Dni do ferii mijały zaskakująco szybko. Relacje pomiędzy mną
a Mattym wydawały się znacznie poprawiać. Cóż, tak przynajmniej mi się
wydawało. Chłopaki naprawdę traktowali mnie, jak gdyby nigdy nic. Nikt nie
wspominał o imprezie, a ja nie wnikałem w powody mojego braku zaproszenia.
Spędziłem sylwestra z Louisem. Może to nie było coś niezwykłego, ale w końcu
przez cały czas się śmialiśmy i żartowaliśmy. Nie pamiętałem już, kiedy
ostatnio takie chwile gościły w moim życiu.
Dwa tygodnie wolnego spędziłem u taty. Byłem tam tylko ja.
Gemma została w Holmes Chapel pod pretekstem nauki; jak zwykle zresztą. Ale
mama nie miała żadnych powodów, żeby jej córka na siłę spędzała czas z tatą.
Była pełnoletnia i była odpowiedzialna.
Spróbowałem też złapać mamę na ten tekst z nauką. Ale mi nie
uwierzyła. Wiedziała doskonale, że ja tylko próbowałem się wymigać od spotkania
z ojcem. Cóż, pierwszy semestr poszedł mi słabo. Średnia poniżej czterech w
rodzinie Stylesów nie wchodziła w grę. I dlatego na mój dwutygodniowy pobyt u taty
mama zaopatrzyła mnie we wszystkie możliwe podręczniki, z których miałem słabe
stopnie. Zanim wyjechałem, podjąłem ostatnią próbę.
- Będzie mi ciężko się skupić na nauce u taty.
- Nie kłam – warknęła ostro. – Wiem, że Des wychodzi na całe
dnie do firmy, wraca dopiero po szesnastej, a w tym czasie będziesz siedział
sam. Chyba nie myślisz, że dwa tygodnie spędzisz na kompletnym obijaniu się?
Nie rozumiałem, jak mama mogła pomyśleć, że choć na chwilę
siądę do nauki w tym czasie.
Sądziłem także, że nie zauważy, jak drastycznie się
zmieniłem podczas wszystkich weekendów spędzonych z ojcem. A tym bardziej po
tych dwóch tygodniach.
Ale zauważyła.
Wróciłem z Londynu zupełnie inną osobą. Niekoniecznie
zmieniłem się na dobre. Chociaż w mniemaniu mojej mamy tak właśnie było. Nie
kłóciłem się z nią z byle powodu. Praktycznie nie otwierałem ust, a jeśli już,
byłem bardzo miły. Anne nie pamiętała, kiedy nasze relacje były takie idealne jak wtedy. Tym razem nie grałem
na siłę swojej uprzejmości. Po prostu zmęczyło mnie wszystko i nie miałem siły
na walkę, gry słowne czy kłótnie, mając świadomość, że nigdy nie pozwolą mi
postawić na swoim.
Najgorszym było, że Louis zauważył moją zmianę. Z tym, że on
widział w tym coś więcej, niż mój charakter, który pokazywałem na zewnątrz.
Doceniałem wszystko, co robił, ale nie umiałem tego okazać. Wtedy coraz
częściej zaczynałem myśleć o powiedzeniu Louisowi o wszystkim. Ulżyłoby mi,
wiedziałem to. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej broniłem się przed myślą,
że w rzeczywistości mam tylko jego. Brzmi absurdalnie, ale wtedy byłem tego
pewien. Przecież rodzinę straciłem wieki temu. A moja paczka? Paczkę też
straciłem po tych dwóch tygodniach pobytu w Londynie. Matty znalazł sobie na
moje miejsce nowego kolegę. Nagle zainteresował się Nathanem Parkerem, z którym
wcześniej utrzymywał drobne stosunki.
Mnie odstawili na najdalszy tor.
Unikali mnie jak ognia.
Ale właściwie… nie przeszkadzało mi to. Można powiedzieć, że
było mi to na rękę.
Wtedy sam zamknąłem się do reszty na otoczenie. Nie
cierpiałem w sobie tych wahań nastroju. Louisa też odtrącałem, chociaż on
jedyny był mi bliski. Próbował dociec
przyczyny mojej zmiany. Widział, że coś niedobrego się ze mną działo. Byłem
zrozpaczony, unikając go, przez co częściej zacząłem wagarować, bo wiedziałem,
że nie zniosę jego smutnego i zmartwionego spojrzenia, gdybyśmy się spotkali na
szkolnym korytarzu.
W któryś marcowy poniedziałek, kiedy chciałem pospiesznie
opuścić budynek szkoły i ponownie uniknąć rozmowy z Louisem, ktoś mocno złapał
mnie za przedramię, co sprawiło mi niemało bólu. Syknąłem głośno, mocno
wyszarpując dłoń. Nie kontrolowałem tego. Zanim spojrzałem na osobę, która
nieświadomie była sprawcą mojego bólu, puściłem wiązankę przekleństw pod jej
adresem, wyładowując swoją bezpodstawną złość.
