Czasem, patrząc z perspektywy czasu, śmiałem się ze swojej
naiwności. Później zacząłem dostrzegać, że tak naprawdę moje czyny to był tylko
akt desperacji, aby nie zostać całkowicie samotnym. Bo bałem się tej samotności. I
będąc szczerym, nigdy nie przestałem się jej bać. Tu już nawet nie chodziło o
strach przed pogorszeniem się moich relacji z rodziną. Tylko właśnie z moimi
przyjaciółmi, a w szczególności z Louisem.
Przymykałem powieki i widziałem oczami wyobraźni jego
roześmianą twarz, gdy spogląda na mnie; jego czułe gesty względem mnie, kiedy
byłem smutny; jego śmiech wypełniający smutną i szarą przestrzeń. Był dla mnie
światełkiem, które prowadziło mnie ciągle przed siebie. Nie pozwalał mi się
poddać. Ciągle był przy mnie i w chwilach załamania mówił, że „będzie dobrze”,
a ja mu zawsze wierzyłem. Nawet jeśli jego słowa zostały wypowiedziane tylko po
to, abym przestał się martwić; ufałem mu.
- Hazza, spójrz tylko! – Cichy, pełen ekscytacji głos Shayny
wyrwał mnie z zamyślenia. Odszukałem ją wzrokiem, uśmiechając się. Stała przy
wystawie sklepowej, z nosem przylepionym do szyby i wpatrywała się w śliczną, zieloną
suknię wieczorową.
Zostaliśmy z zespołem zaproszeni na wielką galę. Byliśmy
nawet nominowani do dwóch kategorii, dlatego tym bardziej nie chcieliśmy
odwoływać naszego przybycia. Choć tego dnia zaplanowany był ważny wywiad w
radiu, menedżerom udało się go przestawić na inny termin. Wspólnie z chłopakami
i Simonem stwierdziliśmy, że Shayna nie będzie kłopotem na gali, jeśli tylko
będzie potrafiła się zachować. A tego byliśmy pewni.
- Wejdziemy sprawdzić, jak na tobie leży? – zaproponowałem.
Kiedy ujrzałem błyszczące oczy dziewczyny, roześmiałem się
pod nosem, wskazując głową, aby weszła do sklepu razem ze mną. Nie zwlekała z
tym długo. Prędko wpadła do środka, od razu przechodząc do konkretów i prosząc
o suknię z wystawy. Ku jej szczęściu – to był akurat rozmiar idealnie pasujący
na nią. Podczas gdy ona zniknęła w przymierzalni, ja usiadłem na wygodnym
fotelu, obitym sztuczną skórą w przyjemnym blado czerwonym odcieniu. Rozglądałem
się wokoło, zachwycając pięknem każdej kreacji z wystawy. Naprawdę podziwiałem
dziewczyny, jak mogą wybrać z tylu cudownych rzeczy tę jedyną.
- I jak? – Usłyszałem niedługo później za sobą. Wstałem,
odwracając się. – Może być?
Shayna okręciła się wokoło, prezentując w pełni sukienkę.
Przyznaję, że zaparło mi dech w piersiach. Wydawać się mogło, że sukienka
została stworzona specjalnie dla niej. Dekolt nie był duży, odsłaniał zaledwie
skrawek jej obojczyków. Na ramiona spływały rękawki z koronki, sięgające jej
nadgarstków z wzorami łodyg i liści połączonych ze sobą; gdzieniegdzie pojawił się
malutki kwiatuszek albo listek. W talii po prawej stronie było małe wycięcie,
odsłaniające skrawek jej ciała. Ciemna karnacja dziewczyny przyjemnie współgrała z
wiosenno-zielonym kolorem sukni. Gładki materiał sięgał podłogi i delikatnie
przylegał do jej ciała, kryjąc tu i ówdzie drobne defekty jej ciała, o których
nieraz wspominała, kiedy częstowałem ją chipsami albo czymś słodkim. Choć ja
niczego tam nie widziałem.
Shayna roześmiała się radośnie, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Widzę, że nie możesz oderwać ode mnie oczu.
- Szczere? Tak właśnie jest – odparłem z zachwytem. – Woho,
będziesz wyglądać co najmniej zniewalająco. Kiedy zobaczy cię Jeremy, nie pozna
cię.
