siebie. Starałem się wyciszyć umysł i zapomnieć, że ktoś przy mnie
był. Próbowałem wyobrazić sobie, że jestem sam w domu i mam pełną swobodę na
śpiewanie. Dopiero przy pierwszych słowach refrenu otworzyłem się na tyle, że
śpiewałem głośniej i odważniej, w zupełności wczuwając się w muzykę, którą
słyszałem w mojej wyobraźni.
Skończywszy refren, otworzyłem gwałtownie oczy, szukając
wzrokiem Louisa. Wciąż siedział na biurku. Głowę miał opuszczoną, a oczy
utkwione w swoich dłoniach. Zapadła pomiędzy nami chwilowa cisza, która z
każdą, ciągnącą się w nieskończoność sekundą, stawała się dla mnie ciężka do
zniesienia.
Odchrząknąłem, chcąc przerwać ją.
- Tak…
- Podobało mi się – przyznał Louis, w końcu spoglądając na
mnie. Dostrzegłem w jego oczach niepewność, pomieszaną z podziwem. Byłem
zaskoczony, zauważając te emocje. Jednocześnie gdzieś wewnątrz czułem dumę. –
Idź do jakiegoś talent show. Będę najgłośniejszym kibicem na widowni.
Roześmiałem się swobodnie, potrząsając głową.
- Przestań. Tak tylko mówisz. A gdyby doszło co do czego, uciekłbyś
stamtąd, nie chcąc patrzeć, jak się kompromituję.
- Mówię prawdę, Harry. Uwierz mi.
Skinąłem głową, uśmiechając się pod nosem. Chyba naprawdę
nie miałem powodów, żeby podważać zdanie Louisa. Nawet gdybym bardzo nie chciał
mu wierzyć, nie potrafiłbym, przyznaję. Wystarczy spojrzeć na niego i
zapominasz o wszystkim, wierząc mu. Prawda kryła się w jego spojrzeniu i ono
nie kłamało. Nawet gdyby Louis chciał kogoś oszukać, pewnie nie byłby w stanie
tego zrobić.
- Dziękuję – odparłem nieśmiało.
- Zmieńmy temat i bądźmy na chwilę jak dziewczyny. – Louis z
wyraźnym podekscytowaniem poprawił się na biurku, upijając trochę soku. Spojrzałem
na niego z zaskoczeniem. – Słyszałem, że byłeś na randce z Nancy. No, opowiadaj
jak było.
- Zupełnie jakbym słyszał siostrę i jej przyjaciółkę. –
Przewróciłem teatralnie wzrokiem, wzdychając głośno. Oboje roześmialiśmy się.
- Nieważne, wychowałem się wśród dziewczyn, nie zarzucaj mi
niczego – dodał obronnie. – Ale naprawdę ciekawi mnie jak było.
Zanim się zorientowałem, opowiadałem Louisowi szczegółowe
streszczenie z naszej piątkowej randki. Tak bardzo zatraciłem się w tym, że nie
zauważyłem nawet, że Louis milczy, nie wtrącając żadnego komentarza. Jedynie
potakiwał głową z powagą, kiedy spoglądałem na niego. Przedstawiłem mu Nancy w
najbardziej złym świetle, w jakim można było postrzegać osobę uważaną przez
wielu za idealną. I nie czułem się z tym dobrze, bo wiedziałem, że to jest złe.
Ale to sprawiło, że poczułem się lepiej. Dodatkowo było mi lżej, że mogłem o
tym powiedzieć drugiej osobie.
- Jest trochę pusta, zapatrzona wyłącznie w siebie. A
szukając chłopaka ma ochotę na kogoś, kto będzie się prezentował przy niej
idealnie. A ja raczej nie nadaję się do tej
roli – dodałem na koniec, odrywając wzrok od podwórka przed domem, gdzie
bawiły się bliźniaczki wraz z najstarszą z sióstr.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony Louisa, obejrzałem
się przez ramię. Dostrzegłem jego zmieszany wyraz twarzy. Zaniepokoiło mnie to,
ale w tym samym momencie w mojej głowie zaświtała pewna myśl.
- Ja ją tutaj obsmarowuję, a ty nawet nie każesz mi
przestać.
- Dlaczego miałbym to zrobić? – spytał zaskoczony.