- Przepraszam, Hazz. Chciałem tylko…
Słysząc pierwsze słowa, wiedziałem, że właśnie wyzwałem od
najgorszych Louisa. Byłem zażenowany całą tą sytuacją i zapragnąłem zniknąć
stamtąd raz na zawsze.
- Zapomnij. Spieszę się, pogadamy jutro – dodałem na
odchodne, w mgnieniu oka znikając na klatce schodowej.
Ciągle trzymałem dłoń w miejscu, gdzie Louis mnie dotknął.
Czułem pulsujący ból, który wydawał się zagłuszać wszystko wokół. Jakbym nagle
znalazł się w próżni, a wokół nikogo nie było. Delikatnie rozmasowywałem bolące
miejsce, starając się myśleć o rzeczach najmniej istotnych.
*
Do domu dotarłem wcześniej niż zazwyczaj. Z pewnością
przyczynił się temu bieg, którym pokonałem drogę. Udałem się prosto do pokoju,
gdzie miałem zamiar pograć na gitarze, którą znalazłem na strychu kilka dni
wcześniej. Zaintrygował mnie fakt, że mój dziadek grywał. Znalazłem też jego
zeszyt z akordami i próbowałem się z niego czegoś nauczyć. Marnie mi szło i
często myliłem się, ale sprawiało mi to wiele zabawy. I pozwalało zapomnieć dosłownie o wszystkim.
- Czy możesz przestać? Próbuję się uczyć, jutro mam ważny
test i nie mogę go zawalić przez ciebie! – Rozzłoszczony głos mojej siostry
rozbrzmiał z pokoju obok.
- A co mnie to interesuje! – odkrzyknąłem, marszcząc brwi.
Wstałem, specjalnie z hukiem zatrzaskując drzwi, żeby
pokazać siostrze, że ja też mam prawo do spędzania wolnego czasu w dowolny
sposób. Zanim jednak zdążyłem usiąść z powrotem na łóżku z zamiarem ponownego
grania, Gemma weszła do pokoju.
- Słuchaj, no. Nie interesuje mnie, że masz dzisiaj zły
humor i to od samego rana! Mógłbyś sobie chociaż odpuścić i dać innym skupić się
na nauce. To, że ty masz głęboko w dupie swoją przyszłość nie oznacza, że ja
mam skończyć równie marnie jak ty. Więc odłóż łaskawie tą gitarę i przestań
udawać, że się tym interesujesz, i daj mi się uczyć! – wypowiedziała jednym
tchem, wyraźnie zdenerwowana.
- Cóż – wstałem, kładąc gitarę na łóżku i podchodząc do
niej, aby wyprosić ją z pokoju i zamknąć drzwi na klucz. – Jak widzisz, oboje
mamy dzisiaj zły humor, ale ja, w porównaniu z tobą, umiem to kontrolować i nie
krzyczę na cały dom, jak skończoną idiotką jesteś – dodałem spokojnie. – A
teraz wynoś się z mojego pokoju, wracaj do nauki i nie zawracaj mi więcej dupy!
- Wiesz co? – Jej głos powoli zaczynał drżeć ze
zdenerwowania. Wiedziałem, co nastąpi. Nasze wymiany zdań często kończyły się
wulgaryzmami, kiedy docinki nie pomagały.. – Nie wiem, co się z tobą stało, ale
ostatnio stałeś się kawałem sukinsyna!
- Sukinsyn to nas spłodził! Nie moja wina, że geny są
dziedziczne.
- Harry! – oburzony głos matki, która właśnie wpadła do
mojego pokoju ze słuchawką w dłoni, przestraszył mnie. Cofnąłem się o krok,
otwierając szerzej oczy. – Jak możesz tak mówić, gówniarzu? Powinieneś mieć
odrobinę szacunku do rodziców! Gemma ma rację. Ostatnio zachowujesz się,
jakbyśmy ci wszyscy przeszkadzali. Wydaje mi się, że gdybyś miał taką
możliwość, sprzedałbyś nas za pieniądze, byleby nas nigdy więcej nie widzieć! –
krzyknęła ciszej, nie chcąc, żeby osoba, z którą rozmawiała, usłyszała to.
Odetchnąłem głęboko, patrząc naprzemiennie na siostrę i
mamę. Czułem ogromną wściekłość, że znów były przeciwko mnie. A już szczególnie
mama. Zawsze brała stronę mojej siostry, a ze mną nigdy się nie liczyła. Nigdy
nie starała się dotrzeć do mnie, zrozumieć, podjąć próbę wspólnego rozwiązania
problemów. Miałem wrażenie, że to ja im przeszkadzałem, a nie odwrotnie.
- Nie wydaje ci się – powiedziałem cicho, mijając je obie i
wychodząc z pokoju.
- Zaraz, coś ty powiedział? – Anne wyrwała się z osłupienia,
które wywołane było moimi słowami. – Harry! Wracaj, nie skończyliśmy! – Wybiegła
na korytarz chcąc mnie zatrzymać, ale ja znajdowałem się już przy drzwiach
frontowych, ubierając trampki. – Harry, nie wychodź! Musimy porozmawiać! Wracaj
tu, Harry! Cholera jasna, Harry!