- Sądzę, że chłopak ma rację. Podkreśla to pani kolor oczu –
wtrąciła sprzedawczyni. – Polecam, naprawdę. Jest to unikatowy krój, wszystkie
stroje przysyłane mamy tutaj z początkującego salonu mody, który jednak cieszy
się już zbytkiem. Mogłabym pani jeszcze doradzić odpowiednie dodatki, które
mamy tutaj na sklepie, a także… - ciągnęła, podczas gdy ja zupełnie wyłączyłem
się myślami.
Patrząc na Shaynę, widziałem w niej dorosłą kobietę, a nie
nastolatkę. A widząc radość w jej oczach czułem przyjemne ciepło wewnątrz. Do
tej pory utrzymywaliśmy z nią sporadycznie kontakt. Prędzej widywała się ze
mną, kiedy wpadałem do Gemmy i Jeremy’ego w odwiedziny. Ale nigdy nie
przypuszczałem, że będziemy mogli się zbliżyć do siebie i traktować jak
przyjaciele, a nie tylko rodzeństwo partnera brata czy siostry.
*
- Harry, ja naprawdę ciągle nie mogę w to uwierzyć! –
pisnęła cicho, kiedy szliśmy przez duży parking do mojego samochodu. Niosłem
torebki z ubraniami i biżuterią, która sprzedawczyni nam doradziła, a wolą
dłonią odszukałem kluczyki. – Kiedy Jeremy zobaczy mnie tam w telewizji, chyba
padnie. Nawet nigdy nie marzyłam o czymś takim. To jest niesamowite!
- Nie ma za co. Nie chcieliśmy cię zostawić w domu, a bądź
co bądź, zawsze to jakaś rozrywka – zauważyłem. – Och – kontynuowałem, kiedy
przypomniałem sobie o jednej ważnej kwestii – każdy dostał zaproszenia z osobą
towarzyszącą. Liam i Zayn już mają partnerki. Niall chyba zabierze ze sobą
przyjaciółkę z Irlandii, z którą ma stały kontakt, a ja i Louis póki co nie
wiemy. Teoretycznie jeden z nas pójdzie z tobą, a drugi będzie szukał po
przyjaciołach.
- Harry… - zaczęła niepewnie, kiedy zatrzymaliśmy się przy
samochodzie. Miała obawy co do swojego pytania i mojej
reakcji. Ale kiedy uśmiechnąłem się zachęcająco, westchnęła, kończąc swoją
myśl. – Bo widzisz, moja przyjaciółka, ta, która była parę razy u nas, wie o
tym, że zabieracie mnie aż do Ameryki i… tak sobie myślę… może ona poszłaby jako
osoba towarzysząca Louisa? A ja z tobą… - Zmarszczyłem brwi w niepewności.
Chciałem się chwilę zastanowić nad tym, ale Shayna źle to odebrała. –
Oczywiście wiem, że być może za bardzo się pcham w to wszystko i że nie mam nic
do powiedzenia, ale ona naprawdę potrafiłaby się zachować w takiej sytuacji. I
myślę, że dla Louisa byłoby miło.
Zaśmiałem się cicho, kiedy wrzuciłem na tylne siedzenia
zakupy wysłuchując nie zamykającej się buzi Shayny.
- No co? – zapytała oniemiała.
- Powinnaś czasem być bardziej stanowcza. – Roześmiałem się
cicho, kiedy przypomniałem sobie, że dokładnie te same słowa powiedziałem
niedawno Louisowi. – Wydawałaś się pewną siebie, a tutaj nagle tak się jąkasz
i, nie wiadomo czego, boisz.
Shayna spojrzała na mnie ponad dachem samochodu. Wiatr lekko
rozwiewał jej włosy, z czasem porywając kilka pasem na twarz. Odgarnęła je
powoli, przechylając głowę w bok. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale wtedy
skinąłem głową na samochód. Chwilę później oboje siedzieliśmy w środku,
przepinając pasy bezpieczeństwa.
- To trochę wygląda jakbym się pchała z buciorami w wasze
gwiazdorskie życie i chciała mieć jakiś wpływ na nie, nie sądzisz? –
powiedziała, kiedy włożyłem kluczyć do stacyjki i przekręciłem go, uruchamiając
samochód.
- Nie wydaje mi się.