- Bo ci się podoba i na pewno postawiłem cię teraz w
niezręcznej sytuacji – wyjaśniłem. Trafiłem w dziesiątkę. Louis zarumienił się,
obracając głowę w przeciwną stronę.
- Jak na to wpadłeś? Nawet Benowi o tym nie powiedziałem i…
- Nie jestem taki głupi, za jakiego wszyscy mnie
postrzegają. – Uśmiechnąłem się, wcale nie będą urażony, że Louis choćby przez
chwilę mógł tak pomyśleć.
- Przepraszam.
- Zapomnij. Nie masz za co. – Podszedłem do niego. – Więc?
Dlaczego mi nie przerwałeś?
- Bo uświadomiłeś mi, że prawdopodobnie źle ulokowałem
uczucia.
Korepetycje były do przewidzenia, ale nie przywiązujcie się do nich. Nie wokół tego będzie się kręciła całość. Larry'ego jeszcze nie dostaniecie takiego, jakiego oczekujecie, z góry wybaczcie. Mamy nadzieję, że się spodoba. :3
O informowaniu to wiecie - nick z tt (gdyby ktoś zmieniał to też proszę mi gdzieś o tym napisać, inaczej na pewno pominę) albo gg w kom albo tutaj.
Mi jak na razie te początkowe rozdziały się bardzo podobają, oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńFajnie tylko wiecie... Ja chcę Larrego już! Teraz i tu! :D nie no dziewczyny jesteście bardzo utalentowane<3<3<3
OdpowiedzUsuńkorepetycje korepetycjami, ale to pewnie właśnie one zbliżyły naszych bohaterów do siebie :) mam nadzieję, że teraz będą utrzymywać lepsze kontakty ze sobą :D tym bardziej, że Lou musi się 'odkochać' w tej Nancy i Harry mógłby mu w tym pomóc :>
OdpowiedzUsuńrozdział jak najbardziej udany! uwielbiam to opowiadanie! <333
czekam na kolejną część! ;**
@JLS_GotMyLove
Jedno, wielkie ŁAŁ! Jakoś po cichu tak na to wszystko liczyłam :3 Niby takie nic, ale aww!
OdpowiedzUsuńW ogóle Hazz tak fajnie otworzył przed Lou'im z tym śpiewaniem. A później Boo mówi o tej Nancy, że jemu się podoba. Wrr! :D No i co? Ciekawi mnie to co go tak zmieni, że zacznie "inaczej" patrzeć na Loczka.
Mmm... może nie taki Larry na jakiego czekamy, ale bardzo mi się podobało. Czekamy, czekamy na następny! Kocham cię dziewczyno <3
@amazaynnie
Boski! <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to w jaki sposób przedstawiasz relacje między Lou i Harry'm ;)
Czekam nn ;)
Zastanawiam się, czy rozpoczynam każdy swój komentarz na tym blogu od słów, że bardzo mi się podobało i rozdział rewelacyjny... Muszę to sprawdzić :)
OdpowiedzUsuńPrzeczuwałam małe korepetycje :) A swoją drogą, bardzo podoba mi się Louis jakiego stworzyłaś. Taki sympatyczny, troskliwy i ciepły... Do rany przyłóż :) I nasz zagubiony Harry. Uwielbiam czytać o tym wszystkim co dzieje się w jego głowie. Nigdy nie mam dość. Ja też czekałam na Larry'ego, ale podoba mi się taki powolny rozwój wydarzeń. Ma to w sobie jakąś magię. No i w tym rozdziale nie było już denerwujących mnie postaci, ani fałszywych przyjaciół, więc mogę się po prostu zachwycać każdym jednym zdaniem. Chciałabym, by Harry w końcu zrozumiał, komu tak naprawdę zależy na jego szczęściu i marzy mi się więcej Zialla i tej ich magicznej przyjaźni. To przecież coś, co Harry w nich podziwia i czego zazdrości. Ale może przy Louisie pozna jej przedsmak? Jak zawsze po lekturze twojego opowiadania milion myśli kłębi mi się w głowie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę wielu genialnych pomysłów
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Harry i jego trudności z matematyką.... taa skąd ja to znam xd Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńhttp://larry-stylinson-cos-we-are-the-same.blogspot.com/ (nowy)
No cóż trzeba przyznać , że opowiadanie jest genialne. W ogóle niesamowicie piszesz. Trafiłam kiedyś na twoje opowiadanie na onecie i zakochałam się w nim. Dopiero kilka dni temu odkryłam , że dziewczyna która pisze niesamowite bromance jest też dziewczyną od mojego ulubionego opowiadania. :)
OdpowiedzUsuńwe-go-to-heaven.blogspot.com - wpadnij jak będziesz miała czas <3
Z góry przepraszam za to, że nie zostawiłam po sobie niczego pod poprzednim rozdziałem, ale zwyczajnie byłam zbyt zabiegana, by móc znaleźć jakąkolwiek chwilę na sklecenie kilku sensownych zdań. Dlatego postaram się nadrobić wszystko tutaj, chociaż nie sądzę, by byłoby to jakoś nadzwyczaj interesujące. No ale dobra...