Trzasnąłem drzwiami, nie odwracając się. Wraz z tym gestem
poczułem… pustkę. To nie tak, że ich nie kochałem. Po prostu odkąd paczka
zaczęła mnie odtrącać oraz ojciec wrócił i regularnie urządzał z mojego życia
piekło, przestałem nad sobą panować. Swoim zachowaniem chciałem odtrącić ludzi,
żeby nie dowiedzieli się, że taki gówniarz jak ja też ma problemy.
Zatrzymałem się na krótką chwilę na moście, łapiąc mocno
barierki. Wychyliłem się lekko, obserwując spokojną rzekę. Wtedy pierwszy raz
przyszła mi do głowy myśl, że skończenie tego wszystkiego raz na zawsze byłoby
najprostszym wyjściem. Nie miałbym już więcej zmartwień, kłopotów, problemów…
Nie czułbym się osamotniony, niekochany, nigdzie niechciany. Nie miałem
niczego. Rodzina na pewno nie chciała mnie więcej znać. A co, jeśli mama
zechce, żebym zamieszkał u ojca na stałe i uczył się w Londynie? To była
ostatnia rzecz, która mogłaby się wydarzyć. To nie mogło mieć miejsca.
- Chłopcze? Wszystko w porządku? – Głos staruszki, która
pojawiła się obok mnie znienacka, wyrwał mnie z zamyślenia.
Dopiero wtedy dostrzegłem, że stałem na barierce i
niebezpiecznie wychylałem się poza nią. Zszedłem na beton, kiwając głową.
- Tak. Ja, um… Wpadł mi tutaj zegarek i myślałem, że może
spadł gdzieś na dno, ale widocznie rzeka go zabrała – skłamałem gładko. –
Przepraszam, pójdę już.
*
Zatrzymując się przed drzwiami domu Louisa pomyślałem, co
ja, do cholery, wyprawiam? Dlaczego przyszedłem akurat do niego? Dlaczego moje
nogi same mnie tam zaprowadziły? Tym bardziej otworzyłem szerzej oczy, kiedy
zapukałem, a chwilę potem w drzwiach pojawiła się mama mojego przyjaciela.
- Dzień dobry, słońce. – Przywitała mnie uśmiechem.
- Dzień dobry, Louis już jest?
- Powinien być za chwilę. Pisał trzy minuty temu, że wsiadł
do autobusu – odparła, przepuszczając mnie w drzwiach.
- Mogę zaczekać w jego pokoju?
- Oczywiście, nie krępuj się.
Przekraczając próg sypialni mojego przyjaciela poczułem…
spokój? Całe pomieszczenie wypełnione było zapachem perfum, których używał.
Zawsze dało się je wyczuć, kiedy się tam wchodziło. To w pewien sposób
przypominało o jego obecności w pomieszczeniu. Choć jak dziwne by się to mogło
wydawać.
Westchnąłem, siadając przy biurku. Wziąłem do ręki zeszyt,
leżący w rogu i otworzyłem go. Na pierwszych stronach dostrzegłem działania matematyczne
zapisane moim pismem. Uświadomiłem sobie, że to ten sam brudnopis, w którym
rozwiązywałem przykłady kilka miesięcy wcześniej. Przeglądnąłem cały, na samym
końcu dostrzegając krótką notatkę, sporządzoną koślawym pismem mojego
przyjaciela.
Natalie Imbruglia –
Torn.
Uśmiechnąłem się wspominając piosenkę, którą odważyłem się
po raz pierwszy zaśpiewać przy przyjacielu. Tak naprawdę nie był do żaden
spontaniczny wybór. Wtedy ta piosenka idealnie odzwierciedlała moje
samopoczucie.
Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu cieszyłem się, że
nie rozumiałem matematyki do tego stopnia, że zostałem zmuszony do uczęszczania
na zajęcia pozalekcyjne. Gdyby nie to, nie poznałbym bliżej Louisa. I Bóg wie,
gdzie bym się znajdował w tym momencie.
Wstałem, przechadzając się po pokoju. Od niechcenia omiotłem
wzrokiem całe pomieszczenie, na koniec siadając na skraju łóżka. Zaraz jednak
położyłem się na nim. Mój wzrok został utkwiony w okno. Obserwowałem wolno
płynące obłoki. Cieszyłem się, że za oknem przyroda wracała do życia. Miałem
nadzieję, że ten najbardziej fatalny okres w moim życiu prędko się skończy.
*
Nie wiedziałem, kiedy zasnąłem, ale gdy otworzyłem oczy,
wokoło zapadł już zmierzch, a przy biurku siedział Louis pochłonięty
odrabianiem pracy domowej. Włączona lampka nie dawała mu dostatecznie dużo
światła. Poprawiłem koc, którym Louis mnie przykrył. Wydawało mi się, że nie
był świadomy tego, że się obudziłem, dlatego bez skrępowania wpatrywałem się w
profil jego twarzy, dopóki nie dostrzegłem, że powoli unosi kąciki ust ku
górze, odsłaniając zęby.