Ruszyłem; na moment zapadła cisza pomiędzy nami. Dopiero
kiedy włączyłem się do ruchu, Shayna powiedziała:
- Jesteś bratem dziewczyny mojego brata. Jak dobrze pójdzie
za niedługo będziemy rodziną. Mam ci wierzyć, że zwróciłbyś mi uwagę, gdybym
robiła coś nie tak? – Jej głos przesiąknięty był niedowierzaniem.
- Tu mnie masz. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Chociaż szczerze
powiedziawszy jakoś dyskretnie zwróciłbym ci uwagę. Jestem w końcu
nastolatkiem; czasem coś mówię, dopiero potem myślę.
- Tak… - odparła zamyślona. – Tak jak wtedy przed twoimi
urodzinami. Zaprosiłeś mnie, ale Jeremy powiedział, że jestem za młoda i nie
będę tam pasowała. I zawiózł mnie do babci. Na odchodne powiedziałam mu, że
chwilami jest najgorszym bratem jakiego mam. – Zamilkła. – A to nigdy nie była
prawda i nie będzie. Po prostu byłam zła i zawiedziona, że nie będę mogła się
dobrze bawić.
- On to wie.
- Ale to zmienia postać rzeczy. Czuję się źle z tym, że kiedykolwiek tak o nim pomyślałam. Robi dla mnie wszystko, opiekuje się mną, wychowuje,
dba o mnie… a ja z takimi tekstami.
- Potem i tak zawsze wszystko wraca do normy i jest jak było wcześniej – zauważyłem. Stanęliśmy na światłach, spojrzałem przelotnie na
Shaynę. Wzrokiem śledziła ruchy zamyślonych przechodniów.
- Teoretyczne tak. Ale – dodała po chwili – w praktyce nie
przejdzie to. Zawsze są sytuacje, które odciskają swoje pięto na człowieku. Na
jego psychice bynajmniej. I już nic nigdy nie jest jak dawniej.
*
- Harry, przestań się tyle wiercić! – zawołał zdenerwowany
Louis.
- Ale to mnie boli! Jak mam siedzieć spokojnie? – zapytałem,
przybierając na twarz dziwny, niezrozumiały wyraz.
Syknąłem głośno, kiedy znów poczułem na wnętrzu dłoni wodę
utleniającą, sprawiającą mi niemało bólu. Zacisnąłem mocno powieki i zęby,
opuszczając głowę. Próbowałem jakoś przetrwać nieznośne pieczenie, ale było
trudno. Chwilę później Louis powoli owinął bandażem moją dłoń, klepiąc mnie po
ramieniu. Otworzyłem oczy, zadzierając brodę. Louis stał pochylony nade mną,
bardzo blisko, gotowy do pocałunku. Automatycznie zwilżyłem wargi, nie mogąc
oderwać od niego oczu.
- Dzielny chłopiec – powiedział ze słodkim uśmiechem. Droczył się ze mną.
- Bardzo – odparłem otępiony jego bliskością, przybierając na twarz zbolałą minę.
Wygiąłem usta w podkówkę zaraz potem rozciągając je wzdłuż linii zębów.
- Boże, jacy wy jesteście słodcy – mruknęła rozespana
Shayna, wchodząc od kuchni razem z Niallem.
- Przyzwyczaj się – powiedział Irlandczyk, otwierając
lodówkę i obrzucając jeszcze sennym spojrzeniem jej wnętrze – oni tak często.
Doskwiera im samotność.
- Ostatnio powiedziałeś, że ci to nie przeszkadza – obruszył
się Louis. Usiadł na moich kolanach, obejmując mnie w szyi i przytulił się do
mnie. Instynktownie przytrzymałem go w talii, aby się nie zsunął. – Spójrz na
nas, Nialler. Shayna dobrze mówi; patrz jak słodko razem wyglądamy.
Blondyn wyjrzał zza drzwi lodówki, kręcąc głową z
niedowierzaniem.
- A patrz teraz jak słodko! – dodał z ekscytacją Louis,
dając mi długiego całusa w policzek.
- Co za świry. – Shayna roześmiała się, stając obok Nialla i
zaczęła wyciągać ze środka warzywa.
- Hej, przygotowujemy z Harrym jajecznicę tylko mieliśmy
mały problem po drodze i…
- Jeszcze mi powiedz, że robiliście to tutaj, w kuchni i
nawet nie umyliście rąk. – Niall ponownie wyjrzał zza drzwi lodówki z szeroko
otwartymi oczami.