OdpowiedzUsuńNie będę zbytnio oryginalna pisząc, że rozdział jest po prostu fantastyczny. Ale nie da się ukryć, że po prostu taki jest i... cóż, dosadniej się tego nie da określić. Podoba mi się, że relacja pomiędzy nimi rodzi się bardzo powoli, że właściwie jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego, co czują. Zwłaszcza Harry, który jako narrator praktycznie wyraża swoje uczucia, niemniej jednak, nie potrafi do końca ich zrozumieć. Jest tak zaplątany we własnej egzystencji, tak zagubiony we własnym JA, że... Kurczę, to nadaje wszystkiemu taki realny charakter. Bo czyż życie nie łączy się z nieustannymi wątpliwościami i próbami znalezienia odpowiedzi na dręczące nas pytania.?Ehhh, zaczynam myśleć filozoficznie i przez to już odbiegłam od tematu. Generalnie chciałam się wypowiedzieć na temat całego charakteru opowiadania. Bo okropnie mi się podoba. Jest trochę inny od poprzednich opowiadań, ale... niesamowity. Wszystko jest utrzymane w realnym, takim rzeczywistym tempie. Zupełnie, jakby działo się tuż obok. W dodatku wasze opisy pozwalają na idealne i bardzo szczegółowe wyobrażenie sobie całej sytuacji. Nie wiem czemu, ale najbardziej utknął mi w głowie moment jak Harry siedział na szkolnym parapecie. Teraz idąc szkolnym korytarzem niemalże na każdym parapecie oczami wyobraźni widzę jego sylwetkę i... ohhh, no nieważne. Poniosło mnie :).
W każdym bądź razie ogromnie podziwiam Wasz talent do tak... rzeczywistego opisywania wszystkiego. Sama tak nie potrafię, co mnie ogromnie irytuje. Bo uwielbiam takie historie, które po prostu same nasuwają na myśl taką... realność. Pospolite (w pozytywnej wymowie tego słowa) dialogi, przeprowadzone sprawnie, cała otoczka wokół nich, nadająca wszystkiemu odpowiedni charakter... Niestety, takich opowiadań jest naprawdę niewiele. Osobiście znam jedynie ze trzy takie.
Ale, ale, znowu się rozpisze, a generalnie i tak niewiele będzie z tego wynikało. Więc generalnie chciałam powiedzieć, że po prostu zachwycam się wszystkim od początku do końca, z niecierpliwością czekając na ciąg dalszy. Wprawdzie tempo jest stosowne - nic na siłę, przecież Harry musi dojrzeć do całej sytuacji, zrozumieć siebie i wyciągnąć odpowiednie wnioski odnośnie swojego (niezbyt rozgarniętego) towarzystwa. Ale mimo wszystko nie mogę się doczekać, kiedy w końcu odkryje, że to, co czuje do Lou nie można nazwać jedynie przyjaźnią.... bo tak będzie, prawda.?