- Obserwujesz mnie?
- Tylko trochę – odparłem wymijająco.
Moje policzki niemal natychmiast przybrały rumieńców.
Podszedłem do przyjaciela, pochylając się nad jego ciałem. Sprawdzałem, co
robił. I nie byłem w błędzie – Louis naprawdę kończył pisać wypracowanie z
angielskiego. Zerknąwszy przelotnie na plan lekcji dostrzegłem, że tą lekcję
miał dopiero we środę. Czyli miał masę czasu na odrobienie zadania domowego.
- Naprawdę nie masz ciekawszych zajęć? – zapytałem ze
zdziwieniem.
- Pewnie mam – odparł, wkładając długopis pomiędzy kartki zanim
zamknął książkę, aby później mógł łatwo odnaleźć potrzebną mu stronę. Spojrzał
na mnie przez ramię, domagając się wyjaśnień. – Dlaczego tutaj przyszedłeś?
Sądziłem, że nie chcesz mnie widzieć.
- Przepraszam – zdołałem wypowiedzieć, zanim mój głos się
załamał. Odwróciłem się, biorąc głęboki oddech i przechadzając się w głąb
pokoju. – Miałeś prawo tak myśleć, bo zachowałem się jak skończony dupek.
- Każdy może mieć lepsze i gorsze dni.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Każdy może mieć lepsze i gorsze dni? – powtórzyłem. –
Naprawdę, Louis? Tyle masz mi do powiedzenia?
- Czego oczekujesz? Że każę ci się stąd wynosić? Że czuję
się dotknięty dzisiejszą sytuacją? – Westchnął, opuszczając spięte ramiona. –
Czuję się – szepnął. – Ale wiem, że musiałeś mieć poważny powód, żeby się tak
zachować. Nie działasz bez przyczyny. Nikt nie działa. – Wstał, podchodząc do
mnie. – W sylwestra jeszcze było okej. Potem… mam wrażenie, że z każdym dniem zaczynało
się coś psuć i popychać cię ku krawędzi.
- Niewiele brakowało, a spadłym z niej – wtrąciłem cicho.
- O czym ty mówisz? – zapytał z niepokojem. – Proszę,
powiedz mi.
Jego słowa niemal błagały mnie o to. Nie mogłem wytrzymać
dłużej. Łzy, które płynęły z moich oczu nie znalazły umiaru. Louis od razu
przygarnął mnie w swoje ciepłe ramiona, chowając w nich. Pomimo upokorzenia,
jakie czułem płacząc przy innej osobie, zdałem sobie sprawę, że to nie będzie
miało odwrotu. Że to był ten moment, kiedy cała prawda powinna wyjść na jaw. Objąłem
go mocno, szukając w nim ucieczki od tego wszystkiego, że on będzie tą osobą, która mi pomoże. Kontrola i
umiar były wtedy dla mnie bardzo odległe. Wypłakiwałem się, jakbym nie robił
tego od bardzo, bardzo dawna. Rzeczywistość była taka, że nie minął tydzień
odkąd ostatni raz zatapiałem twarz w poduszkę, tłumiąc szloch.
- Ciii, nie płacz już, proszę. Wszystko jest dobrze, jesteś
bezpieczny. Już ci nic nie grozi. Jestem przy tobie, Hazza, słyszysz? – Szeptał
Louis, gładząc moje plecy jedną dłonią. Drugą zaś wplótł w moje włosy, kołysząc
nami ostrożnie.
Wtedy nie zastanawiałem się nad sensem słów Louisa. Chociaż
jego zapewnienia o moim bezpieczeństwie powinny być dla mnie lampką
ostrzegawczą. Tak jednak się nie stało.
- To jest popieprzone – wymamrotałem, a mój głos został
stłumiony przez jego ciało. – Dzisiaj o mało się nie zabiłem.
- Co? Dlaczego? – zapytał powoli, mocniej zaciskając wokół mnie
ramiona, jakby próbował mi uświadomić, że więcej mi na to nie pozwoli.
- Bo sobie z tym nie radzę – szepnąłem cicho przez płacz,
układając brodę na jego ramieniu. Patrzyłem w ścianę za jego plecami. Mocniej
ścisnąłem materiał jego bluzy, nie chcąc tracić bliskości pomiędzy nami ani o
centymetr. – Czuję się, jakbym był zupełnie sam. Zawsze ciężko było mi się
dogadać z mamą, ale teraz to przechodzi ludzkie pojęcie. Dzisiaj dałem jej
jasno do zrozumienia, że nie zależy mi na niej ani na Gemmie. Selley’owie i
Mazzi już dawno odwrócili się do mnie plecami. Gdybym zniknął, nawet by tego
nie zauważyli. W szkole jestem outsiderem i gdyby nie ty, nie miałbym się do
kogo odezwać. I na dodatek… Na dodatek…
- Tata? – zapytał Louis. Na jego słowa cały się spiąłem, co
on od razu wyczuł. Odepchnął mnie na długość swoich rąk, wciąż trzymając dłonie
na moich ramionach. – Wrócił i nie potraficie odbudować relacji?