Zdawał sobie sprawę, że to mogłoby być do nas podobne. Kilka
razy zdarzyło się, że chłopaki znaleźli gdzieś w mieszkaniu pojedyncze części
naszego ubioru, pomięte i rzucone w najdziwniejsze miejsca i byli pewni, co się
działo.
- A miałbyś coś przeciwko? – zapytał Louis z zadziornym
uśmiechem.
- Co za ohyda! – zawołał Irlandczyk, z hukiem zatrzaskując
drzwi. W tym samym czasie do kuchni wszedł Zayn. – Ubieraj się – zwrócił się do
niego Niall – jedziemy zjeść coś na mieście.
Niall błyskawicznie zajął łazienkę po przeciwległej stronie,
zostawiając zdezorientowanego Zayna w drzwiach. Spojrzał najpierw na nas,
później na Shaynę, która przyglądała się wszystkiemu na uboczu z małym
uśmiechem, aż w końcu nie wytrzymał i zapytał:
- Okej, wyjaśni mi ktoś, co tutaj jest grane?
- Właśnie powiedziałem naszemu przyjacielowi, że mieliśmy
tutaj z Harrym… bardzo pracowity poranek – wyjaśnił na luzie Louis, poprawiając
się wygodniej na moich kolanach. Zayn uważnie prześledził wzrokiem jego ruchy,
jednak wciąż jego mina wyrażała niewiedzę. – No wiesz… - Louis westchnął,
potrząsając głową. – Zayn, dobrze wiemy, do czego ja i Harry jesteśmy zdolni i…
- Ja wiem – przyznał Malik, zaciskając usta w wąską linię. –
Sądziłem jednak, że wkręcaliście Niallera i nie robiliście tego naprawdę.
Zayn już miał opuścić kuchnię, a Louis otworzył usta, aby go
zatrzymać, kiedy do naszych uszu dotarł dziewczęcy śmiech. Wszyscy trzej
spojrzeliśmy na Shaynę, chcąc wiedzieć, co spowodowało u niej takie
rozbawienie.
- Zayn, oni naprawdę żartują. Gdyby miało tutaj do czegoś
dojść, pewnie byliby cali zmierzwieni i jestem pewna, że rumieniliby się jak
dziewice. Zważając na to, że mieszkam z wami od jakiegoś czasu i teoretycznie
żyję w słodkiej niewiedzy.
Kiedy tylko Shayna zamilkła, poczułem, jak coś w moim
brzuchu się zacieśnia. Wewnątrz było mi potwornie gorąco, ale na zewnątrz z
mojej twarzy odpłynęły wszelkie kolory. Reakcja Louisa była taka sama. Chociaż
on podszedł do tego na większym luzie. Ja nie potrafiłem maskować swoich
prawdziwych emocji i ktoś, kto mnie znał w miarę dobrze i długo przebywał w
moim towarzystwie, wiedział kiedy kłamię albo coś ukrywam.
- Hej, nie patrzcie tak na mnie. – Roześmiała się, unosząc
ręce w obronnym geście. – Nie trudno jest zobaczyć, co się między wami dzieje.
A ja nie mam sześciu lat, tylko szesnaście i rozumiem pewne sprawy.
- Czyli nie masz z tym problemu? – zapytał Louis.
- Za kogo wy mnie macie? – zapytała, podchodząc do nas z uśmiechem i mierzwiąc
nasze fryzury. – Jesteście naprawdę głupiutcy, chłopcy.
Byłem co prawda oniemiały sytuacją, ale nie na tyle, żeby
stwierdzić, że mamy o jeden kłopot mniej. Jednak nie zdawałem sobie sprawy, że
to nie Shayna była tutaj główną obawą.
hejhej. przepraszamy, że tyle zeszło nam z dodaniem rozdziału, ale.. takie chwilowe problemy emocjonalne. i co za tym szło, brak chęci na pisanie. zdaję sobie sprawę, że czwóreczka nudna jak flaki z olejem, ale myślę, że w kolejnym rozdziale będą już jakieś konkrety - zobaczę jak wyjdzie w praniu.
kto chce być powiadamiany o nowych rozdziałach, zapraszamy tutaj.
jakieś opinie na temat rozdziału? śmiało komentujcie! pytania? piszcie do nas na twitterze: do Sabiny albo do mnie, jak wolicie. ewentualnie pytajcie na asku.