Hm, szczerze mówiąc, to nie jestem tego tak do końca pewna. Nie wszystko do końca rozumiem, dużo rzeczy jest dla mnie owiane delikatną mgłą tajemniczości, w której nie bardzo wiem jak się odnaleźć. Niby wszystko jest wymowne - historia o Larrym itd... Tylko czekać na jakieś uczucie. Ale Wasz sposób pisania pozostawia we mnie jednak pewną nutę niepewności. Wszystko dzieje się w ten sposób, że... no praktycznie rzecz ujmując mam ogromne wątpliwości co do dalszego rozwoju akcji. Bo w zasadzie to Wy jesteście autorkami i generalnie w Waszych rękach leży los całego opowiadania. Ja mogę jedynie wyrażać opinię, licząc choć na cień zrozumienia. Tak więc... Piszcie dalej, bowiem jestem ogromnie ciekawa jak Harry odwdzięczy się Lou za tak udane korepetycje ;).
A jeśli któraś z Was znalazłaby wolną chwilę, serdecznie zapraszam do mnie. Ogromnie ucieszyłam się z Waszej opinii pod prologiem. Nie zdajecie sobie sprawy jak to miło było poczuć się docenionym przez kogoś, kogo się generalnie podziwia. Wiem, że z pewnością poświęcacie wiele czasu innym blogom, więc mój mógł Wam wylecieć z pamięci, ale mimo wszystko... Z niecierpliwością czekam na chociażby słowo uwagi odnośnie pierwszego rozdziału.
http://what-hurts-the-most-by-louise.blogspot.com/
Z góry dziękuję ;*
Jak zwykle niesamowity!
OdpowiedzUsuńNo, ale jak to ja... no dajcie mi rzesz chociaż odrobinę ich noooo!
Ja tak ładnie prooooooszę : )
uwannasaygoodnight.blogspot.com
To opowiadanie czyta sie wysmienicie.
OdpowiedzUsuńDokladnie opisjecie uczucia.
Rozmowy bohaterow sa na luzie, ale i napisane poprawnie co sprawia ze zaglebiam sie w lekturze...xx
Bardzo mi si podoba i z nie cierpliwosia czekam na nexta.
Pozdr.
larryisforever.blogspot.com
O Boższsz! Wy wiecie jak ja was kocham prawda? Nie no na pewno wiecie! Byłam z Wami przez wszystkie opowiadania i na pewno tak zostanie jeszcze na długooooo!
OdpowiedzUsuńhttp://one-direction-ziall.blogspot.com/
ciesze się że nie będzie od razu Larry'ego, ogólnie nie wiem co napisać o rozdziale, miło się czyta, na początku myślałam że harry zaśpiewa isn't she lovely w wersji isn't he lovely :D
OdpowiedzUsuńLovciam ;**** :D
OdpowiedzUsuńlarrystylinsonforeverinmyheart.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńo mamo *_______* podoba mi się :>
OdpowiedzUsuńmogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach ?
@meciaaak
przeżyłam dziś zawał, jak weszłam na tego bloga i zobaczyłam, że "został usunięty" o.o teraz działa, a ja odetchnęłam z ulgą. dlaczego tak było?
OdpowiedzUsuńja o mało płakać nie zaczęłam w busie, jak zobaczyłam na telefonie, że blog nie istnieje! :O (poważnie, kopi SLYG ani TTR już nie mam, INC jeszcze w koszu bym znalazła, ale tamto przepadłoby bezpowrotnie ._.) nie wiem, co się stało, ale mi e-mail zablokowali i automatycznie blogi 'usunęło'. dopiero teraz jak wróciłam to próbowałam odzyskać i udało mi się. na szczęście.
Usuńboże, to dobrze. ja naprawdę tak się przestraszyłam, że szok XD wiesz co, teraz lepiej zapisz te wszystkie opowiadania, tak na wszelki wypadek XD
Usuńjuż się za to zabieram. ;d
UsuńJezus Maria, całe szczęście, bo już myślałam, że cię udusze za usunięcie bloga ^^ uff
OdpowiedzUsuńświetny blog *.* nie mogę się odczekać następnego rozdziału :D jeśli można to informujcie mnie na tt (@patka_love_1d) z góry dzięki :*
OdpowiedzUsuńHakuna Matata One Direction Wymiata - H . M . O . D . W !
OdpowiedzUsuńnowy na my-reality-is-your.blogspot.com ! ;) i obiecuję ze jutro skomentuje wasz rozdział, bo juz przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńAwwwwww fajnie piszecie ... a ja wam zazdroszcze... zazdroszcze wam takiego talentu do tak zajebistego pisania!
OdpowiedzUsuń