- Jeżdżę do niego w każde sobotnie popołudnie i wracam
następnego dnia późnym popołudniem. Teoretycznie powinno być lepiej, ale nigdy
tak nie będzie.
- Dlaczego?
- On… - urwałem, biorąc duży haust powietrza. Nie mogło mi to przejść przez gardło.
- Wiedziałem – szepnął sam do siebie.
Próbował złapać ze mną kontakt wzrokowy, ale za wszelką cenę
mu to uniemożliwiałem. Wtedy ujął moją twarz w dłonie, zmuszając do spojrzenia.
A kiedy moje wystraszone zielone tęczówki przecięły się z jego
szaroniebieskimi… Byłem pewien, że to było tylko kolejnym potwierdzeniem jego,
zapewne, słusznych teorii. Przecież nie tak trudno było dodać dwa do dwóch,
czyż nie? A Louis nie był głupi.
- Zdejmuj bluzę.
Jego słowa nie brzmiały jak prośba. On niemal żądał tego,
jednocześnie będąc przerażonym. Bał się tego, co mógł ujrzeć. Ale posłusznie
wykonałem jego polecenie, zostając w podkoszulku. Louis dostrzegł wielkie
siniaki na moich przedramionach i ramionach, które w tamtej chwili i tak
wyglądały znacznie lepiej niż wcześniej.
- Twój tata… och, cholera, wiedziałem.
Spojrzałem gdzieś w bok, zaciskając mocno powieki. Ponownie
czułem napływające łzy do oczu. Sińce, którymi pokryta była znaczna część mojego ciała,
były dla mnie przypomnieniem o ojcu każdego dnia. O jego słowach, które
wykrzykiwał podczas napadów furii oraz o sile, jaką przeważał nade mną. Łza,
która zdołała się uwolnić spod moich powiek, zatrzymała się na moim policzku,
kiedy poczułem dłoń Louisa ostrożnie sunącą po mojej ręce.
- Nie wiem, ile jeszcze zdołam wytrzymać – szepnąłem,
patrząc na niego.
- Musimy to przerwać – powiedział stanowczo, wierzchem palca
wskazującego ocierając łzę z mojego policzka.
- Nie, Lou! – zawołałem błagalnie, chwytając jego
nadgarstek, zanim zdążył go cofnąć. – Pod żadnym pozorem nie powiesz o tym
nikomu, słyszysz? Nikomu, Louis – dodałem z naciskiem. – Nie możesz mi tego
zrobić.
- Mam spokojnie stać i patrzeć, jak mój przyjaciel powoli
ginie w oczach? – zapytał z niedowierzaniem. – Mam patrzeć, jak się męczysz z
tym psychicznie? Jak cię to niszczy od środka, Harry?
- Louis… - szepnąłem, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z
jego oczu.
Louis z wahaniem skinął głową, a wtedy na mojej twarzy
pojawił się wyraz ulgi. Ciężko mi było ze świadomością, że czuł się źle ze swoją
decyzją. I to przeze mnie.
- Kto jeszcze wie?
- Tylko ty, ja i ojciec.
- Tak nie może być – powtórzył cicho Louis.
- Błagam – jęknąłem.
Nic nie powiedział. Po prostu objął mnie, przytulając i
szepcząc, że wszystko będzie w porządku, że mi pomoże i nikomu tego nie powie.
Uszanował moją prośbę. Pocałowałem go w policzek, cicho dziękując.
Przyznaję, że poczułem się dużo lepiej, kiedy powiedziałem o
wszystkim Louisowi. Nie zostawiłby mnie. Od tamtego momentu wiedziałem, że
Louis pozostanie ze mną bez względu na wszystko. Byłem głupi, że tyle z tym
zwlekałem, ale… naprawdę się bałem. Tyle razy zostałem odtrącony, że ten jeden
kolejny raz do reszty by mnie zniszczył.
A tak?
Miałem przeczucie, że wszystko może się dobrze skończyć.
Nie przeczytałam tego rozdziału jeszcze, bo jak wiemy hah pojawił się przed chwilą, ale ogólnie chciałam Wam powiedzieć, że mimo iż nie komentowałam to czytałam. I w sumie nie komentowałam bo nie chciało mi się zalogować hhaha, wybaczcie. A co do fabuły to hmm coś wyczuwam, tak jak i inni. Koledzy Hazzy niech się jebią, ważne że ma Louisa. I no za pewnie jeszcxze dojdzie do ich paczki Liam , no i Zayn i Niall. I cała piątka była by w komplecie.