i do następnego rozdziału. :3
Nudne? No chyba oszalalyscie ! Jest cudowneee ! :3 Czekam z niecierpliwosica na kolejnyy@KissNobody
OdpowiedzUsuńNudne? No chyba oszalalyscie ! Jest cudowneee ! :3 Czekam z niecierpliwosica na kolejnyy@KissNobody
OdpowiedzUsuńZgadzam się z KissNobody. Ten rozdział nie jest nudny, a Shayna.. Po prostu ją uwielbiam :D Tylko zastanawia mnie jedno zdanie - "Jednak nie zdawałem sobie sprawy, że to nie Shayna była tutaj główną obawą".. Chociaż równie dobrze mogłam nie zrozumieć, co jest normalne o tej godzinie :P... I jeszcze jedno. Larry!!!.. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuń@Olla1235
Nie nudny, tylko cudowny! W ogóle jestem zafasynowana waszym stylem pisania, to jedyny blog, na który trafiłam, na którym używa się takiej gramatyki z tak świetnym efektem :) no i bardzo chce poznać ten kłopot, o którym wspomniałyscie w ostatnim zdaniu!:)
OdpowiedzUsuńPo prostu super! Już nie mogę się doczekac następnego, tym bardziej że ostatnie zdanie pozostawia wiele do myślenia :)
OdpowiedzUsuńWeźcie laski rozdział genialny a nie nudny :p Czekam na piąteczkę :*
OdpowiedzUsuńKocham*.*
OdpowiedzUsuńW poprzednim rozdziale obawiałam się o Shaynę. Teraz mam jakieś chore myśli, że to Zayn może przeszkodzić Larry'emu.
Uwielbiam was i czekam na rozdział piąty.;)
Hej dziewczyny! Dzisiaj trafiłam na wasze opowiadanie i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobało zarówno fabuła jak i styl pisania. Podoba mi się to, że nie opisujecie co dzieje się sekunda po sekundzie. Nie wszytko zostało powiedziane od razu więc wraz z kolejnymi częściami dowiadujemy się czegoś nowego o bohaterach, a opis miłości Hazzy i Lou- cudo! Może troszkę przesłodzone jak dla mnie, ale nie jest źle. Z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów, a jeżeli macie ochotę i chwile czasu to zapraszam do mnie. Także pisze opowiadanie. Dopiero początki, ale pomału się rozkręcam. Pozdrawiam serdecznie! :*
OdpowiedzUsuńhttp://we-make-some-memories-tonight.blogspot.com
Czekałem z niecierpliwością na rozdział, a czytam go dopiero 5 dni po dodaniu. Niestety, byłem taki... Nieobecny, że nie miałem ochoty na nic, zupełnie na nic. Wybaczcie. Ale już jestem, przeczytałem i czas skomentować (Jezu, kolejny bezsensowny komentarz ^^).
OdpowiedzUsuńNa początek zapamiętaj jedną rzecz- Twoje opowiadania/rozdziały/shoty nigdy nie są nudne, nieciekawe itp., jak sama uważasz. Piszesz bardzo fajnie i powinnaś w to uwierzyć :)
Co tu dużo mówić, rozdział jak zawsze świetny. Naprawdę nie wiem, jak Ty to robisz. Cieszę się, że Shayna odkryła i zaakceptowała Larry'ego. Tym rozdziałem zburzyłyście całą moją koncepcję na tę historię :)Nie wiem, co wam za to zrobić, ale chyba zostawię was w spokoju, bo co będę czytać jak zginiecie? ;)
A teraz się powtórzę i powiem, że wyczekuję już następnego rozdziału i strasznie podoba mi się obecny ♥
@DeathIsStupid
Cześć. xx Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger więcej informacji u mnie na blogu: storywithlarry.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBlog jest niesamowity :D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :D http://incredilble-men-and-me.blogspot.com/
Uwielbiam wasze opowiadania...
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie: http://larry-stylinson-1d.blog.onet.pl/
Właściwie zaczynam dopiero pisać, więc mam nadzieję, że ktoś zajrzy i skomentuje ;)
Życzę weny w napisaniu następnego rozdziału :)
e tam wspaniały :) ty nigdy nie piszesz nudnych kawałków :>
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
kocham to opowiadanie i boję się tytułu. boję się, że coś sie zniszczy.. a znajac życie tak będzie, a znając MNIE to będę to przeżywała jak głupia xd
OdpowiedzUsuń