OdpowiedzUsuńi przez to, że jestem zalogowana rowniez zapraszam do siebie na nowa czesc. my-reality-is-your.blogspot.com ;)
''Pocałowałem go w policzek, cicho dziękując.'' Awwwwww <3 9 świeetna! nie mogę się już doczekac 10 *.* @sparksss
OdpowiedzUsuńOkej, w końcu jakieś wyjaśnienie, tak. Co prawda, domyślałam się, jeśli chodzi o te siniaki i ojca Harrego, ale nadal nie mogę się domyślić, do czego brnie do opowiadanie. Śmiejcie się i mówcie, że jestem głupia, ale po prostu nie mogę nic wymyślić, co będzie dalej. Właśnie, Larry. Co się wydarzy? Jestem niesamowicie ciekawa i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. *.* lots of love xx
OdpowiedzUsuńKurna, no nie mogę... biedny Harry :(. jest mi teraz tak cholernie smutno... doskonale go rozumiem ... chyba już to mówiłam, ale cieszę się, że Lou jest z Hazzą wtedy kiedy trzeba, że jest dla niego i z nim. a jak Hazz pocałował Lou w policzek normalnie wymiękłam *__*. teraz będę się jeszcze bardziej niecierpliwić o nastepny odcinek, bo ja mam przeczucie, że dostaniemy prawdziwego Larry'ego, bo dostaniemy, prawda? :3.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;*
[1d-offcamera]
Ten roździał mnie powalił, jest niesamowity. Przepełniony bólem, cierpieniem Harrego a jednocześnie troską Louisa. Hazz jest tak strasznie zagubiony i bezsilny ale mam nadzieje że Lou mu pomoże.. Te sytuacje, niby przyjazne a jednak już trochę inne są wspaniałe. Przytulanie, pocałunek, to jak Lou otarł łzy z jego policzka. Jest to narazie moim zdaniem najlepszy roździał. Zaraz przeczytam go jeszcze raz.Nie wiem co mogę jeszcze napisać, czekam z niecierpliwością na kolejny i powtórze się jak zwykle. Uwielbiam ciebie, to jak piszesz i życze dużo weny x ~@pattiLovesNiall
OdpowiedzUsuńTo trzymanie w ramionach i przytulanie i calowanie w policzek bylo taki ... Awwwww
OdpowiedzUsuńWiedziałam że ten tata go bije :(
Nie moge się doczekać 10 !*-*
coś mi mówi że Lou i tak zrobić z tym coś bo nie będzie umiał na to patrzeć, ojciec Hazzy to skurwiel, i mam nadzieję że gdy rodzina Hazzy się w końcu ogarnie to będzie im okropnie głupio i sobie tego nie wybaczą rhejhsn. Kocham takiego Lou i właściwie pisze to w każdym komentarzu, ale taka prawda. Jestem ciekawa, skoro wszystkie te tajemnice zostały rozwiązane, jak wszystko dalej się potoczy:D loving-him-was-red
OdpowiedzUsuńWow. just wow. Nie lubię zbędnych słów, szczególnie po czymś takim. Nie lubię kiedy ktoś określa taki teks mianem "super" lub "świetne" bo wtedy jest w błędzie. To jest piękne i prawdziwe, dlatego tak różne od tego co fundują inne blogi poświęcone 1D. Jestem pod wrażeniem twojego talentu i tego jak umiesz go wykorzystywać. Wraz z kolejnym zdaniem, wzrasta we mnie niepokój, że za chwile, magiczny świat zniknie, ustępując miejsca brutalnej rzeczywistości. Dlatego chcę podziękować za to że mogę znaleźć chwilę przyjemności, pośród smutku świata. ♥
OdpowiedzUsuńGenialne *m*...
OdpowiedzUsuńNie umiem się rozpisywać tak, jak inni... więc ten komentarz, ech... musi wystarczyć... Wybacz. . __ .
Moge tylko napisać że wszystkie twoje dotychczasowe wpisy mnie powalają.To wciąga jak nie wiem co.Ptagnę tylko poprosić o wiecej Larrego.
OdpowiedzUsuńMogłabym pisać bardzo długi komentarz, ale podsumowując napisze tylko, że rozdział zajebisty. Biedny Harry ;( czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na my-independent-game.blogspot.com - niedługo powinien pojawić się nowy rozdział ;D
Na prawdę was podziwiam... Macie ogromną wyobraźnie i umiecie ją doskonale wylać na ''papier''. Domyśliłam się pare rozdziałów temu że ojciec bije Harry'ego bo daliście małą wskazówkę... Po tym jak ''przewrócił'' się u niego w domu a później powiedział że czuje się źle z tym że okłamał Lou nie miałam wątpliwości, ale z resztą nie daje sobie rady . Próbuje się domyśleć do czego zmierzacie, jak chcecie to rozwiązać ale nie mam zielonego pojęcia. Zawsze w różnych opowiadaniach wyrabiam sobie zakończenie i obserwuje czy się sprawdza. W waszych opowiadaniach tego się nie da robić. Trzymacie wszystko w ogromniej tajemnicy i to jeden z głównych powodów dlaczego ten blog jest moim ulubionym. Wszystkie wasze opowiadania są niesamowite i mam nadzieję że po tym nie zaprzestaniecie na nim pisać.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny. KOOOOOOOOCHAM WAS XD <3
rozdział jak zwykle świetny . i wzruszający , muszę przyznać . ta scena w pokoju Louis'ego była śliczna :) <3
OdpowiedzUsuńczekam na następny ^^
pozdrawiam ,
@musicGirl_xx
Bardzo fajny rodział ; )
OdpowiedzUsuńWreszcie sie wszystko wyjaśniło ; D
A ta scena w pokoju Lou BOSSKA ! . Oby tak dalej ! . ; >
Pozdrawiam ! . <3
@Ola_Poland
kocham was za tą książkę :)*
OdpowiedzUsuń@Cenedia
Teraz wszystko się wyjaśniło :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3 I love it <3
OdpowiedzUsuńNo... Ten rozdział dużo wyjaśnia. Alienowanie się Hazzy. Pokazuje też jednak jak silna więź wytworzyła się między chłopcami przez ten czas. Dobrze, że Lou okazał się inny niż reszta paczki Harry'ego i jemu może naprawdę zaufać. :D
OdpowiedzUsuńHej! :) No jak wiesz Wiem, wiem... późno. Ale obiecałam i muszę dotrzymać obietnicy. Mogę iść później spać. Jutro na 3 lekcję. Dobra, ale co ja nawijam, do rzeczy.
OdpowiedzUsuńTak, tak. Popłakałam się wczoraj. Dlaczego? Chyba za bardzo wczułam się w Harry'ego. Tak dokładnie opisałaś jego uczucia i stan psychiczny w jakim się znajduje, że trudno mi było się powstrzymać. Chodzi mi w tej chwili o sam fakt bicia. (Tak, domyślałam się tego) Takie sytuacje mają miejsce w życiu codziennym i właśnie... Nikt tego nie widzi. Hazz jest w naprawdę trudnej sytuacji. Ma tylko Louis'iego, ale boi się mu powiedzieć. Nie chce wyjść na tchórza i nie chce stracić przyjaciela. Niestety później przypadkowo mówi do niego te wszystkie słowa i ma to poczucie, że schrzanił to co między nimi do tej pory było. Dowodem na to jest ten most. Omal się nie załamał. Harry jest wartościowym człowiekiem (bynajmniej za taką postać go tu uważam) i dziwi mnie postawa jego matki. Sama zachowuje się jakby stanowił największy ciężar dla rodziny, między innymi odsyłając go do ojca na weekendy, mimo że chłopak tego nie chce. Może on potrzebuje rozmowy, odrobinę zrozumienia, że też jest człowiekiem i ma prawo do własnej odmienności zdania czy też charakteru. Anne na własne życzenie traci syna. No cóż, a Lou jak Lou. Bardzo go polubiłam. No bo, kto by nie chciał takiego przyjaciela? Nie odwrócił się od niego, zrozumiał, pomógł. Chodzi mi o pomoc w sensie odkrycia prawdy. Wiedziałam, że mimo wszystko postawi na swoim i dotrze do Styles'a. On go teraz naprawdę potrzebuje. Zrobi dla chłopaka to, co uważa za słuszne. "Przyznaję, że poczułem się dużo lepiej, kiedy powiedziałem o wszystkim Louisowi. Nie zostawiłby mnie. Od tamtego momentu wiedziałem, że Louis pozostanie ze mną bez względu na wszystko. Byłem głupi, że tyle z tym zwlekałem, ale… naprawdę się bałem. Tyle razy zostałem odtrącony, że ten jeden kolejny raz do reszty by mnie zniszczył." ten cytat oddaje chyba wszystko co do tej pory myślałam :)
A teraz odbiegając od tematu: wpędzisz mnie do grobu! W 9 będzie coś więcej?! :o Ja tu umrę na stojaka do następnego wtorku!
Naprawdę dziękuję Ci za wszystko :) Za to, że pięknie piszesz, za uśmiech na mojej buzi, kiedy widzę że dodałaś nowy rozdział, za wszystkie moje uczucia. Ale to już wiesz ;* Za jakiekolwiek błędy przepraszam :(
Love you <3
@amazaynnie
Usfnajksbfj... *__* Popłakałam się.. Wiem dokładnie co przeżywa Hazza, gdyż sama mam taką sytuacje w domu. Ojciec, który nas zostawił gdy się urodziłam, wrócił i chce żeby wszystko było normalnie. Jestem typem buntowniczki i zawsze odpyskuje ojcu, przez co dostaję.. Zawsze spoko, ale co ja pisze o sobie. Dobra, muszę wyrazić opinię na temat tego bloga. No więc, zakochałam się w Twoim blogu, od pierwszego rozdziału. Z rozdziału na rozdział, coraz bardziej mnie wciąga. Dziwie się temu, gdyż nigdy żaden blog mnie tak nie wciągnął, a czytałam ich wieeeeeeele. So, nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńZapraszam także do mnie: http://a-story-of-larry-stylinson.blogspot.com/
Czytam to opowiadanie i jestem nim zachwycona. Każdy rozdział jest niesamowity, a zwłaszcza ten. Wywołałaś u mnie falę smutku, z powodu sytuacji Harry`ego. Biedny. Dobrze, że ma kogoś u boku, kogoś, kto będzie umiał mu pomóc, kogoś, kto będzie dla niego kimś ważnym.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej niespodzianki w dziesiątym rozdziale. Czym zaskoczysz? Kurcze, teraz tylko o tym myślę i nie mogę normalnie fukncjonowac! Za bardzo zżyłam się z całym tym blogiem <3.
Kocham Was za to opowiadanie *.*
OdpowiedzUsuń@polish_teen
Dziękuję za ten rozdział, tak po prostu. Jest świetny, chociaż może nie zbyt wesoły, ale poprawił mi humor.
OdpowiedzUsuńTak więc czekam na następny z niecierpliwością, życzę weny i nie mogę się doczekać następnego ;>
http://one-direction-ziall.blogspot.com/
*jezusmariarodzęalboschodzęnazawał* ''Pocałowałem go w policzek, cicho dziękując.'' OMG Larry atakuje!!!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
Cóż... Zacznę od tego, że chciałam Was ogromnie przeprosić za to, że pod kilkoma rozdziałami nie pozostawiłam komentarza, ale po prostu... cóż, klasa maturalna daje się we znaki. Próbne matury, próby poloneza, powtórki... Cud, że w ogóle znalazłam chwilę, by to czytać. Ale w sumie, na to opowiadanie zawsze znajdę chwilę :).
OdpowiedzUsuńHistoria bowiem szalenie mnie wciągnęła. Ten Harry, odizolowany od świata, coraz to bardziej zamykający się w sobie... Podejrzewałam, że jego sytuacja w rodzinie też nie będzie w relacjach jakoś specjalnie wesoła, ale jednak przemoc mnie zaskoczyła. Matko, biedny Harry... Aż mi słów brakuje, by opisać to, co czuję w tym momencie. Strasznie mi go żal, strasznie. Ale cieszę się, że nie zdobył się na ten ostateczny krok i nie skoczył. Wierzę bowiem, że Louis pomoże mu odnaleźć sens życia i radość w nim zawartą. Nie wiem czy po tym wszystkim chcę gorącego romansu, ale... miłość na pewno. Aż po prostu się prosi, żeby między nimi zrodziło się jakieś uczucie. Zresztą, już się chyba powoli rodzi :). Swoją drogą cieszy mnie powolne tempo, a nie raz dwa i wielka miłość po grób. Wszystko starannie, w swoim czasie... Idealnie. Rzeczywistość, którą tu wykreowałyście niemalże mnie zachwyca. I w dodatku jest tak opisana, że... wydaje się być naprawdę realna. Hm, chyba powinnam Wam podziękować za skuteczne poprawianie mi ostatnimi czasy nie najlepszego humory kolejnymi rozdziałami. Liczę na kolejny w szybkim czasie :).
Buziaki ;*
PS: 2553527 - prosiłabym o informację :). A w wolnym czasie, gdy jakoś wyjątkowo nie miałybyście znaczących zajęć, zapraszam do mnie. Może nie jest tak dobre jak Wasze, ale... chyba działa :)
http://what-hurts-the-most-by-louise.blogspot.com/
Jest niesamowity, cudowny , boski! <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że tak długo nie dodawałam komentarzy...obiecuję że się poprawię. :)
Bardzo się cieszę że sytuacja się rozkręciła.
Domyślałam się że tata Harry'ego go bije, ale i tak było to dla Mnie wielkim szokiem. Napłynęły Mi do oczu łzy jak przeczytałam moment w którym Harry powiedział o wszystkim Louis'owi.
To opowiadanie jest genialnie napisane. Bardzo dużo wkładacie w napisanie tego wszystkiego tak, żeby czytelnik czuł to samo co bohaterowie. I tak rzeczywiście jest, czytając czuję to samo lub podobnie co Harry czy Louis.
I przez wasz talent do pisania, jak i przez świetny pomysł na to opowiadanie...co raz bardziej mnie to wszystko wkręca.
Szkoda że zamierzacie kończyć za jakieś 5 rozdziałów... chciałabym żeby to opowiadanie trwało przez wieki! <3
Tak samo jak tamto opowiadanie o Larry'm ,to również nadaje się na książkę. I jeśli wydacie kiedyś taką... to bardzo,bardzo,bardzo proszę żebyście Mnie poinformowały!
Mam nadzieję że nowy rozdział pojawi się wkrótce.
Na prawdę nie mogę się doczekać :D
+ http://crazydirectioner26.blogspot.com/
Jak ktoś chce poczytać, to proszę :)
I tak pewnie nie dorównuje w najmniejszym stopniu, temu blogowi.
No cóż... nie mogę się doczekać następnego!
Proszę, dodajcie szybko następny! <333
PS.: z tą książką mówiłam na poważnie,zastanówcie się nad tym :)
świetny rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńkurcze normlanie kocham was za to opowiadanie jest cudowne <3
czekam na kolejny rozdział ;)
@snowboard_girl1
Nie męczcie nas i dodajcie kolejny ;]
OdpowiedzUsuńpiękny rozdział, biedny harry, kocham was, nie mam czasu śpieszę się więc taki bez sensu komentarz ale chciałam napisać cokolwiek czekam na następny ♥
OdpowiedzUsuń